Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ben Barker to zawodnik, którego los doświadczył chorobą jednego z dzieci. To mały Bradley oraz jego bracia są dla Brytyjczyka inspiracją do ścigania się i sięgania po więcej. Barker zapowiada, że to jeszcze nie koniec jego kariery, a przyszłość w jego wykonaniu może nas zaskoczyć.

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ

Kiedy Ben Barker przechadzał się pewnego dnia między boksami na National Speedway Stadium w Manchesterze, miał za sobą występ dla drużyny Ipswich Witches, w którym w siedmiu startach zgromadził 11 punktów. W tym samym czasie jego sześcioletni syn leżał w szpitalnym łóżku. Zmaga się z wrodzoną chorobą krtani. On i jego dwaj bracia są dla swojego ojca motywacją do dalszego ścigania się i zdobywania kolejnych trofeów.

– Teraz Bradley wróci do domu. Nie jest z nim dobrze, ale to mały twardziel. Choruje na laryngomalację, od kiedy był malutki. Od urodzenia miał kłopoty z oddychaniem. Odkąd skończył miesiąc, przechodził operacje, i tak jest do tej pory. To jeszcze nie koniec, ponieważ także jego słuch nie jest dobry – mówi Barker na łamach „Speedway Star”. – Najważniejsze dla mnie jest to, by jeździć jak najlepiej, by Bradley i jego bracia mogli oglądać mnie wygrywającego wyścigi. To na sto procent wielka inspiracja dla mnie. To podkreśla, dlaczego to robię. Jeżdżę, bo moje dzieci kochają, kiedy to robię – dodał.

Powody, dla których kontynuuje swoją karierę, są także związane z pociechami. – To moja praca, robię to, by zapewnić im jak najlepsze życie. Kocham to, co robię, ale to wszystko robię dla nich – powiedział.

20 lat kariery, 19 klubów – tak krótko można podsumować karierę Brytyjczyka. Cztery razy był blisko w finałach Mistrzostw Wielkiej Brytanii, jednak nie udało się zdobyć tytułu. Ten rok jest jednak znacznie lepszy. Barker obecnie jest jednym z najskuteczniejszych zawodników Ipswich i Plymouth. Finał mistrzostw jeszcze przed nim, kto wie, czym zaskoczy?

– W ostatnich trzech spotkaniach zdobyłem trzydzieści punktów dla Ipswich. To miejsce, w którym chciałem być, ale wciąż jest coś do poprawy. Sprzęt, na którym teraz startuję, spisuje się dobrze. Mam go od Davida Broome’a. David buduje go, jest też tunerem i robi niesamowitą robotę. Jedyne, co mogę jeszcze poprawić, to swoją postawę. Cały czas pracujemy nad tym, bym był lepszy. Mogę stracić na wadze, a to zrobi różnicę – wyjaśnił.

Jak przyznał w rozmowie z brytyjskim tygodnikiem, nie jest ulubieńcem dietetyków. – Mogę zrzucić trzy kilogramy w dwa tygodnie. Jestem okropny, nie jem sałaty. Moja dieta to coś strasznego. Trudno dobrze się żywić, będąc non stop w drodze. Próbuję zmienić swoją dietę na lżejszą, stosować zamienniki. Najbardziej lubię kurczaka z pieczywem czosnkowym, ale to nie pomaga w mojej pracy – przyznał.

Obecnie ma 34 lata, ale nie zamierza zwalniać tempa. – Dzień, w którym przestanę kłaść wszystko na szali i stracę blask to dzień, w którym odwieszę kevlar na kołku i będzie ostatnim dniem mojej kariery -mówi otwarcie, cytowany przez tygodnik. – Czuję, że stać mnie jeszcze na tytuł mistrza kraju. Mogę jeszcze jechać tak jak ostatnio w Manchesterze. Mogę wygrać z każdym. Jeśli maszyny będą pracować tak jak ostatnio, będę w finale i nikt nie da rady mnie dogonić.

Taka pewność siebie może nieco dziwić, ale… – Nie mam wątpliwości co do tego, że mogę. Wątpiłem kiedyś w siebie, ale już tego nie robię. Teraz jestem pewny swego. Nie widzę powodu, dla którego nie miałbym wygrać finału albo być w kadrze na powracający od przyszłego sezonu Drużynowy Puchar Świata. Zamierzam wjechać do kadry – podsumował.