Jacek Frątczak. foto. JAREK PABIJAN
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Reprezentacja Polski w pełni zrealizowała cel, jakim było wyjście z grupy na mundialu. Można się jedynie przyczepić do stylu, w jakim tego dokonali, natomiast teraz przed Biało-Czerwonymi zupełnie nowe rozdanie i szansa na ćwierćfinał. Łatwo jednak nie będzie, bowiem rywal jest z najwyższej półki.

 

Po ostatnim meczu fazy grupowej przeciwko reprezentacji Argentyny większość Polaków „straciła” parę dni z życia. Jednym z tych ludzi był Jacek Frątczak, który przeżywał mecz Biało-Czerwonych nie mniej niż wtedy, gdy prowadził ekstraligowe drużyny w polskiej lidze żużlowej. Czy były menadżer m.in Falubazu Zielona Góra zalicza się do grupy, która jest zadowolona z sukcesu, czy przeciwnie, ma żal do trenera i zawodników o styl, w jakim tego dokonaliśmy?

– Ja zaliczam się do grupy, która ocenia nasze występy przez pryzmat realizacji celów. Przed rozpoczęciem mundialu czytałem, że naszym celem jest wyjście z grupy. Swoją drogą całkiem niedawno rozmawiałem na ten temat z Patrykiem Dudkiem przy jednym ze spotkań w pobliskiej kawiarni. Tu moim zdaniem zawiodła komunikacja – powinno być jasno zadeklarowane, że naszym celem jest wyjście z grupy i z tego nas proszę rozliczać. W sporcie zawodowym musi być konkretny cel – ludzie odpowiadający za wynik są bowiem z tego rozliczani, a nie ze stylu w jakim to osiągnęli. Ja wiem, że nasza piłka odbiega od ideału i przy tej klasy zawodnikach tylko raz na jakiś czas zdarza się spotkanie, które chętnie oglądamy. Przecież nierzadko w żużlu jest tak samo – drużyna może nie jechać najlepiej, ale po 15. biegu ma na swoim koncie 46 punktów i tylko to się liczy. Nie zmienia to jednak faktu, że cel został zrealizowany i w tym przypadku narzekanie jest kompletnie nie na miejscu. Zwróćmy uwagę na to, jakie zespoły są już na tym etapie za burtą. Jesteśmy w szesnastce najlepszych drużyn świata i z tego należy się cieszyć – mówi nam Jacek Frątczak.

Szkoleniowiec doszukuje się przyczyny naszego pasywnego stylu gry trochę głębiej. – Proszę pamiętać, że my mentalnie odbiegamy od innych nacji – nie jesteśmy przecież Brazylijczykami, Włochami czy Francuzami. Wynika to przede wszystkim z naszego stylu życia – przeciętny Włoch zaczyna przecież dzień od wizyty w kawiarni, a proszę mi pokazać Polaków, którzy robią podobnie. To odbija się także na boisku – nie mamy fantazji przy rozgrywaniu piłki i nie widać zbytnio u nas radości w grze. Ja nie ukrywam, że bardzo mocno kibicuję wszystkim Polakom i to na różnych frontach, bo bardzo mocno ściskam kciuki także m.in za skoczków narciarskich. Piłka nożna to dla mnie przede wszystkim rozgrywki narodowe i bardzo namiętnie oglądam mundial czy mistrzostwa Europy, nie ekscytuję się natomiast bramkami strzelonymi przez np. Roberta Lewandowskiego w rozgrywkach ligowych – przyznaje.

Teraz przed Polską chyba jak dotąd najtrudniejsze zadanie, jeszcze trudniejsze niż mecz przeciwko Argentynie. Francja jest uważana za faworyta turnieju. – Porównując potencjał obu drużyn wiele wskazuje na to, że nasza przygoda z tegorocznym mundialem skończy się już dzisiaj. Mam jednak nadzieję, że skoro cel został zrealizowany, to podejdziemy do tego meczu na takiej zasadzie, że nie mamy nic do stracenia. Oczywiście przy zachowaniu odpowiedniej dyscypliny, bo bez tego nie osiągnie się sukcesu w żadnym sporcie. Być może trzeba zaryzykować i zmienić coś w naszym ustawieniu, ale pozostawiam to osobom, które znają się na tym dużo lepiej niż ja. Uważam, że dziś zobaczymy inną reprezentację niż dotychczas, choć oczywiście faworytami nie jesteśmy i uważam, że na tym etapie pożegnamy się z mundialem. Obym jednak się mylił. Ściskam kciuki za naszych chłopaków i podkreślam mocno jeszcze raz, że według mnie już i tak osiągnęliśmy sukces – przekonuje Jacek Frątczak.