Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Jason Doyle w najbliższym sezonie nie będzie występował w lidze szwedzkiej. Biorąc pod uwagę regulacje wprowadzone przez polską ligę, zawodnik zdecydował się na starty w Anglii i w Polsce.

– Jestem obecnie na ostatnim etapie załatwiania wszystkich formalności związanych z wizą. Jeśli tylko je załatwię, będę mógł żyć w Anglii bez najmniejszych problemów i zostaniemy tu na zimę. Chcę tu pozostać, ponieważ tu mieszkam z rodziną, czuję się doskonale i tu też jest żużel. Chcę tu być i startować, jak żużel ponownie ruszy w Anglii – mówi Doyle na łamach Speedway Star.

Zawodnik nie ukrywa, że pandemiczny sezon z dala od rodziny dał mu się mocno we znaki.

– Jak jechałem z Troyem Batchelorem do Polski to zdawaliśmy sobie obaj sprawę, że będzie ciężko. W Częstochowie są wspaniali ludzie. Nie było problemu z tym, że musiałem tam przebywać. Profesjonalny klub ze wspaniałą atmosferą. Każdy jednak wie, że najlepiej człowiek czuje się w domu. Mieszkałem w apartamencie. W Częstochowie zbyt wiele osób nie mówiło po angielsku. Komunikacja więc na co dzień była trudna. Oczywiście, obok mieszkał Fredrik Lindgren, ale on był z żoną, więc tak naprawdę miał swoje życie – kontynuuje Australijczyk. 

Były mistrz świata potwierdza, że pandemia mocno skomplikowała plany wszystkim zawodnikom. 

– Nikt się tego nie spodziewał. Każdy zawodnik miał wszystko zaplanowane.Kupiony sprzęt. W marcu nagle wszystko stanęło na głowie. Dla żużla to było straszne. Ci którzy mogli wyjechali do Polski bo jedynie tam była możliwość zarabiania i jazdy. Ja jestem wdzięczny swoim mechanikom którzy przez pewien czas zgodzili się na obniżenie zarobków. Dziękuje też wszystkim sponsorom oraz przyjaciołom którzy byli ze mną w minionym sezonie – dodaje zawodnik Włókniarza.

Jason Doyle przyznaje, że w jego przypadku ekstremalnie na niekorzyść działał brak większej ilości startów. – Tak naprawdę dla mnie to był największy problem. Miałem za mało jazdy, a za dużo czasu na myślenie. Trenowałem w środę czy w czwartek przed meczem w weekend. Resztę czasu musiałem jakoś zagospodarować. W normalnym sezonie podróże i liczne starty w moim przypadku sprawiają, że jestem w rytmie meczowym, a ponadto nie ma czasu myśleć o tym, co zrobiło się źle na torze. Cieszę się, że zamiast Szwecji pojadę w Anglii. Prawda też jest taka że w Szwecji zarabia się coraz mniej. W Swindon doskonale się czuję i mam nadzieję, że wspólnie pojedziemy o mistrzostwo – kontynuuje Doyle

Jason Doyle. Foto: Kamil Woldański

Nowy nabytek Unii Leszno wspomina jeszcze jeden fakt, który napawa go dużym optymizmem przed sezonem w barwach Swindon Robins.

– Najbardziej się cieszę na ponowną obecność przy mnie mechanika – Marka Seabrighta. To jest – można powiedzieć – mój mentor, nie tylko mechanik. Pracował sporo lat z Lee Richardsonem. Teraz w Anglii znów będzie fizycznie obok mnie, a nie tylko na telefon. To duża różnica. Lee był podobny do mnie. Najwięksi zawodnicy mają takie dni, kiedy głowa się robi „gorąca” i potrzebny jest ktoś taki obok, właśnie jak Mark. To nie tylko mechanik, ale idealny człowiek na te gorsze momenty – kończy Doyle.