Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Przymiarki do powołania tego swoistego samorządu zawodników czynione były w Polsce już kilka razy. Obecnie funkcjonuje Metanol prowadzony przez Krzysztofa Cegielskiego, choć nawet część środowiska zawodników powątpiewa w skuteczność poczynań owego tworu. A historia jest przeraźliwie prosta. Teoretycznie. Problem w tym, że wymaga zjednoczenia żużlowców wokół sprawy. Za nich nikt tego nie załatwi. Cóż z tego, skoro większość i tak wychodzi z założenia, że to nie ich sprawa, a ewentualne wspólne protesty, czy usankcjonowanie prawnego partnera PZMot w negocjacjach i tak niczego pozytywnego nie wniesie. Żużlowiec woli ponarzekać, kiedy jemu, personalnie, dzieje się krzywda i na tym zwykle kończy się aktywność rajdera w sprawie.

Mówiono o związku lata temu, gdy pojawił się w Lublinie Hans Nielsen, bo wspomniał o tym przy okazji dyskusji nt. preparowania torów. Mówiono o potrzebie stworzenia reprezentacji zawodników, jako partnera do rozmów z PZMot, przy okazji zmian w przepisach (m.in. wprowadzaniu KSM, reorganizacji rozgrywek – podziału na trzy ligi, zasad występów w kadrze, wtedy wyłącznie w kwestii finansowej, wykluczeń do końca zawodów, układania kalendarza startów, przepisów o wypożyczeniach w trakcie sezonu itp.), wciąż jednak całe to majstrowanie przy żużlu odbywało się z pominięciem głosu – silnego i jednobrzmiącego – najbardziej zainteresowanych, a więc samych żużlowców. Do tej pory, mimo Cegły i Metanolu, zdaje się niewiele się zmieniło. Wątek ten pojawiał się też zwykle, gdy dochodziło do poważnej kontuzji, kończącej karierę któregoś ze znanych zawodników lub gdy ktoś z centrali nagle odkrywał, że były reprezentant żyje dziś w nędzy, gdyż ośmielił się poprosić PZMot o zapomogę i powstał problem, co z tym fantem począć.

Fundacja PZMot istnieje, ale chwalić się szczególnie nie ma czym, zaś alternatywy wciąż brak. O związku dyskutowano więc także przy okazji tworzenia Fundacji Gloria Victis, która statutowo miała pomagać sportowcom ciężko doświadczonym przez los i to nie tylko tym z pierwszych stron gazet, lecz także, a wręcz przede wszystkim, tym szarym, nieznanym, często zagubionym ludziom, którzy nie zrobili wielkich karier, a przez uprawianie sportu stracili zdrowie. Dotąd niestety z tych wszystkich podejść i przymiarek w zasadzie nic konkretnego nie wynikło, a szkoda, tym bardziej więc należy pomyśleć, czy to nie czas, by sprawa wróciła na forum publicum.

Skóra, który parę sezonów temu też próbował, przez niektórych, głównie tych przywiązanych krawatami do przeświadczenia o swojej wyższości, mądrości i nieomylności, był postrzegany i przedstawiany naonczas, jako zabawny czasami, ale niepoważny luzak. Nic bardziej błędnego! Adam miał bodaj najzdrowsze podejście do swojej profesji, wśród ówczesnych zawodników o określonej marce, a do tego był i nadal jest niezwykle spostrzegawczy i inteligentny. On także próbował kilka lat temu rozruszać wątek i skupić środowisko. Wtedy poległ. Pora więc chyba na powtórkę. Gdyby to on został szefem owego związku, z pewnością kilka tłustawych tyłków w Warszawce musiano by odessać od stołków, a w „ciuch-budzie” pojawiłaby się świeża dostawa używanych garniturków. I pewnie ci którzy starali się wówczas traktować Skórę jak niegroźnego wariata, co ostatecznie się powiodło, zdawali sobie z tego sprawę, że to trudny, bo bystry i stanowczy kiedy trzeba, negocjator, stąd próbowali, póki można, bagatelizować problem i człowieka. Jednak gdyby do ewentualnych, ponowionych działań Adama włączyli się konsekwentnie m.in. najbardziej obecnie medialni Cegła, Zengi, Krzystyniak, Jabłoński, Mirek Kowalik i kilku innych, gdyby wsparł pomysł, choćby publicznie go chwaląc, Tomek Gollob, a sprawę poparli gremialnie inni byli i obecni zawodnicy, to przy niewielkich nakładach i zaangażowaniu prawnika, powołanie związku z prawdziwego zdarzenia, będącego głosem środowiska, bez względu na reprezentowany poziom rozgrywek przez członków, byłoby kwestią zaledwie paru tygodni. Jeśli jednak całe „działania” zawodników ograniczą się ponownie jedynie do delikatnego napomykania, że by się coś takiego przydało i oczekiwania, że samo się zrobi – to znowu nic z tego nie będzie – a szkoda.

Co więc, jeśli Cegle znudzi się występowanie na zasadzie sam przeciw wszystkim, a często sam przeciw swoim także? Zatem skoro mamy sporo czasu z powodu pandemii, to wypada życzyć powodzenia tym poczynaniom, a Cegle, Skórze i innym, którzy publicznie, bądź w kuluarach dotykali wątku, życzę konsekwencji w działaniu, nie tylko gadaniu i okazjonalnym narzekaniu. Z tego nic sensownego nie będzie.

Pole do zagospodarowania jest wciąż spore. Od wypłacalności klubów najniższego szczebla i zasad przyznawania licencji nadzorowanych, przez formę pomocy byłym żużlowcom na życiowym zakręcie, po głos zawodników w sprawach technicznych i marketingowych. Tylko na to wszystko potrzebne są fundusze, a te relatywnie najłatwiej byłoby pozyskać od… samych zainteresowanych. Ułamek procenta, jako odpis od zarobków na rzecz organizacji, byłby optymalnym rozwiązaniem. Tylko tu już zaczynają się schody. Większość żużlowców skwasi się tylko z niesmakiem i skwituje pomysł partycypacji w przedsięwzięciu szyderczym uśmieszkiem. No i w ten sposób ponownie inicjatywa legnie nim się urodzi. A potem pozostaną tylko „tradycyjne” utyskiwania i złorzeczenia, że nie ma systemu, że nie ma kto, że nikt się z zawodnikami nie liczy i temu podobne jęki, akurat dotkniętego nieszczęściem rajdera.

Jest czas, niewiele dzieje się wokół, zatem do smartfonów, laptopów i innych cudów techniki panowie zawodnicy. Za was nikt takiego reprezentatywnego gremium nie powoła, ani nie rozbuduje ewentualnie istniejącego Metanolu. A Cegła ma powoli dosyć szarpania się z materią i wysłuchiwania krytykanctwa ze strony tych, którzy, nomen omen, cegiełki do tworu nie dorzucili, ale kiedy tylko okazja cisnąć solidną cegłą w Cegłę – skrzętnie korzystają ze sposobności.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI