Łukasz Malaka i Egon Muller.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Witam ponownie fanów żużla. Dziś drugi i ostatni rozdział mojej nowej autobiografii, którą na łamach portalu publikuję. Mam nadzieję, że się spodoba. Jeśli tak, to prawdopodobnie już niedługo będziecie mogli przeczytać całą moją historię po polsku. Dam Wam znać. Ukłony. Egon M.

Sezon 1992 nie był taki, jak go sobie wcześniej zaplanowałem. Nie brakowało krytyki, że rdzewieję jako zawodnik. G… prawda. W żużlu najczęściej jest tak, że nie o wszystkich kontuzjach się mówi. Jak rywal wie, że niedomagasz, to staje się groźniejszy. Tak jest do dziś. Odezwały się jakieś stare dolegliwości i cały rok, można powiedzieć, tylko przejeździłem. Nie powiem, żeby było to ściganie. Po sezonie powiedziałem sobie, że trzeba jeszcze raz stanąć na sportowe nogi. Zacząłem bardzo wcześnie treningi, bo zachciało mi się polecieć na Antypody do Ivana Maugera i tam walczyć o tytuł mistrza Australii. W Australii byłem parę razy. Gdybym miał opisywać to, co tam się działo, to należy wydać jeszcze co najmniej jedną grubą książkę. Żużel żużlem, ale tam po sezonie w Europie się leciało, bo – jest słońce, jest towarzystwo i jest żużel. W takiej kolejności. Przygód nie brakowało.

Pamiętam, że w miejscowości Canberra trafiliśmy akurat na jakiś tajfun, który sprawił, że w byliśmy „zadekowani” w tym mieście przez czternaście dni, niczym na kwarantannie przy pandemii. Na początku mieszkaliśmy w hotelu. Po paru dniach, gdy okazało się, że nie ma opcji opuszczenia Canberry postanowiliśmy, że zmienimy hotel na jakiś tańszy motel.

Motel jak to motel. Piętro i długi korytarz. Po bokach pokoje. Któregoś wieczoru zostałem sam. Reszta chłopaków pojechała do miasta, aby, nazwijmy to, coś zjeść. Durne pomysły miałem zawsze. Tak było i tym razem. Okazało się, że numery pokojów na drzwiach wiszą na gwoździu. Postanowiłem więc je totalnie pozamieniać. Nie będę Wam opisywał, co się działo jak kumple wrócili z jedzenia. Nie każdy mógł tak łatwo trafić kluczem do zamka. Parę dobrych chwil trwało zanim złapali kto i jaki dowcip im wywinął.

Pamiętam, że w Canberze mieliśmy też przygodę z dentystą. Jeden z towarzyszy poleciał do Australii z niewyleczonymi zębami. Szukaliśmy dentysty na gwałt, a jak ten w końcu zobaczył uzębienie żużlowca, to powiedział tylko: „Oh my God. It looks so terrible!” (O Boże, to wygląda strasznie – dop. red). Pech chciał, że kumpel nie znał angielskiego. Pyta się mnie: „Egon, co on mówi?”. Mówię: „Spokojnie, to akurat bardzo mocno wierzący człowiek. Przed każdym leczeniem prosi Boga o pomoc.”

Z Australii najbardziej utknęła mi w pamięci jednak inna historia. Podczas jednego z turniejów jeden z zawodników doznał kontuzji nogi. Założono mu szwy. Nazwiska specjalnie nie wymieniam, żyje wciąż, ma rodzinę, a historia jest z lekkim zabarwieniem erotycznym. Wieczorem siedzimy wszyscy w knajpie, a kumpel już nagabuje do stolika jakieś koleżanki. Po jakimś czasie z jedną z nich udał się na spacer. Rano siedzimy na śniadaniu z Ole Olsenem, a nasz kolega idzie do nas. Patrzymy, a tam gdzie były szwy, wszystko znowu zostało rozdarte. Olsen się pyta: „Coś ty zrobił z nogą? Gdzieś się tak załatwił?”. A on odpowiada: „Hmmm, jak ci to powiedzieć, ja preferuję tylko jedną pozycję a było tak fajnie, że jak widzisz aż szwy puściły.”…

Sportowo było w porządku. W finale serii rozgrywanej na torze w Christchurch zająłem niespodziewanie drugie miejsce i zostałem wicemistrzem Antypodów i okolic. Jakaś forma więc jeszcze była. 

Po trudach ścigania, oczywiście piszę to sarkastycznie, polecieliśmy na Hawaje. Zaplanowano na nam tam dwa tygodnie urlopu. Lot trochę trwał i nie ukrywam, że znowu mi się nudziło. Dwa rzędy przede mną siedział, razem ze swoją narzeczoną, Bobby Schwartz. Siedzieli, przytulali się, całowali. Pomyślałem sobie: „Ja Wam zaraz zrobię zabawę.” Podszedłem do stewardessy i zapytałem, czy może mi dać mikrofon, bo chcę coś ogłosić. Pyta się mnie o to, co chcę powiedzieć. Mówię więc do niej, że w samolocie jest mój kumpel, Bobby Schwartz, pokazuje jej, że to tamten i akurat to jego podróż poślubna. Dodałem jeszcze, że wczoraj wzięli ślub. Zgodziła się. Wziąłem mikrofon i mówię: „Drodzy Państwo, na pokładzie z nami lecą nowożeńcy”. Wskazałem na Schwartza. „Zaśpiewajmy im sto lat.” Gdybyście widzieli reakcję. Cały samolot śpiewa, bije brawo, a do Schwartza za chwilę przynoszą szampany i przekąski w prezencie od linii lotniczych. Zrobiła się fajna impreza. Schwartz tylko był jakiś posępny. To chyba akurat nie była ta, z którą chciał się żenić…

Na Hawaje dolecieliśmy. Po wylądowaniu okazało się, że przechowywanie motocykli na lotnisku jest tak samo drogie jak nasz nocleg w hotelu. Postanowiliśmy więc… wynająć półciężarowy samochód i do niego wrzucić motocykle, a samochód z zawartością postawić na jakimś parkingu. Wychodziło to zdecydowanie taniej. Silniki zdecydowaliśmy się zabrać do hotelu. Pamiętam, że jak na recepcji hotelowej jakiś boy hotelowy złapał za moją torbę, to mu prawię rękę urwało.

Na Hawajach jak to na Hawajach. Dwa tygodnie totalnej zabawy. Przyznam, że trochę też zwiedziliśmy. Byliśmy w Pearl Harbour. Był taki rejs przedszkolnym statkiem i można było zobaczyć zatopione okręty wojenne. Niezapomniane wrażenia. Na koniec tournée, w Ameryce na lotnisku, jak zwykle się żegnaliśmy i każdy ruszał do siebie. Wtedy dopiero się zorientowaliśmy, że gdzieś zniknął David Blackburn. Nie było ani jego, ani jego bagaży. Dopiero po jakimś czasie się dowiedziałem, że zrobił taką „zadymę” na odprawie paszportowej, że najpierw trafił do więzienia i stamtąd deportowano go do Anglii. 

4 komentarze on Żużel. Egon Müller: Jak Schwartza w samolocie ożeniłem, czyli tournée po Australii
    Żużel. Górnik pojedzie dla Wolfe Wittstock | PoBandzie
    21 Nov 2020
     3:42pm

    […] Żużel. Egon Müller: Jak Schwartza w samolocie ożeniłem, czyli tournée po Australii Łukasz Malaka […]

Skomentuj

4 komentarze on Żużel. Egon Müller: Jak Schwartza w samolocie ożeniłem, czyli tournée po Australii
    Żużel. Górnik pojedzie dla Wolfe Wittstock | PoBandzie
    21 Nov 2020
     3:42pm

    […] Żużel. Egon Müller: Jak Schwartza w samolocie ożeniłem, czyli tournée po Australii Łukasz Malaka […]

Skomentuj