Greg Hancock/ fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Choć może powoli zaczynaliśmy się już z tą myślą oswajać, to jednak każdy liczył, że jeszcze zobaczy Grega Hancocka w lidze polskiej czy podczas turniejów Grand Prix. Amerykanin postanowił jednak, że nadszedł czas powiedzieć „stop”.

– Ostatni rok, podczas którego opiekowałem się żoną i rodziną stał się wyzwaniem na wiele sposobów i spowodował, że moje życie przeszło na nowe tory. Jestem zadowolony ze swoich osiągnięć w sporcie i wierzę, że jest to czas, żeby przejść do nowego rozdziału. To była trudna decyzja, ale właściwa – powiedział Greg Hancock na łamach oficjalnego serwisu cyklu Grand Prix.

– Przez ostatnich 12 miesięcy nieobecności w pełnym sezonie wyścigowym miałem dużo czasu na refleksję nad moją niesamowitą karierą. Wyścigi na najwyższym poziomie, zdobycie czterech indywidualnych mistrzostw świata, również drużynowych i parowych to pośród wielu mistrzostw ligowych najtrudniejszy i najbardziej udany czas w moim życiu – podkreślił Hancock.

– Chociaż kończę z karierą zawodniczą, nie planuję zejść z tej sceny. Mam plany, które pozwolą mi być blisko tego sportu. Zobaczymy, co się stanie w nadchodzących tygodniach – dodał Amerykanin, który 3 czerwca skończy 50 lat. Jest on jedynym zawodnikiem, który co roku był uczestnikiem cyklu GP od czasu premiery cyklu w 1995 roku (przed rokiem zastępowali go rezerwowi). Do września 2014 roku miał na koncie wszystkie turnieje, 177 kolejnych występów. Łącznie zaliczył 218 turniejów i zdobył 2 655 punktów w 1248 biegach – to rekordy rozgrywek. Inny rekord, który posiada to najwięcej zwycięstw biegowych (455). Hancock 92 razy dotarł do finałowego wyścigu – w tym względzie też jest światową jedynką.

Jednym z najważniejszych osiągnięć Hancocka było zdobycie pierwszego tytułu mistrza świata w 1997 roku. A później wywalczenie drugiego tytułu w 2011 roku, a więc 14 lat później. Najdłuższa przerwa między zwycięstwami w tytule wynosiła wcześniej siedem lat. Zdobył także trzy tytuły po ukończeniu 40. roku życia, co czyni go najstarszym mistrzem w historii!

– Przez wiele lat Greg był niesamowitym sługą i wspaniałym ambasadorem sportu żużlowego na torze i poza nim. Na całym świecie pozostawia olbrzymie dziedzictwo żużlu – powiedział Paul Bellamy, wiceprezes ds. sportów motorowych w IMG. – Greg był nie tylko wybitnym sportowcem, co podkreślił czterema tytułami, ale także ulubieńcem fanów na całym świecie i wzorem dla innych jeźdźców. Jest także bardzo miłym człowiekiem, nieustająco oddanemu sportowi. Życzymy Gregowi, jego żonie Jennie i rodzinie wszystkiego najlepszego na przyszłość – dodał.

Armando Castagna, dyrektor komisji wyścigów torowych w FIM dodał: – Emerytura Grega Hancocka jest wielkim szokiem dla świata żużla i wszyscy bardzo będziemy tęsknić. FIM rozumie i popiera powody takiej decyzji. Jesteśmy blisko Grega i jego rodziny w tych trudnych chwilach. Jestem pewien, że Greg nie opuści całkowicie świata żużla i jestem również pewien, że pozostanie zaangażowany w wyścigi torowe. Jego doświadczenie, wiedza, charyzma i porady będą mile widziane, niezależnie od tego, jaką pozycję zajmie w przyszłości. Jako osobisty przyjaciel życzę mu wszystkiego najlepszego na przyszłość.

Przypomnijmy, że pierwszym rezerwowym cyklu GP był Martin Smolinski, który wielokrotnie podkreślał, że życzy Hancockowi i jego rodzinie wszystkiego najlepszego. Tym bardziej, że choroba nowotworowa doświadczyła również rodzinę Niemca. Smolinski dodawał jednak, że szykuje się tak, jakby w IMŚ 2020 miał pojechać. Bo miał w głowie, że jako rezerwowy może się doczekać choćby jednego występu. A może i wszystkich… Choć ze sportowego punktu widzenia to miejsce o niebo bardziej należy się Mikkelowi Michelsenowi, mistrzowi Europy.

A ROW Rybnik? Nikogo wielkiego już nie zakontraktuje. Na szczęście kadrę ma dość szeroką…