Dwie czy trzy ligi - oto jest pytanie... FOT. SEBASTIAN DAUKSZEWICZ
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Co dalej z II ligą? Za nami sezon w krajowym speedwayu. Żużlowe oscary wręczone. Bartosz Zmarzlik mistrzem świata seniorów, Maksym Drabik dominatorem pośród narybku. Zatem obiektywne sukcesy. Teoretycznie można przyklasnąć i spokojnie czekać na nowe rozdanie. Niestety, wygląda no to, że nie jest tak różowo, jakby się mogło wydawać. Groteskowa Kompania Samouwielbienia Żałosnego najwyraźniej wychodzi z założenia, że najlepszą decyzją jest brak decyzji, hołdując „nicnierobieniu”. Do czego piję? Otóż do stanu rozgrywek drugoligowych, czyli na najniższym szczeblu.

Wielokrotnie dawałem jasno i wyraźnie do zrozumienia, że moim zdaniem trzeci szczebel w Polsce nie miał i nie ma racji bytu, tym bardziej w obecnej formule. Drużyn co kot napłakał, obwarowania, zatem koszty, jak w ekstralidze, do tego licencje „niby” nadzorowane, choć nie wiadomo jak, po co i przez kogo i mamy obraz…nędzy i rozpaczy na tym poziomie rywalizacji.

Zacznijmy od prostego liczenia. Poznań, Opole, Piła, Krosno, Rawicz to aktualny stan posiadania. Kraków umarł finansowo dawno temu, a zespół licencyjny tylko przedłużał agonię. Przy życiu, pomijając jakość owego, trzymała go wyłącznie daleko posunięta wyrozumiałość GKSŻ. By nie stracić bezpowrotnie kolejnego ośrodka, a rozgrywek nie czynić kadłubowymi i przy tym nie ośmieszać własnego uporu, patrzono na finanse Wandy mocno przez palce, dając wiarę, nomen omen, niewiarygodnym zapewnieniom tamtejszego prezesa, potwierdzonym jedynie na piękne oczy. Teraz możemy mieć powtórkę w Pile, pod warunkiem, że działacze Polonii w ogóle zdecydują się złożyć wniosek licencyjny. Jeśli tak, to pewnie w ramach zadośćuczynienia za doznane „krzywdy”, pilanie zgodę na starty otrzymają, niezależnie od zawartości owego pisma. Coś drgnęło w Rzeszowie. Są nowi ludzie, z optymizmem, ale póki co, bez środków, nie tylko finansowych, więc o wniosek z ich strony może być trudno. Przemyśl i Świętochłowice, na ten moment, o lidze nie myślą, zaś w Rawiczu modlą się, by Leszno nadal było potęgą i posiadało zapas, głównie juniorów. Krótko mówiąc, żenada i żałość.

Po cóż więc utrzymywać na siłę ów sztuczny twór, z pięcioma na krzyż raptem, funkcjonującymi na przyzwoitym poziomie klubami? Niby coś kombinują Niemcy, by się przykleić, ale bardziej przypomina obecna sytuacja rozpaczliwe poszukiwanie chętnych, za wszelką cenę i pielgrzymki granatowomarynarkowych do ziemi obiecanej, niźli wiarygodną, sportową rywalizację, między chętnymi i gotowymi do promocji piętro wyżej. Już zakończony ledwie sezon powinien dać do myślenia. Szukano zainteresowanego startami w Nice 1. Lidze zamiast Rzeszowa. Nie znaleziono, bo nawet najbliższa tegoż, odrodzona Polonia z Bydgoszczy, Jerzego Kanclerza, ze wsparciem Zbigniewa Bońka i Tomasza Golloba nie była zainteresowana przyspieszonym awansem. Rozgrywki pojechały więc w okrojonym składzie, a na najniższym poziomie, wobec sportowego awansu bydgoszczan, ubył jeden, kolejny solidny ośrodek. Pora więc najwyższa na męską decyzję. Utrzymujemy sztuczny, niewydolny twór pod respiratorem „niby” licencji, nadzorowanych tylko z nazwy, czy przestajemy udawać potęgę z mocarstwowymi aspiracjami, wracając do tego, co już było i było dobre.

Moim zdaniem dylematu nie ma, a wnioski nasuwają się same. Z wielu powodów nie stać nas na trzy klasy rozgrywkowe. Metoda jest prosta. Do dyskusji pozostaje jedynie, czy zachowujemy system spadków i awansów, czy też wzorem NBA, bądź NHL, w ekstralidze jadą ci, których na taki luksus stać, ważne by minimum 10 zespołów. Pozostałe stanowiłyby zaplecze. Jedno zaplecze. Jedyne zaplecze. I tu mógłbym zakończyć wywód, stawiając kropkę, ale dodam jeszcze aspekt, nazwijmy go szkoleniowo-finansowym, wersji „NBA”.

Otóż obecnie głównym czynnikiem powodującym wzrost wymagań nielicznych gwiazd, jest pistolet przy skroni prezesów. Pistolet groźby potencjalnej degradacji i niewielkiej liczby zawodników, gwarantujących przyzwoitą zdobycz punktową. Uginają się wówczas włodarze pod presją, podpisują kontrakty na warunkach przerastających możliwości, a rok, dwa później zaczynają się problemy finansowe. Kibice murem stają zwykle za zawodnikiem, opluwając przy tym prezesa, głównie za to, że podpisał zobowiązanie bez pokrycia. A gdyby nie uległ i stracił lidera? Dla odmiany zmieszano by go z błotem, namaszczając grabarzem klubu, który zdaniem większości, bez owego Iksińskiego w składzie, nie miałby szans… utrzymania.

To po co owe degradacje. Ścigajmy się o tytuły, a słabsi sportowo, za rok, będą mieli kolejną szansę. Bez najmniejszej presji. To finansowo. Szkoleniowo podobnie. Dziś brakuje w klubach juniorów i cierpliwości dla juniorów. Potrzebny jest zawodnik, na bazie rozumowania „tu i teraz”, który choćby w starciu z rówieśnikami, przywiezie coś ponad ustawową jedynkę, na 1-5. Zatem okradamy biedniejszych, za niewielkie ekwiwalenty i do boju. Takoż owe założenia przez pryzmat groźby spadkowego kataklizmu. Gdyby owego zagrożenia uniknąć, niejeden prezes spałby spokojniej, bez stresu, nerwicy i depresji, a szkoleniowcy mieli by pole do popisu, promując wychowanków, od wczesnego, żużlowego niemowlęctwa, by potem kibice mogli się z nimi utożsamiać, jako chłopakami z podwórka, gotowymi „umierać” za klub.

No i jeszcze dwie kwestie. Przy większej liczbie spotkań, nawet dłuższa kontuzja lidera, tym bardziej wpadka zawiniona przez tor, czy komisarza, to nie ma znaczenia, nie oznaczałaby wyłączenia z rywalizacji o najwyższe cele, co przy ledwie 14 rundach jest wielce prawdopodobne. Dwa razy w głowę, poprawka u słabeusza na wyjeździe i… po tobie. Nie ma kiedy odbić, poprawić. Sezon na straty, a kasa w dużej mierze wydana na tzw. „przygotowanie” zawodnika.

Co zaś z nierówną siłą zespołów? Pomysł poddał pod rozwagę prezes Lwów, Michał Świącik, podczas naszych pogaduch po bandzie (nagranie dostępne na kanale portalu na You Tube). Szef Częstochowy perorował, że tymczasowo należałoby przywrócić KSM, jednak zmodyfikowaną wobec znanej, stosowanej i zarzuconej ostatecznie wersji. Otóż wedle koncepcji Michała Świącika, owa średnia byłaby zliczana za pięć ostatnich sezonów startów zawodnika, nie zaś jedynie za kończący się rok. Wówczas, przy takim systemie, na nic zdałyby się „nagłe” obniżki formy, co ćwiczyliśmy w praktyce kilka lat temu, bowiem nawet wszystkie biegi w meczu na zero nie zmieniałaby radykalnie osiągów lidera i nie byłyby w stanie obniżyć wartości żużlowca. W ten sposób żużel i liga zyskałyby jeszcze jedno. Gwiazdom wytrącono by pistolet z ręki, a część przynajmniej z zaoszczędzonych środków trafiałaby do średniaków i najmłodszych, szczególnie tych na rozdrożu, z syndromem 22, co pobudziłoby jedynie działalność szkoleniową. Teraz to nie gwiazdy stawiałyby prezesów pod ścianą i dyktowały warunki, ale owi włodarze mogliby spokojnie negocjować kontrakty, zaś kluby nie byłyby zmuszone obchodzić obowiązujących stawek, powszechnymi dziś umowami sponsorskimi, by skusić żużlowca. Przejście zaś od wieku juniora do dorosłego ścigania byłoby znacznie bardziej płynne niż dziś i pozbawione presji nadmiernych oczekiwań. Po kilku latach i wyszkoleniu dostatecznej liczby zawodników dla obu lig, od KSM-u można by odejść i uwolnić rynek. Sztuczna ingerencja w cokolwiek nigdy nie będzie doskonała, jednak nad tym pomysłem chyba warto się pochylić.

Póki co zaś, przestańmy prężyć sztucznie napompowane muskuły i wróćmy pilnie do dobrych, sprawdzonych rozwiązań, z dwiema ligami. A czy przy okazji z zachowaniem awansów i spadków, czy z zastosowaniem systemu „NBA” – o tym warto rozmawiać. Tylko na Boga – zacznijcie, jak, przepraszam za słowo, członek z członkiem GKSŻ. Zacznijcie myśleć, zacznijcie rozmawiać i zacznijcie podejmować, najlepiej rozważne, decyzje.

PRZEMYSŁAW SIERAKOWSKI

One Thought on Sierakowski: Beznadziejne pielgrzymki w poszukiwaniu straceńców
    Felix
    30 Oct 2019
     9:27pm

    Felieton pana Sierakowskiego – jak zawsze – interesujący… i w sam punkt. KSM jako średnia z pięciu lat jest również interesującą propozycją. Nie wiadomo jednakże, co z zawodnikami którzy na przestrzeni owych pięciu lat jeździli i w EkstraLidze jak i w „Pierwszej” Lidze lub na odwrót. Najciekawsza i -jak dla mnie – jest idea, choc nie tak znowu nowa, aby zaniechać systemu awans i spadek. Taki system sprawdzał sie gdy w polskim żużlu byly jeszcze namiastki sportowej rywalizacji, gdy żużlowcy byli amatorami, korzystali z klubowego sprzętu, byli obsługiwani przez jednego klubowego mechanika, itp. Dzisiaj o wszystkim decyduje pieniądz, tych co je maja i tych którzy by chcieli go zdobyć jak najwiecej. Jednym słowem pan Sierakowski dobrze trafił z twierdzeniem, ze klubowi prezesi sa celem podwójnego obstrzału. A to ze strony zawodników o jak najwieksza kase, a to ze strony kibiców, ze jesli ich prezes nie zaangażuje klasowego zawodnika żądającego „złote gory” to nieudacznik. O wszystkim decyduje trwoga przed spadkiem i utrata „prestiżu”. Jedynym wyjściem pozostaje zaniechanie systemu awans i spadek.

Skomentuj

One Thought on Sierakowski: Beznadziejne pielgrzymki w poszukiwaniu straceńców
    Felix
    30 Oct 2019
     9:27pm

    Felieton pana Sierakowskiego – jak zawsze – interesujący… i w sam punkt. KSM jako średnia z pięciu lat jest również interesującą propozycją. Nie wiadomo jednakże, co z zawodnikami którzy na przestrzeni owych pięciu lat jeździli i w EkstraLidze jak i w „Pierwszej” Lidze lub na odwrót. Najciekawsza i -jak dla mnie – jest idea, choc nie tak znowu nowa, aby zaniechać systemu awans i spadek. Taki system sprawdzał sie gdy w polskim żużlu byly jeszcze namiastki sportowej rywalizacji, gdy żużlowcy byli amatorami, korzystali z klubowego sprzętu, byli obsługiwani przez jednego klubowego mechanika, itp. Dzisiaj o wszystkim decyduje pieniądz, tych co je maja i tych którzy by chcieli go zdobyć jak najwiecej. Jednym słowem pan Sierakowski dobrze trafił z twierdzeniem, ze klubowi prezesi sa celem podwójnego obstrzału. A to ze strony zawodników o jak najwieksza kase, a to ze strony kibiców, ze jesli ich prezes nie zaangażuje klasowego zawodnika żądającego „złote gory” to nieudacznik. O wszystkim decyduje trwoga przed spadkiem i utrata „prestiżu”. Jedynym wyjściem pozostaje zaniechanie systemu awans i spadek.

Skomentuj