Fredrik Lindgren, fot. materiały prasowe
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Aby zostać mistrzem świata, potrzebny jest dobry sprzęt, wysoka forma i odrobina szczęścia. A co, jeśli zabraknie któregoś z tych elementów? Niektórzy żużlowcy muszą zmagać się z komplikacjami zdrowotnymi, o których nie wiemy lub o których nie wiemy wszystkiego.

Fani czarnego sportu pamiętają zapewne wyścig dodatkowy o srebrny medal podczas ostatniego turnieju Speedway Grand Prix w sezonie 2020 pomiędzy Taiem Woffindenem a Fredrikiem Lindgrenem. Z batalii dawnych kolegów z Wolverhampton Wolves i wrocławskiej drużyny zwycięsko wyszedł Brytyjczyk. Ubiegły sezon zmagań Lindgren zakończył na piątej pozycji. Winą za to możemy poniekąd obarczać pandemię.

– Moje problemy zdrowotne zaczęły się w marcu 2020 – powiedział Szwed w rozmowie z dziennikarzem „Speedway Star”. – Bardzo rozchorowałem się na początku tego wszystkiego i spędziłem trzy miesiące w łóżku. Czułem się bardzo źle, ale wówczas, jeśli nie było się umierającym, nie można było wybrać się do szpitala. Odjechałem sezon 2020, ale to była walka. Było ciężko, ale skończyłem z brązowym medalem. Wszystko wróciło zimą, na przełomie 2020 i 2021 roku. Wtedy już udałem się do szpitala i poddałem się badaniom, by ustalić, gdzie tkwi problem. Okazało się, że mam uszkodzone płuca i musiałem podjąć leczenie. To było tydzień przed wyjazdem do Polski w związku z nowym sezonem. Miałem uszkodzone płuca i było naprawdę ciężko. Cały ubiegły rok to była walka. Nie mogłem normalnie myśleć i nie mogłem przebiec pięciu kilometrów. Nie mogłem tego zrobić i zapłaciłem za to cenę od strony psychicznej.

Taka sytuacja była bardzo trudna dla zawodnika. To sprawiło, że wycofał się on z walki w Speedway Of Nations, nie biorąc udziału w finale. Na szczęście miał on przy sobie osoby, na które mógł liczyć – swoją żonę Carolinę oraz mechaników.

– Koniec końców moja żona i mechanicy postawili tamę. Długo walczyłem, a oni nie mogli już na to patrzeć. Musiałem przystopować, wyzdrowieć do końca i dopiero wtedy mogłem myśleć o powrocie do ścigania.

Pomimo tych trudności Lindgren wygrał czwartą odsłonę Grand Prix Polski 2020, rozgrywaną 12 września na stadionie im, Edwarda Jancarza w Gorzowie. Obecnie sprawy zdrowotne zawodnika częstochowskiego zespołu wydają się wychodzić na prostą.

– Jestem teraz znacznie szczęśliwszy. Mam teraz więcej energii, by bawić się z córką, być lepszym mężem i bardziej poświęcać się rodzinie. Czuję się szczęśliwy, że wróciłem do świata żywych i że znów jestem sobą – twierdzi w cytowanym wywiadzie.

To dobra wiadomość dla jego fanów. Pod nieobecność wykluczonych z rywalizacji Rosjan, w tym mistrza świata Artioma Łaguty, Fredrik Lindgren może być, oprócz Bartosza Zmarzlika, jednym z głównych aktorów spektaklu walki o indywidualne mistrzostwo świata.

– Zmierzam cieszyć się tą podróżą, bo tak to nazywam, razem z moimi współpracownikami. Po prostu będziemy czekać na to, co życie przyniesie – kontynuuje.

W tym roku cykl Speedway Grand Prix wraca na zwyczajowe tory, a więc do zawodów odbywających się w siedmiu różnych krajach-jeśli dołączy do nich Australia, oznacza to osiem państw. Ten fakt cieszy byłego wicemistrza świata.

– Muszę przyznać, że sezon 2020, z niemal wszystkimi rundami w Polsce, był trudny. Wyrwaliśmy się tylko do Pragi, ale dla mnie zdecydowanie lepszy jest urozmaicony terminarz. W zeszłym roku odbyła się tylko jedna runda w moim ojczystym kraju i cieszyłem się, że mogę usłyszeć swoją publiczność. Powrót starego kalendarza zmienia zasady na lepsze.

Powrót „Fast Freddie’ego” do kadry narodowej na zaplanowany w Esbjergu Speedway of Nations może oznaczać wzrost szans na końcowy triumf. Ubiegłoroczna edycja zdecydowanie nie należała do udanych. Brak Fredrika Lindgrena, wypadek Jacoba Thorssella i Pontusa Aspgrena sprawił, że osamotniony Philip Hellström-Bängs skazany był na samotną walkę dla reprezentacji Trzech Koron oraz ostatnie miejsce w końcowej klasyfikacji.

– Oglądałem te zawody w domu. To, co stało się z Jacobem i Pontusem było smutne. Obaj zasłużyli na szansę ścigania się na najlepszych torach. Dobrze sobie radzili. Ale Philip to prawdziwy walczak! – komplementuje Lindgren kolegów z kadry narodowej.

Ważne będą także jego występy w barwach częstochowskiego zespołu. Celem tradycyjnie będzie awans do fazy play-off.

– Jeżeli będę w stanie ścigać się na najwyższym poziomie, myślę, że mamy na to szansę. Mamy przecież także świetnych juniorów w zespole – kończy „Fast Freddie”.