Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kilka tygodni temu na naszych łamach publikowaliśmy obszerny wywiad z Zenonem Plechem. Dziś raz jeszcze wracamy do Super Zenona. Tym razem trochę jego ciekawych wspomnień zebrał angielski dziennikarz Tony McDonald i przypomniał na łamach Speedway Star. 

W 1973 roku jeszcze na dwuzaworowej jawie Plech wystąpił w turnieju międzynarodowym organizowanym przez dziennik Daily Mirror.

– Wtedy wszyscy najlepsi jeździli na Wyspach Brytyjskich i moim marzeniem było też tam startować. W Polsce się odkręcało gaz i jechało cztery okrążenia. W Anglii na tamtejszych torach konieczne było operowanie manetką i jeżdżenie po prostu bardziej techniczne. Takim przełomowym momentem dla mojej kariery w Anglii było na pewno wygranie w 1975 roku turnieju Bonanza Pairs na torze w Hackney. Jechałem wtedy ze Stevem Lomasem. Lomas to był dobry startowiec. Puchar z tamtego turnieju po dziś dzień mam w domu – wspomina Plech. 

Sezon 1976 Plech odjechał już na Wyspach, zdobywając punkty dla Hackney. Osiągając średnią prawie ośmiu punktów na mecz szybko stał się pewnym punktem zespołu i idolem publiczności. W sezonie 1977 do Anglii jednak nie powrócił. 

– Oczywiście, że chciałem startować w Anglii, ale sprawy się skomplikowały. Stal Gorzów pozwoliła tylko jednemu zawodnikowi jeździć w Anglii i zdecydowała, że wyda pozwolenie Jancarzowi. Dlatego też to był główny argument, który zadecydował o moich przenosinach do Gdańska. Tam szef klubu obiecał mi, że będę mógł startować w Anglii. Szybko jednak swoje zdanie zmienił, powiedział, że nie pojadę, a dodatkowo będę musiał odbyć służbę wojskową. Służbę odbyłem. To znaczy mundur dostałem, do koszar mnie nie wzięli, musiałem tylko zdobywać punkty dla Gdańska. Pamiętam, że przed każdym meczem musiałem dowódcy zameldować w jakim mieście będę startował i, co ciekawe, kazano mi skrócić włosy – wspomina wielokrotny finalista mistrzostw świata. 

Final IMŚ w Chorzowie w 1973 roku miał dla polskich kibiców jednego faworyta, był nim oczywiście Zenon Plech. Ten jednak nie wygrał, choć gdyby nie zła decyzja sędziego w biegu 19., to właśnie Plech z Maugerem I Szczakielem jechałby w biegu dodatkowym o złoto.

– Na ostatnim okrążeniu podciął mnie Chłynowski. Bieg prowadziłem. Pamiętam, że decyzja sędziego o przyznaniu Collinsowi trzech punktów, a mnie dwóch budziła wiele kontrowersji. Co by było w biegu dodatkowym, to można dziś gdybać. Wcale nie musiałbym wygrać. Myślę, że Szczakiel miałby największe szanse, bo on dobrze szedł wtedy ze startu. Dziś gdybanie nie ma sensu. Miałem wtedy dopiero dwadzieścia lat i przed finałem nie wierzyłem, że wyjadę z niego z medalem. Blisko byłem złotego medalu też w 1979 roku. Miałem przygotowany weslake przez Alexa Macfadzeana, ale się niestety złota zdobyć nie udało – kontynuuje Plech.

W zimie 1973 roku Plech po raz pierwszy udał się z wielkimi mistrzami na występy do Nowej Zelandii, USA oraz Australii. 

– Dla mnie to było wielkie wydarzenie i byłem przeszczęśliwy, że lecę na tournee. To był wtedy inny świat. Pamiętam, że z Ameryki przywiozłem płytę Steve Wondera. Byłem w Las Vegas. Zajrzałem oczywiście do kasyna i wygrałem na automatach pięć dolarów. Podczas pobytu w Stanach Zjednoczonych byłem w ambasadzie po wizę powrotną do Polski i pamiętam jak dziś zdziwienie urzędniczki, że chcę wracać do kraju. To były czasy, że u nas w sklepach był głównie chleb – wspomina Plech. 

Przez lata startów na angielskich torach polski zawodnik nie rozumiał dlaczego na Wyspach zazwyczaj pojawiał się w kwietniu lub maju, wtedy sezon już trwał, a nie w marcu. 

– Pewnego razu wytłumaczyła mi to żona promotora Hackney, Lena Silvera. Oni zawsze musieli płacić do Polski za mój wcześniejszy przyjazd. Nie do PZM, ale do prezesa gdańskiego klubu. Na początku swoich startów w Anglii dostawałem za start 2.40 funta plus 3.60 za wywalczony punkt. Stawka się podniosła po wywalczeniu w 1979 roku wicemistrzostwa świata i chyba wynosiła około 8 funtów. W ogóle promotor Hackney, Len Silver był bardzo fair. Po moim odejściu do Sheffield Len dał mi dziesięć procent sumy transferowej, jaką otrzymał za mnie klub. Przeżyłem w Anglii wspaniałe chwile i dziękuję Lenowi Silverowi, że dzięki niemu mogłem w Anglii startować – podsumowuje Zenon Plech.