Drew Kemp fot. Speedway GB
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przed młodym Brytyjczykiem drugi sezon w barwach gdańskiego Wybrzeża. Na łamach „Speedway Star” dzieli się on swoim podejściem do życia, które może różnić się nieco od innych zawodników żużlowych.

 

Nie wszyscy żużlowi fani być może wiedzą, że jak wielu innych posiada on tatuaże. Ich treść jest bardzo osobista.

– Jedną ze swoich rąk oddałem żużlowi. Mam tam swoje podobizny, a także – ten tatuaż nie jest jeszcze skończony – odniesienia do klubów, dla których startowałem. Mam już wiedźmę i orła (symbole Ipswich Witches i Eastbourne Eagles – przyp. AF), teraz czas uzupełnić kolekcję -mówi Kemp. – Mama powiedziała mi, że nie mogę mieć ich na twarzy ani szyi, i tego się trzymam. Inny z moich tatuaży, ten na nodze, mówi: „zacieśnij więzi z tym, co dziwne”. Dotyczy to tego, jaki sam jestem dziwny w porównaniu z innymi, którzy mnie otaczają. Po pierwsze, jestem weganinem, co sprawia, że nieco nie pasuję do reszty. Moje włosy wyglądają, jakbym był stuknięty, to, jak się ubieram, czy jakie kapelusze noszę, wygląda mega dziwnie.  Nie robię tak, by zwrócić na siebie uwagę, po prostu jestem, jaki jestem. Gdybyśmy wszyscy byli tacy sami, byłoby nudno. Po prostu niektóre rzeczy robię po swojemu.

Trzykrotny mistrz Wielkiej Brytanii juniorów (wywalczył tytuły rok po roku w trzech ostatnich sezonach) w tym roku skończy zaledwie dwadzieścia lat. Rozwój kariery oznaczał dla niego trudną i znacznie szybszą niż u innych drogę od zwykłego dziecka/nastolatka do osoby, która musi radzić sobie z profesjonalizacją swoich działań.

– Ten krok od obiecującego dzieciaka do profesjonalnego zawodnika był bardzo trudny. Wszystkie oczy były zwrócone na mnie. Musiałem szybko dorosnąć, by sobie z tym wszystkim radzić, poukładać sobie wszystko w głowie. W Ipswich nie było tak źle, byłem piętnaście minut drogi od domu, po powrocie wypijałem filiżankę herbaty, szedłem spać i próbowałem o tym zapomnieć. W Edynburgu podczas pierwszego spotkania nie zdobyłem punktów, co oznaczało dłuuugą drogę do domu tylko z własnymi myślami. Jeżdżenie w tę i we w tę zmieniło moje podejście. Powiedziałem sobie, że jeśli chcę być najlepszy, to muszę przeć do przodu i po prostu robić swoje. W żużlu trzeba być mocniejszym psychicznie niż fizycznie. Jeżeli chcesz wygrywać, musisz umieć radzić sobie z tymi gorszymi momentami.

Młody Brytyjczyk poruszył także bardzo ciekawą kwestię, jeśli chodzi o współpracę na linii zawodnik-klub w przypadku swojej rodzimej ligi. -Zawsze chciałem startować w klubach, w których uzyskam pomoc i nigdy nie następowało to w takim zakresie, jak oczekiwałem.

Kemp w interesujący sposób odniósł się do pewnego rodzaju wyzwań, z którymi muszą mierzyć się zawodnicy, i ich skutkami. – W ostatnim roku zdecydowałem się na starty w Ipswich i Eastbourne, ponieważ tamtejsze tory nie należą do moich ulubionych, więc mogłoby to być dla mnie niezłe wyzwanie. Niestety, to nie zdało egzaminu. Coś między nami nie zaskoczyło. Zdałem sobie sprawę, że wolę startować tam, gdzie sprawia mi to przyjemność.

Ważną częścią żużlowego dojrzewania dwudziestolatka była, jak w życiu, nauka radzenia sobie z porażkami. – Bardzo ważna dla mnie jest psychologiczna strona sportu. Walczyłem z tym przez kilka ostatnich lat. Zwyczajnie uczyłem się akceptować przegrane – kończy nadzieja brytyjskiego żużla.