Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Czterokrotnie wystąpił w Indywidualnych Mistrzostwach Polski. W swojej karierze reprezentował kluby z Gniezna, Tarnowa oraz Rzeszowa. W 1988 roku podczas meczu ligowego uległ kontuzji, która przykuła go do wózka inwalidzkiego. O życiu po wypadku oraz byłej karierze w rozmowie z Eugeniuszem Błaszakiem.

Panie Eugeniuszu, jak minęło Panu te trzydzieści lat od nieszczęśliwego wypadku?

Powiem tyle, że było jak to w życiu, czyli różnie. Raz pod górkę, raz trochę z górki. Sporo osób mi przez ten czas pomagało, ale były też osoby, które ode mnie się poodwracały. Po paru latach od wypadku wszystko nabrało dystansu i przyzwyczajenia. Ja też starałem się nie odwrócić od życia i mimo że na wózku, to wciąż staram się być w tym sporcie obecny. 

Gdyby jeszcze raz miał Pan wybrać swoje życie…

Wiem do czego pan zmierza. Powiem i może zaskoczę, ale nic bym w nim nie zmienił. To, co się stało to był przypadek. Tak patrzę na to po latach. Niektórzy ludzie giną w wypadkach lub są gorzej pokrzywdzeni przez los. Ja staram się sobie radzić, ale na pewno jednej rzeczy cały czas potrzebuję – rehabilitacji. 

Eugeniusz Błaszak często jest obecny na stadionach żużlowych

Kiedy zaczął Pan karierę zawodniczą?

Swoją licencję zawodniczą zdałem na torze w Gnieźnie w sezonie 1972, a już w 1973 roku jechałem swój pierwszy mecz. Pamiętam doskonale – był to pojedynek ligowy z Apatorem Toruń. 

Czemu w ogóle został Pan żużlowcem?

Chodziłem na żużel jako młody chłopak. Bardzo mi się ten sport podobał i, powiem szczerze, jako osobę siedzącą na trybunach niezmiernie denerwował mnie fakt, że zespół przegrywał. Myślałem sobie – zostanę kiedyś żużlowcem i pokażę wam wszystkim, jak się jeździ. 

Największe Pańskie sukcesy to…

Na pewno udziały w finałach Indywidualnych Mistrzostw Polski. Byłem też młodzieżowym wicemistrzem Polski. Dwa razy zająłem drugie miejsce w Złotym Kasku. Raz przegrałem dodatkowy bieg z Robertem Słaboniem. Poza tym, oczywiście występy ligowe, które wychodziły mi nie najgorzej. 

Miał Pan również epizod w angielskim Reading. Jak doszło do podpisania kontraktu z angielskim zespołem?

Tam się dostałem za dobre wyniki młodzieżowe w Polsce. To był taki rodzaj nagrody. Zostałem „oddelegowany” przez ówczesną GKSŻ, aby podnosić swoje umiejętności na angielskich torach. Z propozycji skorzystałem i jakieś pół sezonu startowałem dla Reading. 

Pamięta Pan, ile zarabiał wtedy w Anglii?

Powiem panu, że było to wtedy jakieś 200 funtów angielskich na miesiąc. Tamta przygoda jednak szybko się skończyła. Pewne rzeczy poszły nie tak i z tej Anglii stosunkowo szybko wróciłem. Nie do końca byłem tolerowany jako młody wiekiem zawodnik, który na torze już coś tam potrafił. 

W Polsce kokosów na żużlu też się Pan nie dorobił…

To były zupełnie inne czasy. Byliśmy pozatrudniani na etatach w państwowych zakładach i przynajmniej ja dość często w tym swoim zakładzie w pracy się pojawiałem. Były do tego stypendia, nagrody, ale jeśli chodzi o to, czy można było się na żużlu dorobić, to najgorzej nie było, ale nie ma jakiejkolwiek skali porównawczej do tego, co jest dzisiaj. 

Eugeniusz Błaszak chciałby, żeby turniej Gloria Victis wrócił do żużlowego kalendarza

Pamięta Pan ten nieszczęśliwy wypadek z 1988 roku?

Tak, oczywiście. To był tak naprawdę lekki wypadek. Mecz ze Stalą Rzeszów – 14 września, Derby Małopolski. W tym biegu jechałem z Jackiem Rempałą. Jacek pojechał do przodu, drugi był Czarnecki, ja jechałem trzeci. Jacek przymknął gaz, Czarnecki chyba też, a ja nie zdążyłem wyhamować, nie chciałem wjechać w Czarneckiego, lekko go trąciłem i pojechałem w bandę. To nie były te bandy, co dzisiaj, ale twarde, drewniane, które z tyłu trzymała jeszcze szyna kolejowa. Ludzie byli pewni, że zaraz wstanę, bo wyglądało to niegroźnie. Od razu czułem, że coś nie jest tak. Nie mogłem ruszać nogami. 

Unia Tarnów pomogła Panu po wypadku?

Tak, klub mi bardzo pomagał. Rehabilitacja, leczenie. Z pomocą klubu byłem również na leczeniu w Szwecji. 

Jak dzisiaj jest Pan odbierany przez zawodników, działaczy?

Bardzo pozytywnie. Obojętnie na jaki mecz nie jadę, jestem przez wszystkich dobrze przyjmowany. Przykładowo jadę do Leszna i dzwonię do prezesa Dworakowskiego. Nigdy nie ma problemu z wjazdem na teren stadionu czy wejściem do parkingu. 

Nie uważa Pan, że pomoc ze strony władz polskiego żużla jest dla Was, poszkodowanych zawodników za mała?

Ja nigdy o nic nikogo staram się nie prosić. Myślę, że na pewno są jakieś możliwości i jakiś rodzaj pamięci mi czy kolegom się należy. Był kiedyś turniej Gloria Victis i te zawody przy pomocy GKSŻ powinny na stałe wrócić do kalendarza. Niektórym z nas jest naprawdę ciężko. 

Kto zdobędzie złoty medal DMP, a kto złoto IMŚ?

Myślę, że złoty medal zdobędzie Unia Leszno. Ma bardzo wyrównany skład, a jeśli chodzi o Grand Prix, to oczywiście chciałbym, aby był to Zmarzlik, Dudek, czyli któryś z Polaków.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

Przypominamy, że możecie wesprzeć Eugeniusza Błaszaka, wpłacając na zbiórkę mającą pomóc w kupnie napędu elektrycznego do wózka inwalidzkiego. Link do zbiórki https://zrzutka.pl/zhma3x