Żużel. Brzytwa Sieraka – O grillowaniu Lamparciątka, zabawnym(?) Cieślaku i przysłowiach, będących mądrością narodów

Przemysław Sierakowski, autor tekstu
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

 

Zapomniał wół jak cielęciem był – głosi jedno ze starych, a wciąż nie tracących mądrego przesłania przysłów. A te jak wiadomo – mądrością narodów są. Czemuż o tym? Z powodu gorzkich żalów Szwedów na Polaków, ze szczególnym uwzględnieniem Hampela i Motoru. Dobrucki działa na rzecz Sparty i duetu Kloc, Rusko. Dobre – prawda? Ale niektórzy wyraźnie wierzą w owe spiskowe teorie dziejów. Zgrillowali eksperci w telewizyjnym magazynie Wiktorka. Za szczerość. I czerpanie wzorców od najlepszych. Rybnik poległ z kretesem, a ściślej… z Cieślakiem. Kiedy mleko się rozlało, eks Narodowy znowu błysnął publicznie. I znowu to nie on winny… swoim zdaniem.

Dla porządku zaczniemy od końca. Pamiętam lata 90-te i boom na obcokrajowców w naszych klubach, wtedy z obca zwanych stranieri. Ileż było wówczas łez, bezsilności i pustego żalu do całego świata, kiedy któryś z występujących pojedynczo i zawsze będących liderami ekip innostraniec, przedłożył był start na Wyspach, nad pomoc w walce o laury drużynie nad Wisłą. Anglia miała priorytet. Jak Polska współcześnie wobec takich choćby Trzech Koron. Nasze marynarki lata temu mogły jedynie pomstować. Obcy to była w tamtym czasie inna, lepsza jakość i pewne dwucyfrówki. Jedyny w zespole zagraniczniak gwarantował takowe, bo przepaść sprzętowa była przeogromna. Gwarantował w każdym meczu, pod warunkiem, że zdecydował się wystąpić. Przy kolizji terminów, bądź wyższej potrzebie w UK olewał Polskę, jak Hampel wespół z Motorem Szwedów. Zresztą nie on jeden, tylko wokół jego akurat absencji podniósł się rwetes. Aż tak cenne potencjalne DMP? Zapewne. Po cóż dodatkowo ryzykować w obliczu niepewnej sytuacji z Griszką, braku rezerw, dodajmy wartościowego zapasu i startu Domina w SoN? Ja to nawet rozumiem. Szwedzi pewnie nie i dlatego pomstują na czym świat stoi, niemal jak nasi na rudych w latach 90-tych.

A propos SoN. Dajcie spokój ze spiskowymi teoriami dziejów. Dobrucki powołał Kuberę zamiast Janowskiego, bo ten młokos znakomicie wypadł w rundach SGP, nie przebrnął do przyszłorocznego cyklu drogą eliminacji, więc ma szansę bocznymi drzwiami ugruntowując swoją dobrą pozycję i dyspozycję. Rafi widzi w nim potencjał i przyszłość. Aż tyle i tylko tyle. Zabrał chłopaka na SoN nie dlatego żeby pomagać, a przynajmniej nie przeszkadzać Sparcie. Niby z jakich powodów miałby tak postąpić? Że był menago we Wrocku? To przypomnijcie sobie w jakich okolicznościach przyrody żegnał się z Andrzejem R. A SoN? Temat na oddzielne rozważania. Ni pies ni wydra. Żadne mistrzostwa – nie wiedzieć czemu. Zawody o kawałek szkła w obsadzie nieco przypominającej ostatni finał MPPK w Grudziądzu. Resztki żużlowego świata, bez najlepszych w ostatnich sezonach Rosjan. To znaczy z nimi, tylko ten skład taki naciągany, a i rzekomo bez „prawa awansu” bowiem rodzima federacja przestrzegła, że i tak nie zdąży z wizami do Anglikowa. Smutne, acz prawdziwe. Sposobność zatem przednia, by przypomnieć szerzej Domina i utrwalić nazwisko różnym Castagnom, czy Morrisom. Wystąpił godnie zatem być może załatwi sobie stałego dzikusa na przyszłoroczne zmagania o SGP. Dla lubelaka z Leszna – taka będzie dedykacja na przesyłce z FIM. A że Motorowi ów start nie w smak przed finałem ligi i postanowił ubezwłasnowolnić Małego nakazując odwrót ze Szwecji, to już inna para kaloszy. Każdemu nie dogodzisz. A co, gdyby Dobrucki zabrał neutralny zestaw Dudek, Przedpełski, Miśkowiak? Bez Bartka. Kubły pomyj i lawina hejtu. Mistrza świata nie zabrał, bo się boi trujących Grzybów. Tak by było. Pierwszy niech chwyci kamień ten, który nie skomentowałby w ten sposób ewentualnej absencji Zmarzlika.

Wróćmy na rodzime podwórko. Za siedmioma górami, za siedmioma lasami żył sobie młodziutki Lampart. Nie w lesie. Na torze żużlowym. Tenże, w zgodzie z kanonami, starał się czerpać od najlepszych. Styl jazdy także. Tylko jemu nie dość, że przydzielili żółtą kartkę, to jeszcze zgrillowali w magazynie. Ta bajka nie skończyła się dobrze. Z Wiktorkiem utrudniają „eksperci” robotę telewizyjnym reporterom w parku maszyn. Pomny nauczki, drugi raz Lampart nie wystawi lica przed kamerę. Zdecydował się zagadnąć. Palnął tyleż szczerze, co niedyplomatycznie nie znając starej maksymy amerykańskich polityków – „Nie daj się zacytować”. Zniszczono go w „nagrodę”. Drugi raz już więc wołami go nie zaciągną. Tylko czego oni chcą od Wiktora? Napatrzył się Zmarzlika, Pawlickiego, Dudka i kilku innych. Chce chłopak dorównać idolom, wystawiając z wyjścia prawą nogę w poprzek. A sędzia mu żółć. A nogę trzyma w poprzek toru, żeby jak uczciwie przyznał, poszerzyć sylwetkę i zablokować rywala. Czyli jak każdy. Chyba, że się mylę. Nie jest politykiem, więc nie zdawał sobie sprawy, że łacniej byłoby sprzedać w eter farmazony o lepszej kontroli motocykla i stylu jazdy jak wzorce osobowe. Byłoby neutralnie i nie spowodowało pastwienia się „ekspertów” za nieco może siermiężną, ale jednak szczerość. Tyle co mnie uczyli w szkółce, to z wyjścia należy pilnować przodu i docisnąć lewą nogą podnóżek, żeby nie dźwignęło. Parę lat minęło, kilka kilo przybyło i popatrzcie jak to się zmienia. Tyłek na bagażniku, prawa noga w poprzek i tak ścigają się najlepsi na powszechnym współcześnie asfalcie. Bez grillowania i żółtych kartek. A młodemu dokopać łatwiej. On jeszcze się „nie nazywa”. Można dworować bezpiecznie. Bo porwać się na dobro narodowe (Zmarzlik), to jak obrazoburczo zbezcześcić świętość. Trzeba by mieć jaja. I argumenty. Ekspertom zdaje się jednego i drugiego poskąpiło. Że tak więc nieśmiało zapytam – czym różni się szpagat poprzeczny Dudka, Przedpełskiego czy kilku innych, od tego samego w wykonaniu Lamparciątka? Lampart wszakże gatunkiem dzikiego kota jest, to i nie dziwota, że zwinny – czyż  nie? 

Rybnik poległ, zaś odpowiedzialny za porażkę Marek Cieślak tradycyjnie… publicznie narzeka. Tym razem na skład. Tylko dlaczego teraz, kiedy mleko już się rozlało? Trzeźwo, czy w euforii – jednakowo rzeczowy i wiarygodny nasz eks Narodowy. Wszyscy winni tylko nie ja. Rozpaczliwe. Słabe. I drzwi się odemkły  – jak mawia mój koleżka. Z drugiej strony zaś – po co komu Elipa? Żeby zebrać baty i w krótkich obcugach wrócić piętro niżej? W ten sposób można zdewastować klub, mimo solidnych pieniędzy z telewizji w „elicie”. Tak długo jak nie dopuścimy do Pańskiego stołu dziesięciu biesiadników – nic się nie zmieni. Niech tam sobie budują możni wrocławskie, toruńskie, czy inne „Galcticos” skoro ich stać. Ale wzorem piłki, pozostali też chcą nacieszyć się i powalczyć na najwyższym szczeblu, z aspiracjami, że zacytuję klasyka – „walki o spadek”. Li tylko. I nikomu nie mozna mieć tego za złe, że ma ambicje. Obecnie promocja nie ma sensu, bo grozi natychmiastowym, gwałtownym krachem. Taki mały Armagedon. Po nim już tylko pobojowisko i degrengolada, jak nie przymierzając z Jaskółkami.  Dziesięć drużyn w elicie. Proste i oczywiste rozwiązanie, ze wszech miar uzasadnione, aż prosi się o wprowadzenie. I tylko rządzące ligą trzy małpki – ta niewidząca, niesłysząca i niema, jakoś nie chcą wbić sobie tej prawdy do głowy. 

Co wymyślą? Powrót KSM? Lepiej nie. To sztuczne, zatem z założenia złe rozwiązanie. Spróbujmy uciekać do przodu. Produkować ścigantów na potęgę, ale z głową. Nawet w rozumieniu U24 i drużyn rezerw. O szczegółach zawsze można dyskutować. Pomagać, reaktywować, wspierać miejsca, w których niedawno warczało, a teraz cisza. Może tam te rezerwowe teamy potentatów? By klubów i ośrodków przybywało. A świat, póki co, niech sobie radzi jak umie. No i lobbowanie w FIM o przywrócenie rozgrywek rangi mistrzostw globu. Nic bardziej nie napędza koniunktury i nic bardziej nie nakręca kibiców. Promocja, telewizja, sponsorzy i kółko zaczyna się kręcić. Nawet niech ten siermiężny SoN nazwą mistrzostwami nadając mu rangę. Bez znaczenia. Drużynowe, czy parami. Grunt, że mistrzostwa świata, a nie puchar wójta na Dożynki. Pamiętacie taką powieść „Utopia”? Ja (jeszcze) wierzę, że nie w tym przypadku.