Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

We wtorek w Berlinie zebrał się komitet organizacyjny Grand Prix w ice speedwayu. Lodowe ściganie pierwotnie planowane było na 6 i 7 marca 2021 roku, ale ze względu na sytuację pandemiczną u naszych zachodnich sąsiadów, rozegranie zawodów stoi pod dużym znakiem zapytania.

Jeszcze w październiku jeden z organizatorów, Olaf Ehrke, liczył, że zawody będzie można rozegrać z publicznością. Obecnie w Niemczech trwa lockdown i trudno uwierzyć, aby do marca zaszczepiło się tyle osób, by kibice zostali wpuszczeni na trybuny. Na zebraniu poruszono również kwestię organizacji zawodów bez fanów, ale ten scenariusz wymaga jednak silnego udziału sponsorów, o co w Niemczech bardzo ciężko. Trudno sobie też wyobrazić, aby za prawa do transmisji zapłaciła telewizja, a FIM zrzekł się opłat od organizatora. 

– Dla mnie jest niemożliwe, aby zawody w marcu pojechały. Przy pustych trybunach nie ma to sensu. Organizacja zawodów zabije wtedy klub. Wiemy, że nie wiadomo co będzie z pierwszą rundą w Togliatti. Tam mamy problemy i dyskwalifikację Rosji również w sportach motorowych do 2022 roku. Nie wiem na co czeka FIM. Powinni jak najszybciej Togliatti i Berlin odwołać. Inaczej wszyscy pojadą zaraz do Szwecji trenować, tylko ja się pytam: po co? Chyba po to, aby nadaremnie generować koszty – mówi na łamach niemieckiego speedweek, Gunther Bauer, były zawodnik, którego syn Luca zaczyna swoją karierę w wyścigach na lodzie. 

Po wtorkowym spotkaniu wszystko wskazuje na to, że marcowe zawody w Berlinie nie dojdą do skutku.