Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Swój pierwszy artykuł o żużlu Peter Oakes napisał dla Speedway Stara w 1962 roku, czyli ponad sześć dekad temu. Do dziś jest dziennikarzem kultowego angielskiego tygodnika o czarnym sporcie. Na swoim dziennikarskim koncie ma między innymi również biografię Taia Woffindena. Oprócz dziennikarstwa doradzał samemu Ivanowi Maugerowi, a także był menadżerem i promotorem angielskich klubów żużlowych. O pracy z sześciokrotnym mistrzem świata, speedwayu, Jimmym Hendrixie i powojennych kulach w murach wrocławskich domów w poniższej rozmowie z brytyjskim dziennikarzem. 

 

Peter, nie zaczniemy naszej rozmowy nietypowo. Proszę powiedz, jak zaczęła się Twoja przygoda z żużlem? Z tego co mi wiadomo, wszystko zaczęło się od miasta Beatlesów, Liverpoolu i nikogo innego, jak samego Petera Cravena. 

Zgadza się, Mieszkałem przy ulicy Rocky Lane w dzielnicy Tuebrook w Liverpoolu. Jakieś 400 metrów dalej był tam około 400-metrowy warsztat samochodowy należący do byłego zawodnika, Charliego Oatesa. Właśnie Peter Craven miał tam swój warsztat, w którym przygotowywał motocykle. Ja tam chodziłem, siadałem i obserwowałem jego pracę przy sprzęcie. Z kolei mój ojciec pracował w firmie Langham Engineering, której właścicielem był były zawodnik, który ścigał się na motocyklach z bocznym wózkiem. Jego kolegą był starszy brat Petera Cravena, Brian. Brat Cravena i mój ojciec pracowali tam na pełen etat. Sam Peter pracował tam zawsze w zimie, kiedy nie jeździł do Australii czy RPA. Jeśli dodam do tego, że moja mama przyjaźniła się także ze starszą siostrą żony Petera, Brendą, to można powiedzieć… tak, wszystko zaczęło się od Cravena.

Masz ten przywilej, że nie tylko miałeś okazję poznać legendę światowego żużla, Petera Cravena. Byłeś bardzo blisko związany z legendarnym, wielokrotnym indywidualnym mistrzem świata, Ivanem Maugerem. Jak zaczęła się Wasza znajomość, która z czasem przerodziła się w przyjaźń? 

Po raz pierwszy spotkałem Ivana osobiście w 1963 roku. Nie znałem go, kiedy po raz pierwszy startował w Wielkiej Brytanii w 1957 i 1958 roku. Wtedy, w 1963 roku, mieszkałem niedaleko Manchesteru i pracowałem jako specjalista public relations dla ówczesnego promotora Newcastle, Mike Parkera. Nie jestem w stanie już podać wszelkich szczegółów, ale pewnego razu żona Ivana, Raye, zaprosiła mnie na niedzielny lunch do domu przy Upper Chorlton Road. Od tego momentu rozwinęła się nasza znajomość, z czasem przerodziła się w przyjaźń i staliśmy się bardzo bliskimi sobie osobami. Moja ówczesna dziewczyna, a obecnie żona Pam, świetnie dogadywała się z Raye, spędzaliśmy więc ze sobą bardzo dużo czasu. Kiedy w 1965 roku przeniosłem się do Londynu, pozostaliśmy w kontakcie i wspólnie założyliśmy firmę, której głównym celem było nagłaśnianie i promowanie żużlowej kariery Ivana. Obie rodziny pozostają blisko siebie po dziś dzień. Pam, nasza córka Sarah i ja odwiedzaliśmy Ivana, Raye i rodzinę w Nowej Zelandii i Australii dość regularnie, a kiedy mieszkaliśmy blisko Londynu, Ivan i Raye czasami zatrzymywali się u nas, a także u innych znajomych, których mieli w Londynie.

Jakim człowiekiem był Ivan prywatnie?

Większość osób znała Ivana od tej „poważnej”, zawodowej  strony. Niewielu znało jego drugie oblicze. Był miłym, bardzo otwartym, ufnym człowiekiem. Co warte podkreślenia, Ivan był niezwykle lojalny wobec swoich przyjaciół. Wystarczy spojrzeć na długotrwałe przyjaźnie, którymi cieszyli się on i Raye na całym świecie. W bardzo wielu wypadkach one utrzymywane są pod dziś dzień. Jego najdłuższymi przyjaciółmi w Wielkiej Brytanii była cała rodzina Hone, ponieważ u nich się zatrzymał, kiedy przyjechał do Anglii po raz pierwszy. Ta przyjaźń trwała przez całe życie. Jego główny mechanik, Gordon Stobbs, zaczął mu pomagać w latach sześćdziesiątych i był z nim przez całą jego zawodniczą karierę. Kiedy widzisz, jak większość mechaników zmienia się dziś miejscami swojej pracy, fakt, że Gordon był z nim tak długo, pokazuje, jak lojalny był wobec swoich przyjaciół. Mogę dodać tyle, że zawsze sporo się śmialiśmy, poczucia humoru nie brakowało ani Ivanowi, ani mi i każdy wieczór na „mieście” kończył się spokojnie, ale i udanie. 

Ivan Mauger i Peter Oakes. Rok 1977

Ivan był najlepszym w swoich czasach zawodnikiem, bo miał największą wolę zwycięstwa i determinację? Który zawodnik startujący dzisiaj najlepiej oddaje te cechy w żużlu?

To nie jest łatwe i dobre pytanie. Z bardzo prostej przyczyny. Czasy się zmieniły i nie jestem teraz blisko żadnego zawodnika tak, jak byłem kiedyś blisko Ivana. Czasami zawodnik jak widzimy go od środka mocno różni się od tego, którego mamy na zewnątrz. Zawodnicy na przestrzeni dekad zmienili się. Niekiedy z biegiem lat spędzanych na torze stają się bardziej profesjonalni w swoim fachu. „Dorastają”. Klasycznym przykładem takiego zawodnika jest nie kto inny, jak choćby Jason Doyle. W tamtych czasach Ivan był największym profesjonalistą jakiego znałem i wykorzystywał swoje umiejętności na torze najlepiej jak tylko potrafił. Myślę, że gdyby on miał dziś coś dopowiedzieć, to byłoby to coś w stylu: „Nie byłem najbardziej naturalnie utalentowanym żużlowcem, ale nadrabiałem ten fakt dbałością o detale i wielką wolą zwycięstwa”. 

Czym dokładnie zajmowałeś się podczas swojej współpracy z Ivanem Maugerem? 

Na pewno błędne jest stwierdzenie, które zasugerowałeś, że byłem jego menadżerem. Nie, nigdy nim nie byłem. Ivan sam negocjował swoje umowy z klubami, choć miał w tym zakresie moje przemyślenia czy, nazwijmy to, luźne porady. Sporo jednak mu pomagałem. Zajmowałem się między innymi pisaniem jego felietonów dla prasy czy wszelkimi kwestiami związanymi z jego „prezencją” zewnętrzną jak wywiady, występy w radio czy telewizji…

Peter Oakes, Ivan Mauger oraz Gordon Stubbs

Popularność jaką miał Ivan Mauger była spora. Nie bywało tak, że rozpoznawalność mu niekiedy przeszkadzała? Obiła mi się o uszy pewna historia o chłopcu na plaży, który rozpoznał Ivana…

Na pewno nie był postacią popularną wśród kibiców przeciwnych drużyn (śmiech – dop.red.). Na pewno był popularny i szanowny przez swoich kolegów z torów, tu może były jeden lub dwa wyjątki. Ivan, co musimy podkreślić, był również doskonałym motywatorem dla kolegów z zespołu, czego czego dowodem jest zwycięstwo Nowej Zelandii w Drużynowym Pucharze Świata w 1979 roku. Co do przytoczonej przez Ciebie historii o chłopcu na plaży, to tak, jest prawdziwa. Nasze rodziny były na wakacjach w kurorcie St.Agnes w czasach, kiedy Ivan startował dla Exeter. Ów chłopiec Ivana rozpoznał i spytał go czy on to on. Ivan zdecydowanie temu zaprzeczył. Nie zrobił tego, aby być niegrzecznym, czy zrobić chłopcu przykrość. Zdawał sobie sprawę, jaki może mieć to wpływ na nasz dalszy wypoczynek. Urlop pewnie by się szybko, w sensie spokoju i odpoczynku, zakończył. To dobry przykład w temacie jego popularności.

O ile mi wiadomo, jedna z zawartych przez Ivana Maugera umów zakładała „dowożenie” go na mecze drogą lotniczą, co na tamte czasy było swoistym ewenementem. W 1984 roku z kolei miał pozwolenie na to, aby startować tylko w meczach rozgrywanych na „domowym” torze w Exeter.

Taki epizod miał miejsce w 1973 roku, kiedy byłem menadżerem zespołu Exeter i brałem udział w rozmowach kontraktowych. Klub Exeter ścigał się wtedy głównie w poniedziałki, co ma znaczenie dla całej sprawy. Ivan praktycznie co weekend brał udział w zawodach trawiastych, czy na długim torze rozgrywanych w Niemczech. Nie za bardzo uśmiechała mu się zatem „gonitwa” na mecz do Anglii, co jest jak najbardziej zrozumiałe. Jeden z promotorów Exeter dysponował wtedy małym, prywatnym samolotem oraz miał osobę z uprawnieniami pilota. Zasugerowałem więc, aby ten środek komunikacji wykorzystać. Propozycja spotkała się z aprobatą. Samolot lądował pod Somerset, a stamtąd Ivan był dowożony do Exeter na mecze. 11 lat później mieliśmy problem ze stworzeniem składu, który byłby, nazwijmy to, „konkurencyjny”. Na pewnym etapie zapytałem Ivana, czy pojedzie dla nas, a on odpowiedział, myślę żartem: „Ja zrobię to tylko wtedy, gdy będę mógł jeździć tylko w domowych spotkaniach”. Sprawy z budowaniem składu nam się komplikowały. Gdy zbliżał się początek nowego sezonu, mój partner (Reg Fearman – dop.red.) i ja zagroziliśmy wycofaniem się Exeter z żużla i w ostateczności powiedzieliśmy BSPA, że będziemy kontynuować starty, jeśli pozwolą Ivanowi jeździć w spotkaniach domowych, a korzystać z usługgościa” w tych meczach rozgrywanych z dala od domu. Ku naszemu zdziwieniu, zgodzili się. Kiedy powiedziałem to Ivanowi, to już nie miał innego wyjścia, jak tylko zgodzić się na to, co powiedział mi wcześniej. Tak to mniej więcej wyglądało. 

Jak długo trwała Twoja współpraca z Ivanem?

Wiesz, ja wciąż nie pamiętam, kiedy nasz  związek stał się „formalny”, ale prawdopodobnie było to około 1969 roku. Towarzyszyłem mu aż do końca jego kariery w Wielkiej Brytanii. Później rozmawialiśmy sporo o napisaniu drugiej autobiografii, ale okazało się to praktycznie niemożliwe. Ivan przebywał w Australii, ja miałem swoje zawodowe zobowiązania w Anglii. Biografię napisał Martin Rogers, który wyemigrował do Australii, a ja mam w tej pozycji swoją przedmowę.

O ile wiem, Ivan Mauger był profesjonalistą w każdym calu. Był on pierwszym na świecie zawodnikiem, który miał zastrzeżone prawa do swojego wizerunku medialnego. 

Nie powiem Ci już teraz czy to był mój pomysł, czy jego. Wiele rzeczy, które powstało było zainicjowane podczas naszych częstych rozmów i wspólnych przemyśleń. Na pewno miał prawa do rzeczy sprzedawanych w sklepiku na torze Exeter, a osobna umowa dawała prawa zdjęciowe  dla Micka Patricka.

Legendarny Nowozelandczyk potrafił również w swojej karierze skutecznie dbać o sponsorów. Pod tym względem też był profesjonalistą-pionierem.

Nie. Z tym nie do końca się zgodzę. Nie uważam, że to było pionierskie. Inni zawodnicy też byli profesjonalistami i dobrze dbali o wizerunek czy sponsorów. Myślę, że Ivan po prostu wyrastał samoczynnie ponad jakiś poziom. On był mistrzem również w kwestii psychologii i oddziaływania na tłum. Potrafiło się to udzielić. Jemu zostało to również po karierze. Pamiętam jedno takie spotkanie. kiedy podczas ważnych zawodów przed biegiem barażowym podszedłem do jego rywala i wdałem się w rozmowę zadając jednocześnie pytanie: „Wiesz, że Ivan nigdy nie przegrał dodatkowego biegu?”.

Byłeś przez lata bardzo blisko mistrza żużla. Zdarzały się zatem  sytuacje, gdy rywale Maugera chcieli sprawdzić Twoją lojalność, wypytując Cię o tajemnice jego motocykli?

Zawsze mówiłem i nadal w to wierzę, chociaż Ivan nigdy się do tego mi nie przyznał, że jednym z największych plusów naszej przyjaźni było  to, że ja jestem, uwierz, całkowicie pozbawiony zainteresowania czymkolwiek mechanicznym. Nie interesuje mnie, co sprawia, że coś działa, niezależnie od tego, czy jest to samochód, czy motocykl. Spędzałem godziny z Ivanem i Gordonem (Stobbsem – mechanik Maugera – dop.red.). w warsztacie, gdy oni przygotowywali przed zawodami motocykle. Uwierz, naprawdę, nie miałem pojęcia co oni właściwie z tymi motocyklami robią. Nie obchodziło mnie to i do dziś nie mam zielonego pojęcia o silnikach, gaźnikach czy przełożeniach. Choćby dlatego nie mogłem nigdy nikomu, nawet gdybym był „przypalany ogniem”, żadnych pożytecznych informacji przekazać, bo się na tym po ludzku nie znałem. My byliśmy przyjaciółmi pod każdym względem i tyle w tym temacie. 

W swojej karierze byłeś promotorem angielskich klubów. Ostatnim z nich było Peterborough…

Byłem promotorem w trzech klubach – Barrow, Exeter (1980-84 dop.red.) i Peterborough (1992-1998 – dop.red.). Od końca lat 60. do 1979 roku byłem także menadżerem zespołu w Exeter, Swindon, a następnie w Coventry. Miałem dobre i złe chwile we wszystkich klubach. Exeter było trudne, ponieważ w 1981 roku zginął tam młody zawodnik Tony Sanford. Zaprzyjaźniliśmy się wcześniej z jego rodziną i wykonali oni dla nas dużo pracy, aby promować klub. Rok później, po wypadku w Swindon, który był niezwiązany z żużlem zmarł nasz były młody zawodnik Martin Hewlett. W 1984 roku szwedzki zawodnik Leif Wahlmann, którego wypożyczono nam z Poole, zginął w rundzie kwalifikacyjnej mistrzostw świata do lat 21 w King’s Lynn. Sprawę pogarszał fakt, że akurat wtedy przebywałem w Ameryce i relacjonowałem igrzyska olimpijskie, które odbywały się  w Los Angeles. Wszystkimi kwestiami związanymi z nieszczęśliwym wypadkiem musiała zająć się niestety   moja żona. Z kolei można powiedzieć, że Peterborough odniosło sukces. Jako zespół nie tylko zdobyliśmy wiele trofeów, ale także podpisaliśmy kontrakt z wieloma obiecującymi wtedy młodymi talentami. Jednym z nich był nie kto inny, jak szesnastoletni Jason Crump. 

Ronni Moore I Peter Oakes

Jedno wydarzenie przeżyte z Ivanem, które najbardziej zapadło Ci w pamięci.

Tych zdarzeń jest zbyt wiele i nie mam już tak dobrej pamięci, aby je wszystkie dokładnie opisać. W 1974 roku z rodziną pojechaliśmy do Nowej Zelandii. To tam po raz pierwszy i chyba jedyny w życiu jechałem na motocyklu. Ivan pożyczył jeden motocykl od lokalnego sprzedawcy i namówił mnie, abym dołączył do niego i jego kolegów podczas jazdy korytami rzek w Christchurch. Niesamowite przeżycie. Niezapomnianym wydarzeniem był również  dzień, w którym Ivan udał się do Pałacu Buckingham w 1976 roku, aby odebrać swoje wyróżnienie w postaci nadania Orderu Imperium Brytyjskiego, a rodzina i najbliżsi  przyjaciele udali się na uroczysty lunch do słynnej włoskiej restauracji w Londynie. Wieczorem tego samego dnia Exeter ścigało się w White City. Kiedy przyjechaliśmy na stadion, zastaliśmy tam kamery telewizyjne, nagrywające odcinek popularnego wówczas brytyjskiego programu telewizyjnego The Sweeney. Nasze żony mogły poznać łamiącego wówczas kobiece serca aktora John Thawa, a Ivan tego dnia wywalczył komplet punktów. 

W rozmowie ze mną, mechanik Maugera, Gordon Stobbs wspominał, że Ivan potrafił organizować fajne przyjęcia. 

To prawda. Kiedy praca, wtedy praca. Kiedy czas na luz, wtedy był czas na luz. Rodzina Maugerów przygotowywała doskonałe przyjęcia z okazji świat Bożego Narodzenia, czy innych specjalnych okazji, z urodzinami włącznie. 

 Jak bardzo obecny żużel różni się od tego sprzed dekad?

W rzeczywistości tak naprawdę niewiele. Dalej mamy czterech zawodników i dalej jedziemy na owalu w kierunku przeciwnym do ruchów zegara. Prędkości moim zdaniem też nie są zastraszająco większe. Największą zmianą jest dla mnie bezpieczeństwo i dmuchane bandy. Styl jazdy uległ zmianie na styl jeżdżenia bliżej zewnętrznej strony toru, ponieważ przy ewentualnym błędzie konsekwencje dzięki dmuchanej bandzie będą w teorii  mniejsze. Osobiście skłaniam się ku stwierdzeniu, że obecny żużel jest tak dobry, w sensie możliwości ścigania, jak nigdy dotąd. 

Najlepszy tor do dobrego  ścigania w Twoim mniemaniu? 

Moim zdaniem mamy dwa najlepsze miejsca na widowiskowy żużel. Pierwsze to Manchester, drugi to tor we Wrocławiu. Gdybym miał wskazać trzecie miejsce, to pewnie byłby to dobrze przygotowany tor na obiekcie w Peterborough. 

Zespół marzeń wedle Petera Oakesa? 

Tutaj odpowiedzi kompletnej nie będzie. Jest kwestia tego, czy miałby być to zespół teraźniejszy, czy może jednak zespół wszech czasów i czy chodziłoby o wynik zespołu, czy może o emocje jakie generowaliby zawodnicy dla publiczności? Właściwy wybór w zależności od opcji zająłby trochę czasu. 

Na Wyspach Brytyjskich, swego czasu, startowali Jancarz oraz Plech. Jak ich wspominasz? 

Nie mam niestety żadnych specjalnych wspomnień, które są z nimi związane. Tak naprawdę nigdy ich bliżej nie spotkałem i nie miałem okazji poznać. Jedno jest pewne. Plech był najbardziej popularnym polskim zawodnikiem, jaki startował w naszej lidze. 

Z pewnością wiele razy odwiedzałeś Polskę. Podczas pierwszego pobytu, co najbardziej Cię w naszym kraju zaskoczyło?

To prawda. Parę razy w Polsce byłem. Po raz pierwszy byłem bodajże we Wrocławiu, w 1966 roku. To były Drużynowe Mistrzostwa Świata. Najbardziej zaskoczyły mnie wówczas widoczne ślady kul na budynkach i ludzie sprzedający na ulicach słoneczniki, które miały gigantyczne rozmiary. Pamiętam, że w 1970 roku, podczas kolacji przed finałem światowym we Wrocławiu, podano zupę buraczaną z jajkiem w środku i było to dla mnie zaskoczenie. 

Co należy zrobić, aby liga angielska powróciła do czasów swojej świetności?

Uważam, że do tego, aby liga się odrodziła konieczne są na pewno dwa warunki. Dobra umowa z telewizją i sponsorzy. Sponsorzy znaczni nie pojawią się w naszym, brytyjskim żużlu bez dobrej prezencji żużla w telewizji. Uważam, że mało prawdopodobne jest, aby żużel kiedykolwiek ponownie stał się głównym brytyjskim sportem, tak jak to miało miejsce kiedyś. Był czas, gdy żużel był rzeczywiście drugim najczęściej uczęszczanym sportem w Wielkiej Brytanii. Dziś prawdopodobnie miałby trudności z dostaniem się do pierwszej 30 czy 40 w takowej klasyfikacji. Kiedyś, gdybyś szedł ulicą i przypadkowych przechodniów zapytał o nazwisko żużlowca myślę, że 90 procent mieszkańców Wielkiej Brytanii udzieliłoby poprawnej odpowiedzi. Dziś wątpię czy 5 procent odpowiedziałoby sensownie na pytanie o żużel. 

Od lat zajmujesz się dziennikarstwem, nie tylko tym sportowym. Najprostsza rada, jak być dobrym dziennikarzem dla młodych ludzi? Co ważniejsze – umiejętność pisania czy sam pomysł na dobre artykuły?

Do 1977 roku prowadziłem obok siebie dwie równoległe kariery dziennikarskie. Pracowałem dla ogólnokrajowej gazety „Sunday People”, która za moich czasów miała nakład około sześciu milionów egzemplarzy. Pełniłem tam różne role, odkąd dołączyłem do niej jako najmłodsza osoba w 1965 r. Początkowo byłem autorem artykułów ogólnych, przez krótki czas pracowałem w redakcji wiadomości, a następnie zajmowałem się artykułami na temat showbiznesu. Równolegle w 1962 roku opublikowałem swój pierwszy artykuł w „Speedway Starze” o szwedzkim zawodniku – Sorenie Sjostenie i od tego czasu nieprzerwanie piszę o żużlu, jak doskonale wiesz, po dziś dzień. W 1977 roku opuściłem The People, aby pisać książki, a także pisać wyłącznie o sporcie głównie o piłce nożnej, żużlu czy hokeju. Ponownie dołączyłem do ogólnokrajowej gazety Daily Star, ale już  jako redaktor sportowy. Pamiętam doskonale, jak mój ówczesny redaktor naczelny, powiedział mi,  podczas moich pierwszych dni w londyńskim biurze „The People”, iż  trzy najważniejsze elementy bycia dobrym dziennikarzem to wymyślenie historii, następnie zdobycie tej historii, a na końcu jej napisanie. Najważniejsze było wymyślenie właśnie pomysłów i wiedza, z czego powstała dana historia. Rzecz, która utkwiła mi w pamięci, była taka, że owszem pisać można lepiej lub gorzej, ale najważniejsze jest samo wymyślenie odpowiedniej historii czy tematu do pisania. Nigdy nie byłem kimś, kogo nazwałbym genialnym pisarzem, ale na moje szczęście zawsze potrafiłem wymyślać pomysły na artykuły i zawsze potrafiłem „rozpoznać punkt widzenia” podczas przeprowadzanego przez siebie wywiadu.

Jesteś autorem wielu publikacji i książek o sporcie, w tym i o żużlu. Która z nich dała Ci najwięcej satysfakcji i dlaczego?

Mam nadzieję, że książka, nad którą obecnie dopiero pracuję, sprawi mi najwięcej twórczej satysfakcji. Jestem dumny, że w 1971 roku napisałem pierwszą autobiografię Ivana Maugera (Triple Crown Plus – dop.red.), a w 2019 roku autobiografię Tai Woffindena (Raw Speed!) Autobiografia Ivana Maugera była w tamtych czasach najpopularniejszą autobiografią w tematyce  żużlowej, a autobiografia Taia jest najlepiej sprzedającą się książką o żużlu w jego historii. Jestem także niezmiernie dumny z tego, że napisałem książkę z Bobem Paisleyem (byłym menadżerem Liverpoolu FC, który trzykrotnie zdobył Puchar Europy, Puchar UEFA, Superpuchar UEFA, sześciokrotnie mistrzostwo Anglii First Division, Puchar Ligi trzykrotnie i sześciokrotnie Tarczę Dobroczynności FA).

W „Speedway Star” jesteś od 1962 roku. Jaki materiał Twojego autorstwa opublikowany na jego łamach dostarczył najwięcej powodów do zadowolenia?

Szczerze, to żaden, ale przez to, że żaden nie przychodzi mi do głowy w tym momencie. Na przestrzeni tych dekad „popełniłem” pewnie ponad trzy tysiące rozmów dla Speedway Star, więc za dużo i materiałów i lat, które upłynęły, aby właściwie wybrać ten naj,

Najlepsza impreza żużlowa, którą widziałeś w swoim życiu?

Co to za pytania (śmiech – dop.red.). Na większość tego typu pytań nie da się  po prostu odpowiedzieć. Na pewno zapadł w pamięci ubiegłoroczny finał Pucharu Świata we Wrocławiu. Może Cię zaskoczę, ale w pamięci utkwiło mi jedna zwykła impreza rozgrywana przed wielu, wielu laty na torze w amerykańskim Bakersfield. 

Wiem, że jesteś zagorzałym fanem piłkarskiego Liverpoolu. Z pewnością więc pamiętasz taniec polskiego bramkarza  Jerzego Dudka w bramce podczas finału Ligi Mistrzów… 

Oczywiście, że tak. Dudek był tego dnia doskonały, a myślę, że jego taniec w bramce inspirowany był zachowaniem bramkarza Bruce’a Grobbelaara podczas konkursu rzutów karnych w finale Pucharu Europy w 1984 roku przeciwko Romie.

Mało kto wie, że w swoim życiu miałeś okazję do obcowania z takimi postaciami jak Roger Moore czy Jimi Hendrix… 

Tak. Kiedy pisałem o angielskim showbiznesie, o czym wspominam wcześniej. Regularnie przeprowadzałem rozmowy z Rogerem Moorem, który później, jak wiemy, wcielił się w postać Jamesa Bonda. Nie ukrywam, że zostałem przez niego zaproszony na jego ślub w 1969 roku z Luizą Mattioli. Kilka wywiadów z Jimim Hendrixem przeprowadziłem w jego domu. Miałem okazję zaprzyjaźnić się z jego partnerką Kathy Etchingham. To z nią napisałem serię artykułów o życiu z mega gwiazdą śpiewu i gitary. Pod wrażeniem mojej znajomości z Hendrixem po dziś dzień jest nie kto inny, jak Sam Ermolenko. 

Pytanie na koniec. Gdybyś mógł zmienić lub wprowadzić jakikolwiek przepis na żużlu, co by to było?

Bez wątpienia natychmiast powstrzymałbym jakiekolwiek prace „ogrodowe” wykonywane przez zawodników na starcie i robiłbym wszystko, aby kluby w swojej działalności na pierwszym miejscu stawiały kibica żużla, gdyż to on jest najważniejszym czynnikiem w tym sporcie.

Dziękuję za rozmowę. 

Dziękuję również.

Masz temat, który powinniśmy poruszyć na PoBandzie? Napisz do autora: [email protected]