Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

W niedzielnym meczu Kolejarza Opole z Wolfe Wittstock w polskiej lidze zadebiutuje Niemiec, Mirko Wolter. To jeden z nielicznych zawodników, którzy mają za sobą start w Grand Prix, ale nigdy nie mieli okazji do występów w polskich rozgrywkach.

 

– Trochę lat faktycznie na żużlu się ścigam. Zawsze chciałem pojechać w polskiej lidze i nigdy nie było ku temu okazji, bo też nigdy – i taka jest prawda – żaden polski klub mi tego nie zaproponował. Po raz pierwszy pojadę w polskiej lidze w niedzielę i nie ukrywam, że jest to jakiś ważny punkt w mojej karierze. Dzięki Frankowi Mauerowi realizuję swoje marzenia i jak widać, nigdy na ich spełnianie w życiu nie jest za późno. Na pewno nie czekałem na to całe życie, ale od momentu, kiedy stałem się żużlowcem – mówi ze śmiechem Mirko Wolter, który podczas Grand Prix Niemiec w 2001 roku wystartował z dziką kartą.

Tryskającego tradycyjnie humorem Niemca zapytaliśmy, czy powołanie na mecz go zaskoczyło.Przyznam, że byłem zaskoczony jak Frank zadzwonił do mnie w środę, że jadę w meczu, choć oczywiście z drugiej strony mocno się ucieszyłem. Jadę do Opola pokazać się z jak najlepszej strony. Zbyt wiele razy na torze w tym roku nie trenowałem, ale dla mnie nie liczą się treningi, tylko ściganie na żużlu – kontynuuje 44-letni zawodnik. 

Niemcowi nikt w akt urodzenia nie zagląda, ale wielu kibiców zastanawia się czy zawodnik Wolfe Wittstock myśli o zakończeniu swojej długoletniej kariery.

– Oczywiście że nie myślę. Zamierzam się ścigać do tego momentu, kiedy organizm powie dość, a jak na swój wiek jestem w dość dobrej kondycji fizycznej. Kocham żużel. Tu nie są najważniejsze pieniądze, ale sama jazda. To – jak wielu mówi – jest jak narkotyk – podsumowuje Niemiec.