Frątczak: Pewne rzeczy można przewidywać. Od początku nie było szans na odjechanie meczu

Foto: Radek Kalina, PGE Ekstraliga
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

– Rzuciłem okiem na tor w Gorzowie i już wiedziałem, że będzie można przełączyć na inny kanał. Od początku było wiadomo, że nie ma szans na odjechanie zawodów – skomentował nieudaną próbę odjechania drugiego półfinału PGE Ekstraligi pomiędzy Moje Bermudy Stalą i Betard Spartą Jacek Frątczak. Zielonogórzanin uważa, że walka o przygotowanie toru była z góry skazana na porażkę.

W poniedziałkowy wieczór mieliśmy poznać obu finalistów tegorocznej PGE Ekstraligi. Niestety, jedynie Fogo Unia Leszno jest pewna udziału w starciu o złoty medal Drużynowych Mistrzostw Polski, bowiem w Gorzowie Wielkopolskim nie udało się przygotować toru po kilku dniach opadów. – Rzuciłem okiem na tor w Gorzowie i już wiedziałem, że będzie można przełączyć na inny kanał. Od początku było wiadomo, że nie ma szans na odjechanie zawodów. Patrząc na stan toru o godzinie dwudziestej można było być pewnym, że mecz się nie odbędzie. Swoimi spostrzeżeniami wymieniłem się ze znajomymi i teraz mi dziękują, bo dzięki temu zaoszczędzili godzinę – powiedział nam Jacek Frątczak.

– Ja jestem zwolennikiem szybkich decyzji. W jedną albo w drugą stronę. Jeśli jest możliwość przygotowania toru, są warunki, można coś zrobić, to walczymy, a jeśli widać, że nie, to nie wpuszczam ludzi na stadion. Dwie godziny przed zawodami podejmujemy decyzję i koniec dyskusji – stwierdził ekspert. W ten sposób odniósł się do wypowiedzi Taia Woffindena, który jeszcze przed ostateczną decyzją sędziego Piotra Lisa powątpiewał w szanse na rozegranie półfinału. – Zawodnicy to widzą. Oczywiście, robi się wszystko, żeby w telewizji pokazać, że pracowano, ale nie wszystkie te prace mają sens. Robi się to tylko po to, żeby móc o tym powiedzieć. Nie jestem zwolennikiem takiego postępowania „zrobiliśmy wszystko, ale się nie dało”. Czasami ta praca jest bez sensu – kontynuował Frątczak.

Były opiekun Falubazu Zielona Góra i KS Toruń odniósł się także do decyzji, że próba toru, która ostatecznie i tak się nie odbyła, miała nie zostać poprzedzona wcześniejszym jego obchodem. – Ta próba toru miała być przeprowadzona tylko po to żeby pokazać, że jednak nie da się tego meczu odjechać. Jeżeli zawodnicy nie chcą startować, to tego typu procedury kluby wykorzystują po to, żeby wypuścić najsłabszych zawodników. To ma pokazać, że nie da się jechać, a jednocześnie dobrze to wygląda w telewizji. Pytanie tylko po co? Szkoda tracić czas, szkoda tracić paliwo… Jakie znaczenie ma to, że teraz będzie się mówić, że wszyscy się starali? Po prostu coś można przewidzieć i wiadomo, że przy takiej temperaturze, o tej godzinie nie ma szans na happy end. Glina nie schnie w nocy – zakończył Jacek Frątczak.

JAKUB WYSOCKI

3 komentarze on Frątczak: Pewne rzeczy można przewidywać. Od początku nie było szans na odjechanie meczu
    Buchachachacha
    29 Sep 2020
     12:02pm

    Uuuuuu, król sedesów znowu jest expertem od żużla.
    Jak był menadżerem Apatora to jakoś tak przycichł…..

Skomentuj

3 komentarze on Frątczak: Pewne rzeczy można przewidywać. Od początku nie było szans na odjechanie meczu
    Buchachachacha
    29 Sep 2020
     12:02pm

    Uuuuuu, król sedesów znowu jest expertem od żużla.
    Jak był menadżerem Apatora to jakoś tak przycichł…..

Skomentuj