fot. Magdalena Włodarczak
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Tomasz Skrzypek był doskonale znany w świecie sportów walki, ale również i w żużlu nie był postacią anonimową. Zawodnik, trener i kaskader, z licznymi sukcesami na koncie. Wspominamy sylwetkę tej niezwykle pozytywnej postaci, niech na zawsze pozostanie w naszej pamięci.

Artykuł oryginalnie został opublikowany w serwisie The World Games 2017, 17 maja 2017 roku.

Niekiedy mówi się z przekąsem – dobry trener, tylko wyników nie ma. On miał je jak najbardziej. CV Tomasza Skrzypka, trenera polskiej kadry narodowej w kick-boxingu, to nie jest temat na jeden wieczór, ani też na jeden artykuł. Bardziej na coś w rodzaju trylogii. Ta postać ewoluowała, zmieniała się, przechodziła okres buntu i ekspiacji, a nade wszystko zapisywała na koncie liczne sukcesy. I te ostatnie pokrótce dziś przypomnimy.

Przez dwie dekady reprezentował kraj jako szkoleniowiec, a przez pięć lat – jako zawodnik. Jego reprezentacyjni podopieczni zdobyli, uwaga, 23 tytuły mistrza świata i 23 tytuły mistrza Europy. Od ponad ćwierćwiecza był również Skrzypek szkoleniowcem Fightera Wrocław, który to klub zakładał. W tej pracy mógł się pochwalić piętnastoma tytułami championa globu i dziewięcioma – Starego Kontynentu.

Nim wziął się za szkolenie, stoczył jako zawodnik 102 walki, z których przegrał tylko siedem. Sięgnął po pięć tytułów mistrza Polski, w tym dwa zawodowe. Ma też na koncie wicemistrzostwo Związku Radzieckiego i mistrzostwo Bułgarii. W swoim najlepszym okresie zajmował trzecie miejsce w światowym rankingu wagi lekkiej.

Pośród wielu nagród ceni sobie m.in. zwycięstwo w Plebiscycie Gazety Wrocławskiej na Najlepszego Sportowca i Trenera Roku w (w kategorii trener), a także statuetkę Stanleya Honorowego – prestiżowe wyróżnienie w świecie sportów walki.

Inne liczby? 14 razy brał udział w mistrzostwach świata jako trener lub zawodnik – trzykrotnie jako sportowiec, dwa razy jako opiekun juniorskiej kadry i dziewięciokrotnie w roli szkoleniowca seniorskiej reprezentacji. Dowodził też delegacją polskich wojowników na World Combat Games 2010 (Igrzyska Sportów Walki), szykował także biało-czerwonych do startu w Igrzyskach Sportów Nieolimpijskich The World Games Wrocław 2017.

Skrzypek świetnie jest również znany w świecie żużla. Przez pięć lat zajmował się przygotowaniem ogólnym żużlowców Betardu Sparty, którzy w tym czasie sięgali po cenne trofea indywidualne. Maciej Janowski został indywidualnym mistrzem świata juniorów, a Tomasz Jędrzejak – indywidualnym mistrzem kraju. Był też epizod we Włókniarzu Częstochowa, a w ostatnich latach pracował na rzecz Unii Leszno. I to z sukcesami największego kalibru – mistrzostwem Polski w latach 2017-2019.

Skrzypek całe swoje życie zawodowe poświęcił trenerce i pracy w szkole (Zespół Szkół Łączności, VI i XIII LO we Wrocławiu). No, prawie całe. Ma też przecież na koncie 14 produkcji filmowych, w których wziął udział jako kaskader. Skrzypek nie ukrywał też, że bywał życiowym kaskaderem, a jego facebookowe zdjęcie w tle przedstawia wzburzoną falę, oddając niejako burzliwy życiorys.

Skrzypek o sobie:

Wrocławianin z krwi i kości
Wychowałem się na Stabłowicach – tam, gdzie kiedyś było pole, a dziś stoi osiedle. Nie mogę zatem powiedzieć, że jestem człowiekiem z blokowiska. Nie mogę się też nazwać chłopakiem z trudnej dzielnicy, za to na pewno osobą z przedmieść Wrocławia. Dopiero od lutego 2015 roku mieszkam na Krzykach.

Dzieciństwo i młodość
Przede wszystkim tym dzieckiem byłem jeszcze w XX wieku, a to czasy, gdy za wykładnik męskości uchodził udział w treningach piłkarskich. Więc kopałem i ja, wtedy w należącym do klasy okręgowej Włókniarzu Wrocław, dziś byśmy powiedzieli, że IV-ligowym. Występowałem również w seniorskiej drużynie, przy sporej liczbie wiernych kibiców. Głównie na lewej pomocy, czasem na lewej obronie, a niekiedy też jako rozgrywający na środku pomocy. Bywało też, że desygnowano mnie do zadań specjalnych, jako tzw. plaster. Nigdy nie byłem na boisku zawodnikiem, który udawał i koziołkował po faulach, tylko myślał, co zrobić, żeby jak najszybciej oddać. Do dziś uważam to za bardzo niemęskie zachowanie, to kulanie się po faulu przez pół boiska. Wtedy, w okręgówce, grało się bardzo twardo, można było wjeżdżać wślizgiem od tyłu niemal bez konsekwencji. Bywało, że cały mecz się na dupie siedziało.

Uczeń
W szkole podstawowej (nr 95) należałem do ścisłej czołówki, jeździłem na olimpiady matematyczno-fizyczne, wygrywałem na szczeblu dzielnicowym, a i później tworzyłem czołówkę. Dzięki wynikom byłem zwolniony z egzaminów ustnych do szkoły średniej. W czasach liceum (nr VI) nauka przestała być jednak priorytetowa, bo na ekrany kin zaczęły wchodzić filmy z Brucem Lee.

Sporty walki
Gdy byłem jeszcze nastolatkiem, wszyscy mężczyźni trenowali sporty walki, bo były w modzie, a przy tym poza centralnym obiegiem. Można było przyjść z ulicy, zapisać się i udowodnić wszystkim, że jest się dobrym. Czułem się wtedy uduchowiony i uważałem, że robię coś ważnego, choć do dziś nie wiem, dlaczego tak czułem. W każdym razie można było poznać brutalną prawdę o sobie, nie było udawania. Trenowałem więc jednocześnie piłkę i karate, a punktem przełomowym okazały się igrzyska olimpijskie w Seulu (1988), gdzie po brązowe medale sięgnęło czterech naszych pięściarzy: Andrzej Gołota, Janusz Zarenkiewicz, Henryk Petrich i Jan Dydak. Dzień po tym wydarzeniu grałem mecz ligowy i postanowiłem, że będzie moim ostatnim. Że pod wpływem boksu poświęcę się karate. Dziewczyny nie miałem, za to jako student II roku wrocławskiej AWF byłem już trenerem małych piłkarzy, trampkarzy, ale i to porzuciłem. Nie zostałem dobrym piłkarzem, a dlaczego? Dziś uważam, że zbyt szybko odpuściłem. Obraziłem się na futbol, później rozegrałem już tylko jedno spotkanie, w reprezentacji AWF, i do dziś nie mam na to ochoty, choć piłka była przecież moim życiem. Zostało karate, a gdzieś w tle zaczęliśmy słyszeć o sukcesach za oceanem kickboksera Marka Piotrowskiego, naszego Bruce’a Lee. No i ten kick-boxing zaczął chodzić mi po głowie.

WOJCIECH KOERBER