Tai Woffinden. Fot: GB Speedway Team
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

The Beatles nagrali „A hard day’s night” – noc po ciężkim dniu. Ostatnie dni, związane z turniejem Speedway Of Nations, były zdecydowanie trudnym tygodniem, bogatym w emocje, niestety także te negatywne.

 

Oliver Allen opiekujący się wraz z Simonem Steadem reprezentacją Wielkiej Brytanii, stwierdził, że tym rozgrywkom towarzyszył kalejdoskop emocji. Zakończyło się jednak w miarę szczęśliwie, na drugim stopniu podium, tuż za Australijczykami, którzy na taki triumf od dwudziestu lat. Brytyjska reprezentacja wykonała ogrom pracy, by zyskać bezpośredni awans do finału Speedway of Nations. Skończyło się na wyścigu dodatkowym o premiowane awansem miejsce z innym zespołem w czerwono-niebiesko-białych barwach – Francuzami. Obrona tytułu wywalczonego rok wcześniej na ojczystej ziemi wydawała się na wyciągnięcie ręki, kiedy kontuzji podczas treningu doznał Tai Woffinden. Oznaczało to, że Robert Lambert i Dan Bewley sami będą musieli pociągnąć wózek z napisem „walka o złoto”. Lambert i Bewley zrobili to samo, co podczas drugiego dnia ubiegłorocznej rywalizacji, kiedy Woffinden także uległ koszmarnej kontuzji, tym razem odniesionej na torze. Prowadzili po zasadniczej części turnieju, co dawało im co najmniej srebrny medal. Tym razem jednak nie skończyło się jak w ubiegłym roku, bo na ich drodze stanęła żółto-zielona fala prosto z Antypodów, czyli Jack Holder i Max Fricke.

– Mieliśmy wzloty i upadki – przyznał Allen na łamach „Speedway Star”. – Brak Taia oczywiście był rozczarowujący, ale wierzyłem w Dana i Roberta. To był trudny wieczór, kalejdoskop emocji. Kiedy awansujesz bezpośrednio do finału, czujesz dumę, myśląc: „Wow, mamy pewne srebro, a możemy jeszcze wygrać”. Kiedy jednak przyszło co do czego, srebro było dla nas sporym rozczarowaniem. Mówiąc szczerze, mnie także rozczarowało drugie miejsce.

Po stronie plusów Allen zapisał odczucie, że brytyjski żużel dowiódł swojej wartości na arenie międzynarodowej. Zawodnicy mający doświadczenie na rozmaitych, czasem trudnych torach poradzili sobie na torze w Vojens, na który wpłynęły opady deszczu.

– To pokazało, jak ważna jest nauka na brytyjskich torach, szczególnie, kiedy pogoda nie jest idealna. Wszyscy Brytyjczycy, którzy startowali w tej edycji SoN, mają za sobą starty w lidze brytyjskiej i myślę, że to ma znaczenie. Mam nadzieję, że wszyscy na świecie zauważyli, że mamy tutaj coraz więcej świetnych zawodników. Tor był trudny i musieli umieć sobie radzić. Myślę, że się udało-dodał brytyjski szkoleniowiec w rozmowie z magazynem.

Wypadek Woffindena pozostaje skryty za mgiełką tajemnicy, a kierownictwo reprezentacji nie puszcza pary z ust.

– To był zwykły wypadek na treningu. Tai trenował z przyjaciółmi na powietrzu i miał wypadek. Zdarza się, można przecież potknąć się i spaść ze schodów. Zawodnicy nie chcą na siebie chuchać i dmuchać-takie podejście mogłoby nie wyjść im na dobre. Miał wypadek, to mogło przydarzyć się każdemu. Szkoda, że był to akurat Tai w piątek przed finałem SoN – skwitował Allen.

W drugim półfinale Bewley i Lambert zgromadzili po sześć punktów, podczas gdy na konto Woffindena wpadło ich aż 19. W finale na konto rudowłosego reprezentanta Betard Sparty Wrocław wpadło 14 oczek, a zawodnik For Nature Solutions Apatora Toruń – 18.

Zapytany o to, jak wiadomość o wypadku kolegi wpłynęła na pozostały brytyjski duet, szkoleniowiec dodał:

– Na Danie nie zrobiło to wrażenia, Robert z kolei był zadowolony, że wie, na czym stoi zespół. Jeśli Tai byłby w formie-super, odzyskalibyśmy kapitana. Ale kiedy nie mógł jechać, Lambert przynajmniej wiedział, czego się trzymać. Mógł skupić się na tym, co zrobić, by przejść przez ten turniej, i muszę przyznać, że wzorowo wywiązał się z zadania.Wrócił do dobrej formy po średnio udanym jak na siebie występie w czwartek. Wiem, że denerwował się wynikiem w czwartek. My nie. Wiedzieliśmy, że jechał z trudnych pól zaraz po równaniu. Dla niego taki powrót do świetnej formy był fantastyczny.

W przyszłym sezonie kibiców czeka powrót do pierwszych od 2017 roku zawodów o Drużynowy Puchar Świata. W lipcu 2023 zawodnicy zmierzą się we Wrocławiu. Z Woffindenem i Bewleyem, dla których to domowy tor w Polsce, reprezentacja Wielkiej Brytanii mogłaby wygrać te zawody po raz pierwszy w historii. Potrzebna jest jednak jeszcze jedna gwiazda, która tego dokona. Oliver Allen upatruje jej w Tomie Brennanie.

– Tomowi poszło bardzo dobrze w SoN2. Myślę, że dobrze wygląda to także przed powrotem DPŚ. Nie owijajmy w bawełnę, będzie trudno. Zawody z czterema – pięcioma zawodnikami w Polsce będą trudne, bo Polacy to trudny przeciwnik. Mamy teraz jednak najlepszą trójkę na świecie: Roberta, Taia i Dana. Jeżeli czwarty do brydża, ktokolwiek to będzie, zrobi swoją robotę, będzie dobrze. Jestem tego absolutnie pewien-podsumował Allen.