Fot. Marcin Wiła
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sezon zakończony dopiero co, a już zaczynają się przymiarki do wiosny 2020. Jest to dość typowe. Rozumiem włodarzy, którzy zaczynają wcześniej prowadzić rozmowy. Wiąże się to z masą plotek, domniemań i niestety coraz niższym poziomem kultury. Niby najbogatsza liga świata, którą stać na zatrudnienie specjalistów od ratowania beznadziejnych spraw, a mimo to nadal dochodzi do sytuacji, w których przepychanki pomiędzy włodarzami klubów i zawodnikami przenoszą się do internetu. Nas, dziennikarzy, też to się tyczy. Piszemy teksty, które są iskierką, z której powstaje duży pożar. Później udajemy, że pożar nas nie dotyczy i umywamy ręce.

Przed rokiem stwierdziłam, że im wyższy poziom sportowy, tym mniejsze sentymenty. Żużel jest dyscypliną, która swoją specyfiką podwyższa kibicom ciśnienie. Jest niebezpieczny, nieprzewidywalny i szalenie widowiskowy. Za to go kochamy. Ludzie skupieni wokół niego to przeważnie profesjonaliści. Czasem tylko zapominają, że za jakością sportową powinien iść intelekt i szacunek. Przed rokiem głośno było o publicznej wymianie zdań pomiędzy Falubazem Zielona Góra a Grzegorzem Zengotą. Przepychanki po komentarzach w mediach społecznościowych były czymś poniżej żenady. Każdemu się oberwało i nie mówię, że niesłusznie. Zauważyłam, że jest jakaś dziwna tendencja polegająca na wynoszeniu wielu spraw z klubowych gabinetów. Są rzeczy, o których nie powinno się z mediami rozmawiać. Zawsze jednak znajdzie się czarna owca, która postanowi wyżalić się na pracodawcę lub pracownika. Bycie dżentelmenem również w kwestiach zawodowych stopniowo staje przeżytkiem?

Często tę karuzelę transferową z zabrudzonymi elementami uruchomiają sami zawodnicy lub pracownicy klubu. Nie są niestety jedyni. Swoje za uszami mają także kibice i dziennikarze. Najlepiej ilustruje to plotka o domniemanym przejściu Emila Sajfutdinowa z Unii Leszno do Falubazu Zielona Góra. Masa artykułów opartych na “potwierdzonych informacjach” przysporzyła żużlowcowi dużą grupę hejterów. Rosyjski zawodnik pokazał jakie treści do niego docierają. Okazało się, że “potwierdzone informacje” nie mają żadnego potwierdzenia w rzeczywistości. Rzetelnych źródeł brak, za to afera jak się patrzy. Zdecydowanie zbyt często szukamy sensacji tam gdzie jej nie ma, a po wszystkim zostaje ogromny niesmak. Cała gadanina, tworzenie artykułów na siłę nikomu jeszcze życia nie umiliło. Wręcz przeciwnie.

Okienko transferowe jest bardzo specyficznym czasem. Moim zdaniem trzeba się na nie odpowiednio przygotować. Z tego właśnie powodu wyciszyłam powiadomienia niektórych na twitterze. Postaram się o unikanie mediów społecznościowych. Wszystko po to, by uniknąć tego, co śledziłam przed rokiem i widzę teraz. Wystarczyła mi już afera Sandry Kubickiej i Joanny Opozdy o psa, która momentami była wszędzie. Transfery żużlowe to za dużo jak na moją głowę. Kiedy schodziłam z trybun i wkraczałam w samo epicentrum wydarzeń żużlowych myślałam, że wszystko tam jest jasne, klarowne, ale im dłużej oglądam to, co się dzieje, sprawia, że zanika moja młodzieńcza wiara. Jak to mawiał Rejent Milczek w komedii Fredry: “Niech się dzieje wola nieba. Z nią się zawsze zgadzać trzeba”.

Szkoda, że w żużlu nie obowiązuje coś na wzór ciszy wyborczej. Miałabym wtedy spokój i czas czas na lekturę “Chłopów”, “Ludzi bezdomnych” lub zwyczajne tkwienie w młodzieńczych ideałach żużla.

KINGA SYLWESTRZAK