fot. SK-Foto.pl Sławomir Kowalski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pandemia koronawirusa może przynieść poważne konsekwencje dla czarnego sportu. Wiemy już, że sezon rozgrywkowy nie wystartuje o czasie, a spora część żużlowego środowiska uważa nawet, że odjechanie pierwszych zawodów w maju jest optymistycznym scenariuszem. Zdaniem Adama Krużyńskiego, władze polskiego żużla czeka niebawem trudne, ale możliwe do zrealizowania zadanie.


– Obecną sytuację, zakaz treningów, sparingów i brak wiedzy o tym, kiedy ruszy liga, powinniśmy rozpatrywać w dwóch aspektach: sportowym i biznesowym – mówi Krużyński w rozmowie z oficjalnym serwisem GKSŻ. – Sportowo nie wygląda to źle. Jeśli nie uda się ruszyć do czerwca, a taki wariant też trzeba założyć, to jest czas, żeby zmodyfikować regulamin i zaproponować taką formułę, która będzie ciekawa dla kibiców i sprawiedliwa. Nowy format to zadanie dla PZM. Mamy jednak czas, więc można nad tym spokojnie przysiąść – dodaje.

Epidemia koronawirusa dotarła do Polski jeszcze przed rozpoczęciem zawodów żużlowych. Pozytywna informacja jest więc taka, że rozgrywki nie zostały przerwane w trakcie sezonu i nie musimy zastanawiać się nad tym, kto miałby zostać nowym mistrzem Polski. W znacznie gorszej sytuacji znajdują przedstawiciele innych dyscyplin. Przykładowo w koszykówce rozstrzygnięto tytuł mistrzowski biorąc pod uwagę aktualną tabelę, według której nie wszystkie drużyny miały rozegraną jednakową liczbę spotkań.

– Sportowo jest też o tyle dobrze, że jednak ta liga nie została przerwana w trakcie. System wiosna-jesień daje nam pewne możliwości. Jeśli, tak jak wspomniałem, ruszymy w czerwcu, to uda nam się pomieścić sezon w obecnym kształcie, czyli z rundą zasadniczą i play-offami. Oczywiście trzeba będzie dokonać przeglądu imprez, pewne z nich wykreślić z kalendarza, ale ligę uratujemy. Zwłaszcza że w zanadrzu mamy jeszcze jesienne miesiące, czyli październik i listopad – ocenia przewodniczący rady nadzorczej eWinner Apatora Toruń.

– Gorzej wygląda sytuacja, gdy idzie o stronę biznesową. Tu widzę wiele zagrożeń dla sportu w ogóle. Czy klubom uda się wykonać te wszystkie usługi, które wynikają z umów zawartych z samorządami i sponsorami? Tego w tej chwili nie wiemy. Tak samo, jak nie wiemy, jak zachowa się gospodarka po opanowaniu pandemii koronawirusa. Suchą stopą na pewno nie przejdziemy. W ciemno można założyć, że deklaracje sponsorskie, które kilka dni temu były aktualne, teraz już nie są. A w maju, czy czerwcu może być jeszcze gorzej – twierdzi przedstawiciel toruńskich Aniołów.

Działacz spadkowicza PGE Ekstraligi podkreśla, że kluczem do rozwiązania problemów jakie wywoła koronawirus powinna być jedność środowiska żużlowego. Uważa on także, że potrzebne będą rozmowy dotyczące kontraktów zawodników.

– Na pewno potrzebujemy rozmów między PZM, klubami i zawodnikami. Te strony muszą wypracować wspólne stanowisko w obliczu nadzwyczajnej sytuacji. I tak nie unikniemy konsekwencji, ale chodzi o to, żeby wszyscy wyszli w miarę obronną ręką. Mam nadzieję, że kluby przetrwają, ale z pewnością potrzebne są rozmowy na temat kontraktów. Jeśli nie będzie wielkiej solidarności środowiska, to konsekwencje mogą być opłakane. Dziś kluby nie mają wpływów. Nie wiadomo, jakie one będą za miesiąc, czy dwa – kończy Krużyński.

BARTOSZ RABENDA