Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jason Doyle to jeden z tych zawodników, którzy po zdobyciu tytułu mistrzowskiego wypadli ze ścisłej czołówki światowego żużla. Po triumfie w Grand Prix z 2017 roku Australijczyk co prawda zajmował miejsca gwarantujące mu kwalifikacje do kolejnego cyklu, ale kończył rozgrywki ze znaczną stratą do najlepszej trójki IMŚ. 36-latek liczy na to, że tegoroczny sezon będzie dla niego znacznie lepszy i przyznaje, że chce walczyć o najważniejsze miejsca w cyklu.

7., 7. i 6. To miejsca, które Doyle zajmował w Grand Prix odpowiednio w 2018, 2019 i 2020 roku. Australijczyk nie jest zadowolony z takich rezultatów, ale pocieszeniem jest dla niego to, że nie musiał on ubiegać się o „dziką kartę”.

– W ciągu ostatnich kilku lat zajmowałem siódmą, a teraz szóstą pozycję na świecie. To nie są miejsca, na których chciałbym zakończyć tegoroczny sezon – mówi Doyle w rozmowie z oficjalnym serwisem cyklu Grand Prix. – Zawsze staram się nie być tym zawodnikiem, który prosi o dziką kartę po ostatniej rundzie cyklu – dodaje.

W minionych rozgrywkach kluczowe dla Doyla były dwa pierwsze turnieje Grand Prix. W dwóch rundach we Wrocławiu zawodnik Fogo Unii Leszno zdobył zaledwie osiem punktów. Po tych imprezach miał już 24 punkty straty do Taia Woffindena i Fredrika Lindgrena, którzy zajmowali wtedy ex aeuqo trzecie miejsce w klasyfikacji.

– Pierwsze dwa turnieje były absolutną katastrofą. (…) Testowaliśmy zbyt wiele rzeczy. Potem wróciliśmy jednak do naszych starych ustawień z Flemmingiem Graversenem i to właśnie dla mnie zadziałało – opowiada zawodnik z Newcastle.

– Każdy zawodnik jest inny i próba zrobienia silnika na wzór innych zawodników może się nie udać. Należy wrócić do podstaw i jeździć na tym, do czego jesteś przyzwyczajony. Potem pozbyliśmy się silników i wróciliśmy do starych rzeczy – kontynuuje.

Następne zawody GP były dla Doyla już zdecydowanie bardziej udane. Trzykrotnie stawał on na podium. Najbliżej pierwszego triumfu od Grand Prix Australii z 2017 roku „Doyley” był podczas pierwszego turnieju w Gorzowie. 36-latek prawie dopadł na ostatniej prostej Bartosza Zmarzlika. – To pokazało, że znowu mieliśmy tę prędkość i dało mi odrobinę pewności siebie. Wiedziałem, że wróciłem i zamieszałem w rywalizacji z najlepszymi zawodnikami – podsumowuje mistrz świata z 2017 roku.