Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużlowcy w kwiecie wieku i szczycie swojej formy, przed sezonem zazwyczaj tak dobierają sobie starty, by jak najczęściej pojawiać się na torze. W latach swojej świetności tacy zawodnicy jak Nicki Pedersen czy Jason Crump, oprócz ligi polskiej, startowali również w Szwecji, Danii czy też na Wyspach, łącząc to jednocześnie z rywalizacją o tytuł mistrza świata. Zdawało to dla nich egzamin, choć nie każdemu żużlowcowi ze światowej czołówki takie rozwiązanie odpowiada.

 

Władze polskiego żużla przed sezonem 2023 zwiększyły limit lig dla zawodników związanych kontraktem z polską PGE Ekstraligą. Poprzednio żużlowcy z najlepszej ligi świata mogli mieć dodatkowo jeden zagraniczny klub, a od tego roku tę liczbę powiększono do dwóch. To sprawiło, że tacy zawodnicy jak Dan Bewley czy Nicki Pedersen zdecydowali się na powrót na Wyspy.

Martin Vaculik jednak nie skorzystał z tego zapisu, a wszystko dlatego, że… w ogóle nie bierze pod uwagę jazdy w innych ligach niż polska. Słowak od wielu lat jest w ścisłym topie światowego żużla i jak widać, do tego, by osiągać dobre rezultaty, nie potrzebuje zbyt częstej jazdy.

– W tym roku będę startował wyłącznie w Polsce oraz cyklu Grand Prix. Od pięciu lat się to u mnie sprawdza, więc myślę, że wszystko jest w porządku – mówi Vaculik w rozmowie z fimspeedway.com

32-latek otwarcie przyznaje, że wcale z tego powodu nie narzeka. – Każdy jest inny. Niektórzy potrzebują jazdy sześć dni w tygodniu, a inni dwa. To indywidualna sprawa, a ja jestem zadowolony z tego jak obecnie to u mnie wygląda – dodaje.

Dla Martina Vaculika będzie to ważny sezon w PGE Ekstralidze. Liczą na niego przede wszystkim działacze oraz kibice ebut.pl Stali Gorzów, która bez Bartosza Zmarzlika nie jest już upatrywana jako pewniak do play-offów. Słowak przejął po trzykrotnym mistrzu świata obowiązki kapitana i na jego barkach spocznie bardzo duża odpowiedzialność za wynik całej drużyny.