Jason Doyle w najbliższym sezonie nie będzie występował w lidze szwedzkiej. Biorąc pod uwagę regulacje wprowadzone przez polską ligę, zawodnik zdecydował się na starty w Anglii i w Polsce.
– Jestem obecnie na ostatnim etapie załatwiania wszystkich formalności związanych z wizą. Jeśli tylko je załatwię, będę mógł żyć w Anglii bez najmniejszych problemów i zostaniemy tu na zimę. Chcę tu pozostać, ponieważ tu mieszkam z rodziną, czuję się doskonale i tu też jest żużel. Chcę tu być i startować, jak żużel ponownie ruszy w Anglii – mówi Doyle na łamach Speedway Star.
Zawodnik nie ukrywa, że pandemiczny sezon z dala od rodziny dał mu się mocno we znaki.
– Jak jechałem z Troyem Batchelorem do Polski to zdawaliśmy sobie obaj sprawę, że będzie ciężko. W Częstochowie są wspaniali ludzie. Nie było problemu z tym, że musiałem tam przebywać. Profesjonalny klub ze wspaniałą atmosferą. Każdy jednak wie, że najlepiej człowiek czuje się w domu. Mieszkałem w apartamencie. W Częstochowie zbyt wiele osób nie mówiło po angielsku. Komunikacja więc na co dzień była trudna. Oczywiście, obok mieszkał Fredrik Lindgren, ale on był z żoną, więc tak naprawdę miał swoje życie – kontynuuje Australijczyk.
Były mistrz świata potwierdza, że pandemia mocno skomplikowała plany wszystkim zawodnikom.
– Nikt się tego nie spodziewał. Każdy zawodnik miał wszystko zaplanowane.Kupiony sprzęt. W marcu nagle wszystko stanęło na głowie. Dla żużla to było straszne. Ci którzy mogli wyjechali do Polski bo jedynie tam była możliwość zarabiania i jazdy. Ja jestem wdzięczny swoim mechanikom którzy przez pewien czas zgodzili się na obniżenie zarobków. Dziękuje też wszystkim sponsorom oraz przyjaciołom którzy byli ze mną w minionym sezonie – dodaje zawodnik Włókniarza.
Jason Doyle przyznaje, że w jego przypadku ekstremalnie na niekorzyść działał brak większej ilości startów. – Tak naprawdę dla mnie to był największy problem. Miałem za mało jazdy, a za dużo czasu na myślenie. Trenowałem w środę czy w czwartek przed meczem w weekend. Resztę czasu musiałem jakoś zagospodarować. W normalnym sezonie podróże i liczne starty w moim przypadku sprawiają, że jestem w rytmie meczowym, a ponadto nie ma czasu myśleć o tym, co zrobiło się źle na torze. Cieszę się, że zamiast Szwecji pojadę w Anglii. Prawda też jest taka że w Szwecji zarabia się coraz mniej. W Swindon doskonale się czuję i mam nadzieję, że wspólnie pojedziemy o mistrzostwo – kontynuuje Doyle
Nowy nabytek Unii Leszno wspomina jeszcze jeden fakt, który napawa go dużym optymizmem przed sezonem w barwach Swindon Robins.
– Najbardziej się cieszę na ponowną obecność przy mnie mechanika – Marka Seabrighta. To jest – można powiedzieć – mój mentor, nie tylko mechanik. Pracował sporo lat z Lee Richardsonem. Teraz w Anglii znów będzie fizycznie obok mnie, a nie tylko na telefon. To duża różnica. Lee był podobny do mnie. Najwięksi zawodnicy mają takie dni, kiedy głowa się robi „gorąca” i potrzebny jest ktoś taki obok, właśnie jak Mark. To nie tylko mechanik, ale idealny człowiek na te gorsze momenty – kończy Doyle.
Jak miał dużo czasu to powinien uczyć sië języka kraju w którym pracuje, a przy okazji nie patrzymy jak szpak… na ludzi obok siebie.
Żużel. Bolesna porażka Orła. „Czternasty bieg nas pogrzebał”
Żużel. Jest wyraźnie pod formą. Trenuje od samego rana!
Żużel. Zmarnowana szansa Hampela. Kowalski i Woryna z awansem
Żużel. Martuszewski: Piękne Podkarpacie! (FELIETON)
Żużel. Fajfer przyznaje, że popełnił sporo błędów. Teraz zadebiutuje w lubuskich derbach
Żużel. Madsen zły po remisie. „Powinniśmy to kur** wygrać”