Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jak widzę, niektórzy złorzeczą, że nie mogą już ścierpieć rozpływania się nad Fogo Unią. No ale za co ganić leszczynian? Że są najlepsi w Polsce i najlepiej też szkolą? Że wygrywają z uśmiechem na twarzy i z szacunkiem dla obcych kości? Że sami szykują tory równe i bezpieczne, nie płacząc na innych, mniej przejezdnych? Że w celach szkoleniowych podają kroplówkę pobliskiemu Rawiczowi? Że wreszcie nie zachłystują się chwilą, wciąż wychodząc do kibica i zwiedzając co rusz cały region? Czy może za piękne zachody słońca nad Smoczykiem?

Zatem spokojnie, w sporcie nic nie trwa wiecznie. Ta seria też w końcu przeminie. Rychło zaczniemy wtedy szukać kozłów pośród Byków. Ofiarnych. Zaczniemy skakać im do gardeł i rozliczać. A teraz? No za co należałoby ich skarcić? Rzućcie jakiś przykład.

Leszno wzięło tytuł, bo ma drużynę, która, tak sądzę, osiągnęła w tym roku apogeum możliwości. Która ani nie grzęzła na bardzo przyczepnym, ani też nie poślizgnęła się na bardzo twardym. Która była gotowa potykać się z wrogiem na każdej, mniej lub bardziej ubitej ziemi. Tegoroczną Fogo Unię porównałbym do siatkarskiej drużyny prowadzącej 2:0 w setach, a więc takiej, która podświadomie wyłącza pełnię koncentracji. Bo ma zapas. Ekipa Piotra Barona zbudowała sobie markę oraz przewagę po kilku kolejkach i nie zawsze musiała. Absolutnie wszystko, co ma w sobie najlepszego, mogła zostawić i ujawnić dopiero na końcu. A że świetnie się odnajduje pod presją? To kolejny jej atut. Dlatego nie zdziwiły mnie rozmiary ostatniego zwycięstwa, bardziej potwierdziły przypuszczenia.

Wrocławianie, w przekroju całego sezonu, rzeczywiście okazali się drugą siłą ligi. I też widzę w nich zwycięzców. Potrafili się pięknie budować pod nieobecność gwiazd, budzić potencjał u dublerów. Na myśli mam choćby Maksa Fricke’a i Jakuba Jamroga. Jeszcze w Grudziądzu jeden za drugim wygrażał, a później jeden za drugim odpalił. A jeszcze w Gorzowie to Fricke wyglądał na doparowego Liszki…. Właśnie. Liszka. Również pokazał, że jest i będzie spartaninem. W czasie finału na Olimpijskim przywiózł za plecami Hampela.

Nie potrzeba wsparcia najtęższych analityków, by wskazać przyczynę tak wysokiej porażki w finale finałów. Bo czy, zważywszy na klasę rywala, postawa Czugunowa to zaskoczenie? Nie, zrobił swoje. Fricke? Jako że szczyt formy minął, też jechał swoje. Podobnie Liszka. Natomiast Drabik ponadprzeciętnie. Po prostu – zabrakło zrzutki liderów. Gdy chodzi o Woffindena, plany miał przed sezonem grube. Chciał podążyć śladem Rickardssona i Pedersena, bo tylko tej dwójce w dziejach Grand Prix udało się obronić tytuł IMŚ. To nie był jednak sezon Brytyjczyka i wcale nie kontuzja okazała się tu punktem zwrotnym. Przed urazem zdążył odjechać dwie rundy GP i w żadnej nie wygrał wyścigu. Dziś ma już na liczniku blisko 40 biegów odjechanych w ramach cyklu. I tylko… dwie (!) trójki w aktach. Przed Taiem długa droga, by wrócić na swoje miejsce. Bo w jego życiu wiele się wydarzyło. Tytuły mistrza świata zaczął zdobywać szybko, a niełatwo jest utrzymać najwyższy poziom na przestrzeni lat. Pojawiło się jedno dziecko, zaraz pojawi się drugie, pojawiła się książka, wreszcie pojawiła się też kontuzja. Groźna i bolesna. Do tego jest to typ, który musi się mieć na baczności, gdy chodzi o utrzymywanie optymalnej formy fizycznej. Końcówka sezonu pokazała, że nie czuje się na motocyklu tak komfortowo, jak wcześniej. I na nowo trzeba teraz budować pewność siebie. By znów umieć wjechać tam, gdzie miejsca starcza jedynie na paczkę krakersów. Trzymam kciuki!

Maciek Janowski? Końcówka sierpnia to efektowne i symboliczne zwycięstwo na niemieckiej ziemi, w Teterowie. I od tego czasu, paradoksalnie, forma zaczęła ulatywać. Trzeba było widzieć smutną twarz Macieja w Lesznie, by dostrzec, jak bardzo mu z tym źle.

A więc, zerkając na całokształt sezonu, to właśnie Betard Sparta najbardziej zasłużyła na finał z Bykami. Zwracam uwagę, że w ostatnich pięciu latach klub ten sięgnął po trzy srebra i brąz DMP, co pokazuje jego wielkość i stabilizację na najwyższym poziomie. A to pierwsze sreberko, z 2015 roku, było jak złoto. Przypomnieć należy, że zdobyte zostało na wygnaniu, gdy mecze fazy play-off przyszło rozgrywać ekipie pod Jasną Górą. Wtedy również nie starczyło sił na finał z Unią Leszno, choć w rewanżu na Smoczyku wrocławianie napędzili miejscowym stracha, a wynik długo trzymał gospodarzom… 16-letni Kubera (dwie trójki na dzień dobry). Zwróciliście uwagę, że ten młody człowiek ma już na koncie cztery tytuły DMP?! Woffinden czy Doyle nie mają żadnego… Kończąc wątek – od tylu już lat pozostaje Sparta w bardzo podobnym składzie o tych samych filarach. I rokrocznie o tej porze jest spokojna jutra. Widać tu, bez wątpienia, mądrość i strategię prezesa.

Aha, ten 2015 rok to był czas, gdy Emil musiał startować w finale, świetnie zresztą, nazajutrz po bolesnej kontuzji barku. Doznał jej w Ostrowie, tuż po tym jak sięgnął po tytuł mistrza Europy. Zaczęto go podrzucać na rękach i… wtedy to się, niefortunnie, stało.

Wracając do Sparty. Kolejne medale już tak nie smakowały, bo po powrocie na odświeżony Olimpijski odświeżono też i zrewidowano cele. Od tego momentu zaczęło się liczyć tylko złoto. Drzwi do skarbca strzeże jednak leszczyński Byk i uparł się, że nie wpuści. Ale chyba nie jest tak źle, jak w dowcipie, który ostatnio sprzedał kolega. Mianowicie pewien węgierski lekkoatleta, wysokiej klasy biegacz, wiecznie meldował się na mecie jako drugi. Już był tek bezradny, że postanowił zakończyć karierę. Tymczasem na wywiad z nim umówił się jeden z dziennikarzy, bo znalazł coś, w czym sportowiec był jednak najlepszy. Otóż miał najwięcej na świecie… drugich miejsc. Gdy już doszło do spotkania, okazało się jednak, że pewien Szwed właśnie pobił ten rekord drugich miejsc. Na wieść o tym zrozpaczony Węgier postanowił odebrać sobie życie i rzucić z mostu do rwącego Dunaju. Gdy na miejscu zjawili się policjanci, jeden z niedowierzaniem zauważył:

– K…, to już drugi dzisiaj.

Dobra, czytam, że niby już od przyszłego roku mają nas czekać poważne zmiany regulaminowe w PGE Ekstralidze, bo tak chce rzekomo honorowy prezes PZMot-u Andrzej Witkowski. Gdy sprawdzam, o jakie zmiany chodzi, a także mając ogląd, kto z kim tworzy towarzystwo stolikowe, wiem, że zgadza się tylko imię osoby schowanej za postulatem… Otóż mielibyśmy wrócić do możliwości wystawiania w ekstraligowych składach po jednym młodzieżowcu z zagranicy. Pod płaszczykiem wspierania dyscypliny i ratowania światowego dziedzictwa żużlowego, rzecz jasna. Żadna potrzeba chwili!

Hmm, czemu akurat teraz? To jasne. Junior Drabik staje się seniorem Drabikiem, za to Czugunow byłby gotowcem, prawda? Może byłby to jakiś sposób na sukces. Druga ewentualność to ograniczenie ligowych składów do sześciu nazwisk, a jakąkolwiek próbę takich zmian o tej porze roku też należy uznać za absurd. Przecież ze swojakami można się ugadywać od dawna. I co miałby teraz zrobić taki Grudziądz? Albo Leszno? Jednostronnie pozrywać ustalenia? Zresztą, jeśli się nie mylę, trzeba by też przewrócić do góry nogami regulamin, skoro również całą tabelę biegową. Tak z piątku na sobotę? Fikcja. 

Żeby była jasność. Ja też uważam, że – zważywszy na poziom zaawansowania dyscypliny u nas i na świecie – jesteśmy coś temu światu winni. I byśmy mieli z kim za jakiś czas walczyć, musimy być niczym biblijny Noe, który wszystkie zwierzątka zabierał na pokład, żadnego nie pytając o rodowód i proweniencję. Lecz takie zmiany to, jeśli ktoś się uprze, można chyba planować najwcześniej względem sezonu 2021, prawda? A nie na już, gdy wiele składów już od dawna gotowych. Zresztą możliwości pomocy światu jest więcej, a o własną młodzież też trzeba dbać. Przykład – z ostatniej niedzieli. Damian Pawliczak, Stelmet Falubaz. 6+1 z gwiazdorskim Włókniarzem, rozstawianie po kątach Lindgrena z Miedzińskim. A sezon zaczynał na ławce. Przy młodzieżowcach z zagranicy siedziałby tam dalej. Nic to, teraz mają się wypowiedzieć kluby. To niech się wypowiedzą.

Ja na dziś skończyłem. I tak wielu użyje argumentu, że co ja mogę wiedzieć, skoro na motocyklu nigdy nie siedziałem. Wiecie, co na taką okoliczność odpowiada cwaniakującym zawodnikom pewien znany polski sędzia? Rzuca – „a ty ile meczów sędziowałeś?” I nastaje niezręczna cisza. Zatem ja, idąc tym mądrym śladem, zapytam oponentów – a Wy to ile tekstów w życiu napisaliście?

WOJCIECH KOERBER

3 komentarze on Po bandzie. Komu i dlaczego nie pasują Byki
    Fan z Podlasia
    26 Sep 2019
     10:23am

    Witam serdecznie. Wasz portal śledzę od kilku miesięcy, szczególnie za sprawą publicystyki żużlowej Pana Koerbera. Panie Wojtku, jest Pan Dziennikarzem żużlowym numer 1 w Polsce i nieprzypadkowo użyłem tu wielkiej litery. Nienaganny język, obiektywne spojrzenie, a niejednokrotnie nawet większy krytycyzm w stosunku do klubu z Wrocławia (z racji zamieszkania – jak przypuszczam – najbliższego sercu). Nie sposób nie zgodzić się tezami zawartymi w artykule, a i puenta mistrzowska. Ze sportowym pozdrowieniem.

    asdf
    26 Sep 2019
     10:03pm

    Widziałem cię gościu dwa lub trzy razy w magazynie w nc+ i stwierdzam że ty jesteś ostatni który zawsze ma rację. Bo Cegła czasami gada takie rzeczy że też nie wiem po której on stronie stoi. A ty spoko ziom jesteś!

Skomentuj

3 komentarze on Po bandzie. Komu i dlaczego nie pasują Byki
    Fan z Podlasia
    26 Sep 2019
     10:23am

    Witam serdecznie. Wasz portal śledzę od kilku miesięcy, szczególnie za sprawą publicystyki żużlowej Pana Koerbera. Panie Wojtku, jest Pan Dziennikarzem żużlowym numer 1 w Polsce i nieprzypadkowo użyłem tu wielkiej litery. Nienaganny język, obiektywne spojrzenie, a niejednokrotnie nawet większy krytycyzm w stosunku do klubu z Wrocławia (z racji zamieszkania – jak przypuszczam – najbliższego sercu). Nie sposób nie zgodzić się tezami zawartymi w artykule, a i puenta mistrzowska. Ze sportowym pozdrowieniem.

    asdf
    26 Sep 2019
     10:03pm

    Widziałem cię gościu dwa lub trzy razy w magazynie w nc+ i stwierdzam że ty jesteś ostatni który zawsze ma rację. Bo Cegła czasami gada takie rzeczy że też nie wiem po której on stronie stoi. A ty spoko ziom jesteś!

Skomentuj