Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Co zrobić, gdy „sprawa się rypła”? Zewsząd krytyka, hejt, ciosy? Najlepiej szybko zrobić coś takiego, by wszystkim zgryźliwcom zamknąć usta. Taką właśnie drogę obrał zielonogórski Falubaz.

 

Brak awansu do PGE Ekstraligi był bardzo gorzką pigułką do przełknięcia dla zielonogórskiego środowiska żużlowego. Droga do finału nie była łatwa, pierwsza decydująca batalia w Krośnie też trudna, ale mimo wszystko elita była na wyciągnięcie ręki. A skończyło się najbardziej boleśnie, bo minimalną porażką. Mało tego, perspektywy na najbliższą przyszłość też nie wyglądały kolorowo. Ba, wielu widziało już „Myszy” na długie lata bez szans na to, by wydostać się z pierwszoligowej rzeczywistości.

Żałoba w Winnym Grodzie nie trwała długo. Klub zaskoczył wszystkich ogłaszając aż trzech nowych zawodników. W żółto – biało – zielonych barwach w przyszłym sezonie będą ścigać się Przemysław Pawlicki, Rasmus Jensen i Luke Becker. Żużlowcy, których kusiły także ekstraligowe ośrodki zdecydowali się pomóc Falubazowi w powrocie w szeregi najwyższej klasy rozgrywkowej. Nie bez znaczenia przy ich decyzjach miała zapewne osoba Piotra Protasiewicza. Ikona zielonogórskiego Falubazu jest teraz dyrektorem sportowym klubu i jak widać pierwsze tygodnie jego działalności to pasmo sukcesów. Zielonogórzanom do „ogarnięcia” pozostaje jeszcze kwestia formacji młodzieżowej, ale jeśli uda im się dopiąć juniorski zaciąg z Leszna, będą zespołem kompletnym i murowanym kandydatem do awansu. Na papierze oczywiście, bo wszystko i tak zweryfikuje tor.

Najwięcej emocji w tej transferowej ofensywie Falubazu wywołała osoba Rasmusa Jensena. Gdańskie Wybrzeże ogłosiło dużo wcześniej, że Duńczyk zostaje w nadmorskim klubie. Ale coś poszło nie tak. A dokładniej przelew. Zaległości mimo ustaleń nie zostały spłacone w umówionym terminie i Jensen zdecydował się kontynuować karierę w Zielonej Górze. Dziwi mnie oburzenie prezesa Wybrzeża. Zawodnik nie dotrzymał słowa. Ale kto w tej historii nie dotrzymał go pierwszy? Czy ktoś z nas chciałby dalej pracować u kogoś kto spóźnia się z wypłatami i mimo zapewnień nie wywiązuje się ze zobowiązań, a na dodatek można przypuszczać, że sytuacja powtórzy się w przyszłości? Lasu rąk nie widzę…

JUSTYNA NIEĆKOWIAK