Fot. Instagram Mikkela Becha
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

… siedź na dupie i przytakuj i nie przejmuj się swą dolą, bo i tak ci przyp… – tak śpiewają przyjaciele żużla, zespół Big Cyc. Tekst ten idealnie pasuje do czerwcowej przygody, która spotkała mechaników gdańskiego zawodnika Mikkela Becha Jensena: Aureliusza Bielińskiego oraz Eryka Jóźwiaka.

Podczas meczu Wybrzeża Gdańsk z ROW-em Rybnik mechanicy zostali poinformowani tuż po zakończeniu 15. biegu  przez Zbigniewa Fiałkowskiego, iż w trybie natychmiastowym muszą opuścić boks zawodnika, ponieważ będzie kontrola. Na nic zdały się tłumaczenia mechaników, że chcą tylko poczekać na powrót z toru swojego zawodnika, dokonają szybko zwyczajowych czynności i opuszczą boks, umożliwiając wykonanie przewidzianych regulaminem czynności. Między panami doszło do wymiany zdań – mechanicy obstawali przy konieczności wykonania czynności przy motocyklu, a Zbigniew Fiałkowski przy konieczności opuszczenia boksu. 

Sprawa szybko znalazła swój ciąg dalszy i zawodnik został ukarany karą w wysokości 5000 złotych za każdego swojego mechanika. Łącznie więc mechanicy Duńczyka lub sam zawodnik mają przelać do GKSŻ-u 10 tysięcy złotych. 

– Powiem panu w ten sposób – jesteśmy czy staramy się być kulturalni – tłumaczy jeden z mechaników, Aureliusz Bieliński. – Mikkel jeszcze nie zjechał z toru, więc dla nas mechaników jest logiczne, że czekamy na zawodnika, aby zrobić wszystko, co konieczne z jego motocyklem po biegu. To jest nasza praca. Podszedł człowiek w koszuli i kazał nam natychmiast opuszczać boks, bo będzie kontrola. Sama forma w jakiej pan Fiałkowski się zwracał, pozostawia dużo do życzenia. Doszło do wymiany „poglądów”, ale też nie była to jakaś awantura. Ponoć najbardziej pana uraziliśmy nie mówiąc na „Pan” ale z kolei pan Fiałkowski też nam na „Pan” nie dworował. Skoro ktoś zwraca się do nas bezosobowo, nadużyciem chyba nie jest ta sama forma użyta zwrotnie. Po całym incydencie dostaliśmy pismo z Erykiem, że zostaliśmy ukarani karą 5000 złotych. Na odwołanie mieliśmy dwa dni. Odwołaliśmy się i teraz jest prowadzone postępowanie wyjaśniające. Szkopuł w tym, że wzywa się podanych przez nas świadków – choćby innych mechaników w terminach, kiedy wiadomo, że są na zawodach. Jest to wszystko trochę niepoważne. Jeśli kogoś uraziliśmy, to kara 5000 dla każdego jest chyba nieadekwatna do przewinienia. Biała koszula i być może jakaś na niej naszywka w okolicach kołnierza nie sprawia z urzędu, że każdy musi wiedzieć, iż to jakiś oficjel. Na wielu imprezach jest specjalna strefa, do której oddaje się motocykle na kontrole. Przecież można to też bez problemu zrobić u nas i uniknąć takich sytuacji, jaka miała miejsce – kończy Aureliusz Bieliński. 

Obaj mechanicy czekają w tej chwili na ostateczne decyzje z ramienia GKSŻ. Nas zastanawia fakt, czy naprawdę obaj zasłużyli na tak wysokie kary za swoje zachowanie. Jeśli tak, to najwyższa pora zapytać, czy są kluby, które nie płacąc zawodnikom, też z ramienia GKSŻ, dostają adekwatne kary za niedotrzymanie umów ze swoimi kontrahentami, bo takowymi są zawodnicy, wystawiający faktury za swoje usługi. Jeśli karzemy, to karzmy równo wszystkich, a nie dawajmy licencji nadzorowanej, o której każdy szanujący się kibic wie, że jest fikcją sztucznie wspomagającą oddychanie niektórych ośrodków żużlowych. Patrząc na niektóre działania GKSŻ pora zapytać, czy w tym samolocie jeszcze jest pilot… A może Komisji przez przypadek dopisało się jedno zero przy karach dla mechaników?

ŁUKASZ MALAKA

ZOBACZ RÓWNIEŻ: