Żużel. Jeremy Doncaster: Lot z Goeteborga „śmierdział” katastrofą. Zmarzlik znowu może być mistrzem

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jeremy Doncaster jest doskonale znany kibicom w Małopolsce. Na początku lat 90. minionego wieku z powodzeniem bronił barw Unii Tarnów, a później Victorii Rolnicki Machowa. O startach w Polsce, ale nie tylko, w poniższej rozmowie ze złotym medalistą drużynowych mistrzostw świata.

 Jeremy, jak to się stało, że zacząłeś uprawiać żużel?

Motocykle interesowały mnie tak naprawdę od małego. Zacząłem jeździć w wyścigach na trawie i tak naprawdę, to była moja największa pasja. Klasyczny żużel zaczął się od Ipswich, ale tylko dlatego – mówiąc żartem – że ówczesny promotor, John Barry, zaproponował mi bardzo dobrze płatną umowę. W sumie ryzykując nie miałem nic do stracenia. Wszedłem w to, jak się później okazało, z obopólną korzyścią. 

Co uważasz za swój największy sukces?

Wiesz, może cię zaskoczę. Miałem dobry finał jednodniowy w 1989 roku na torze w Monachium. Był brązowy medal IMŚ. Do tego złoto drużynowe w Bradford. Dwa razy bodajże wygrałem Zlata Prilbę Za największy swój sukces uważam jednak to, że przez tyle lat całe swoje serce oraz duszę wkładałem z powodzeniem w starty dla Ipswich i Reading. 

Jak to się stało że zacząłeś startować w Polsce?

Po upadku komunizmu u was, otworzyliście granice i dużo klubów szukało zagranicznych zawodników. Mi bezpośrednio w angażu w Polsce pomógł Peter Collins. Pamiętam, jako tłumaczka była pani Ania. 

Jakie były wrażenia z pierwszych spotkań w Polsce?

Wiesz, musisz pamiętać o jednym. Kiedyś Polska, to nie było jak dzisiaj. Dla nas to pachniało trochę taką nazwijmy to nową „egzotyką”. Jadąc do Polski wiedziałem dwie rzeczy. Tarnów leży blisko rosyjskiej granicy, więc prawdopodobnie jest zimno i ma lokalnego rywala z Rzeszowa, z którym są zacięte mecze. Przed pierwszym spotkaniem, jak wyszliśmy z Mitchem Shirrą na tor, to byliśmy w szoku, jak dużo ludzi było już na stadionie, a do meczu było jeszcze sporo czasu. To było coś niesamowitego. W klubie też nie było problemów. Dogadywaliśmy się z Mitchem z działaczami. Często pomagaliśmy drużynie tarnowskiej w treningach oraz dopasowaniu siników. Tam był wtedy taki mechanik, nie pamiętam nazwiska, który przygotowywał silniki. Raz na jednym pojechałem i był o wiele szybszy od tych które przywoziłem z zachodu. To była rakieta (jak przekazał Robert Kużdżał, tym wspomnianym mechanikiem był prawdopodobnie Henryk Romański – dop. red.).

Z Tarnowa odeszliście z Shirrą do Machowej…

Tak. Wiesz, prawda jest taka, przynajmniej mi się tak wydaje, że Rolnicki wtedy był głównym autorem wykładnia „kasy” na żużel w Tarnowie. Nie wnikam, o co poszło między nim a klubem, ale odszedł, to solidarnie poszliśmy za nim. Ja, Mitch i nie wiem czy kojarzysz – Troy Butler. W Machowej był mały, fajny techniczny tor. Dziś z tego co wiem już go nie ma, a do szkolenia młodych zawodników byłby po prostu idealny. 

Miałeś propozycje z innych polskich klubów?

Oczywiście, że tak. Były telefony, propozycje spotkań. Jednak mnie to nie pociągało. Czułem się w Tarnowie dobrze i nie szukałem jakichkolwiek zmian. Mam może taki charakter, że nie „paliłem” się, aby na siłę coś zmieniać.

Jak wspominasz starty w Machowej? O ile mnie pamięć nie myli, to za dużo tam się nie „najeździleś”…

Masz rację. Wspominam po latach dobrze, bo do wszystkiego po latach jest jakiś sentyment. Polska to była jedna wielka przygoda. Tak to traktowałem. W Machowej podpisałem umowę, bo wiadomo, poszedł tam Rolnicki. W umowach były zapisane mecze, w których będę startował. Ja oczywiście pod to ustalałem swój kalendarz startów. Później się okazywało, że parę dni przed meczem dostawałem wiadomość, abym nie przylatywał, bo mecz i tak będzie w „plecy”. Niby w porządku, ale ja traciłem w ten sposób inne swoje starty czy to na trawie czy na długim torze czy na klasyku. Trochę się więc „przejechałem”. Powiem ci, że tamta sytuacja tak mnie wkurzyła, że chyba ze względu na obawy, że może być tak samo w innych klubach ze startów w Polsce definitywnie zrezygnowałem. Klub oszczędzał na moich startach, a ja nie dość że nie zarabiałem, to jeszcze nie mogłem startować w innych zawodach. Nie zadzwonię do kogoś dwa dni przed i nie powiem „słuchaj, jednak przyjadę, bo Polska mi w ostatniej chwili odpadła”. 

Był też – z tego co wiadomo – obóz przygotowawczy w polskich górach…

Tak. Był też i taki epizod. Poproszono nas z Mitchem, abyśmy zjawili się na obozie przygotowawczym. Pamiętam było cholernie zimno i bardzo zabawnie. Zdziwiłem się wtedy, bo na mrozie robiliśmy grilla. Pamiętam, że kiełbaski były wyjątkowo dobre i mieliśmy ubaw z trenera. Bardzo fajny, zabawny gość który miał dobry kontakt z chłopakami. 

Pamiętasz jakieś spotkanie z Polski które było dla Ciebie szczególne?

Jeśli chodzi o wynik sportowy, to nie. Ja przyjeżdżałem, robiłem swoje i wyjeżdżałem. Wiesz, dla żużlowca mecz to normalna praca. Tylko tyle i aż tyle. Jeden mecz pamiętam ze względu na aspekty pozasportowe. Nie wiem z kim jechaliśmy, ale po meczu wieźli mnie aby zdążył na lotnisko do Krakowa bodajże i jechałem w tyle furgonetki z kierownikiem zespołu i chyba Rolnickim po prostu siedząc na chyba stu oponach Barum. 

Jak wyglądały kwestie płatności w Polsce? Należysz do tej grupy, która dostawała należności czy tej, która kwestie finansowe wspomina niechętnie?

Ja do żadnej grupy nie należę. Nie miałem generalnie większych problemów z pieniędzmi w obu klubach. Jednak Rolnicki płacił dosyć nietypowo. Zawsze dostawałem pieniądze za jeden mecz do tyłu. Myślę, że to była też taka asekuracja ze strony Rolnickiego, że przyjadę na kolejne mecze.

Jeremy, co najbardziej podobało Ci się w Polsce?

Bez wątpienia jedzenie macie znakomite. Bardzo lubiłem polskie tory, które tak naprawdę nie były skomplikowane. Proste technicznie i szybkie. 

Pamiętasz jakichś polskich zawodników z czasów swoich startów w naszej lidze? 

Nazwisk oczywiście już z głowy nie wymienię, ale w Tarnowie była bardzo fajna ekipa. Fajni, przyjacielscy zawodnicy. Na pewno utkwiło mi w głowie nazwisko Rempała. Rempałowie byli mega utalentowani i sporo z nich jeździło na żużlu. Pamiętam, że Ipswich – przez Magdę Zimny-Louis – miało kontakt z polskimi zawodnikami, między innymi z którymś z Rempałów. Wtedy Rempała mówił „a to z tobą jeździł mój ojciec czy wujek”. Cholernie staro się wtedy czułem. 

Pamiętasz jakieś „szalone” historie ze startów w polskiej lidze?

Historii była kupa. Nie wszystkie sobie jestem w stanie przypomnieć. Słuchaj, na pewno nie zapomnę finału 1991 w Goeteborgu. A raczej tego, co nastąpiło po nim. Po finale Rolnicki wynajął samolot, aby przetransportować nas do Polski na mecz. Samolot był mega mały. Nie dość, że samolocik był przeciążony, mieliśmy na nogach silniki, to jeszcze były takie turbulencje i tak rzucało tym samolotem, że myśleliśmy z Shirrą, że to nasz koniec. Na domiar złego w samolocie kończyło się paliwo. Lot z Goeteborga serio „śmierdział” katastrofą. Ostatecznie dolecieliśmy na mecz. Byliśmy z Mitchem tak szczęśliwi i zestresowani jednocześnie, że chyba z tej radości, że żyjemy zrobiliśmy po piętnaście punktów w meczu. Innym razem w drodze na lotnisko przy 130 kilometrach na godzinę „poszły” w samochodzie hamulce. W ogóle jak wspominam, to się dziwię, że człowiek przeżył te szalone jazdy samochodami na lotniska, czy taki lot o którym wspominam wyżej.

Obóz przygotowawczy w Polsce – archiwum Roberta Kużdżała

Jeremy, co dziś porabiasz prywatnie?

Nadal jestem związany z klubem Ipswich Witches, któremu staram się jak tylko mogę pomagać. Oprócz tego, pracuję jako menadżer projektu w bazie wojskowej niedaleko mojego miejsca zamieszkania. 

Kiedy zakończyłeś swoją żużlową karierę?

Mój turniej pożegnalny odbył się w 2005 roku. Zacząłem w 1982. Miałem więc za sobą dwadzieścia trzy lata ścigania i uznałem że wystarczy. Przeżyłem wspaniałe chwile na żużlu, jestem cały i zdrowy i to najważniejsze. 

Kto zostanie mistrzem świata w 2021 roku?

Wiesz, ciężko cokolwiek powiedzieć przed startem mistrzostw. Czołówka jest wyrównana i mistrzostwo może zdobyć na papierze każdy. Ja nie ukrywam, że ponownie może najlepszy okazać się Bartosz Zmarzlik. On może być ponownie mistrzem. To wielki talent i pracoholik. To składowe w drodze po sukces. 

Dziękuje za rozmowę, Jeremy.

Ja dziękuje również. Bardzo cię proszę, dopisz, że pozdrawiam serdecznie wszystkich kibiców w Polsce. Szczególnie tych, którzy pamiętają jak jeździł po polskich torach Jeremy Doncaster.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

Finał w Monachium – Wigg, Nielsen, Doncaster

CZYTAJ TAKŻE: