Szlauderbach: Przygotowałem się do sezonu jak żużlowiec z prawdziwego zdarzenia (wywiad, cz. 1)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Szymon Szlauderbach, żużlowiec Fogo Unii Leszno i Stainer Unii Kolejarza Rawicz, w bardzo ciekawej, dwuczęściowej rozmowie z pobandzie.com.pl, porusza wiele ważkich tematów. W pierwszej części opowiada m.in. o obozach przygotowawczych w Australii i Hiszpanii, przedsezonowych zakupach oraz śp. trenerze Tomaszu Skrzypku. Zapraszamy.

Jak przebiegły Twoje przygotowania do sezonu? Czy zważywszy na to, że będzie to Twój pierwszy pełny sezon w PGE Ekstralidze, poczyniłeś dodatkowe zakupy?

Co roku przygotowywałem się bardzo dobrze, ale teraz jestem gotowy na start sezonu jak żużlowiec z prawdziwego zdarzenia. Mam gotowe trzy kompletne ramy, do tego razem z moim teamem dokonaliśmy dużych inwestycji w silniki – tak w zakup nowych, jak i remont dotychczasowych.

Z którymi tunerami współpracujesz?

Z panami Jackiem Filipem z Częstochowy i Ashleyem Hollowayem z Bydgoszczy. To na ich jednostkach będę bazował, ale możliwe, że dokupię jeszcze jeden, inny silnik.

A jak wyglądało to dotychczas?

W Rawiczu miałem dojście do obu tych tunerów, jednak jeździłem głównie na silnikach od Filipa, ponieważ nie miałem nowych od Hollowaya.

Jak można było zobaczyć, śledząc Twoje social media, od końca października do początku grudnia przebywałeś w Australii, gdzie trenowałeś pod okiem legendy Unii Leszno, Leigh Adamsa. Jak wyglądał Twój pobyt na Antypodach?

Tak, przedłużyłem sobie sezon (śmiech). Byłem tam przez siedem tygodni. Co prawda Unia zaczęła swoje treningi już pod koniec listopada, ale nie przeszkodziło mi to w przygotowaniach do kolejnego sezonu. Podczas całego mojego pobytu w Australii trenowaliśmy razem z Jaimonem Lidseyem. Dwa razy w tygodniu ćwiczyliśmy na siłowni, a australijski klimat pozwolił nam na treningi na motocyklach – tak żużlowych, jak i małych crossówkach.

Jakie masz wrażenia po jeździe na tamtejszych specyficznych torach?

Głównym celem mojego wyjazdu było właśnie poznanie tamtejszych torów. Chciałem zdobyć nowe doświadczenia i niewątpliwie się to udało. Tamte tory nie były takie „super” jak w Polsce. Nasze areny są o wiele bardziej wygłaskane, a w Australii nie dość, że nawierzchnia jest o wiele cięższa do jazdy od naszych, to jeszcze geometria toru odstaje od europejskich standardów.

Wyjazd na drugi koniec świata musiał być ogromnym wyzwaniem od strony organizacyjnej. Jak wyglądały kwestie logistyczne?

Taki wyjazd wiąże się z ogromnymi kosztami. Jeszcze przed wylotem dostałem propozycję od Jaimona, żeby zamieszkać wraz z nim, jego rodzicami oraz bratem. Lidsey traktował mnie jak swojego krewnego – miałem wszystko, co potrzebne do spokojnego pobytu. Jestem mu bardzo wdzięczny, bo ten gest pozwolił zaoszczędzić mi wiele wydatków na hotele. Jaimon jest bardzo zadowolony, że mógł mi pomóc, a ja jestem szczęśliwy, że zobaczyłem Australię i spróbowałem nieco innego speedwaya.

Czy brałeś tam ze sobą sprzęt żużlowy?

Jaimon zaproponował mi, żebym wziął ze sobą jedynie silnik oraz sprzęgło, a resztę zagwarantował mi ze swojego garażu.

A jak przeżyłeś możliwość zetknięcia się z największą zagraniczną legendą w historii Twojego klubu – Leigh Adamsem? Czy jakaś pojedyncza historia zapisała się szczególnie w Twojej pamięci?

Spotkanie się z Adamsem było jedną z głównych atrakcji wyjazdu. Leigh Adams nie tylko dla leszczynian, ale i całego świata żużla jest zawodnikiem legendarnym, z ogromnymi osiągnięciami. Będąc dzieckiem, fascynowałem się jego jazdą i chciałem być taki jak on. Świetnie było go zobaczyć po tylu latach i porozmawiać z nim. Choć na początku mój angielski nie pozwalał mi na idealną komunikację, to z dnia na dzień wychodziło nam to coraz lepiej. Długo będę wspominał fakt, że miałem możliwość wejść do jego warsztatu i wypić u niego filiżankę kawy.

Czy masz w planach kolejny wylot na Antypody?

Nie będę ukrywał, że bardzo podobała mi się Australia i na pewno będę chciał tam jeszcze pojechać. Pewne plany już kiełkują w mojej głowie, jednak na ten moment głównym celem jest jazda w Polsce.

Poza wylotem do Australii miałeś okazję do kolejnych przygotowań za granicą. Wraz z Twoim zespołem polecieliście na obóz do Hiszpanii. Myślę, że możemy już mówić wręcz o pewnej modzie w PGE Ekstralidze – poza Wami m.in. Betard Sparta Wrocław przebywała na Malcie, a Speed Car Motor Lublin we Włoszech. Jak oceniasz ten trend?

Bardzo pozytywnie. W czasie, kiedy w Polsce było dosyć chłodno, tamtejsze warunki umożliwiły nam treningi na świeżym powietrzu, w tym na rowerach i motocrossie. To jest ogromny plus takich wyjazdów – pozwalają nam robić to, co w naszych warunkach klimatycznych jest niewykonalne. Zresztą także poszczególni zawodnicy szukają takich rozwiązań na własną rękę. M.in. rok temu zupełnym przypadkiem spotkaliśmy się w Hiszpanii z Kacprem Woryną i Artiomem Łagutą.

Dobrze, a jak wyglądał pobyt na Półwyspie Iberyjskim, patrząc wyłącznie z perspektywy Fogo Unii Leszno?

Do Hiszpanii polecieli niemal wszyscy zawodnicy pierwszego zespołu – zabrakło jedynie Australijczyków i Kacpra Pludry. Nie zabrakło też naszych trenerów – Piotra Barona oraz Michała Turyńskiego, który odpowiada za przygotowanie fizyczne. Byliśmy tam przez półtora tygodnia. Poza samymi intensywnymi ćwiczeniami, mieliśmy doskonałą okazję do przedsezonowej integracji. Uważam, że takie zjednoczenie zespołu doskonale wpływa na zespół – każdy czuje się bardzo dobrze, a to przekłada się na nasze wyniki w ostatnich latach.

Co prawda znasz się z kolegami z zespołu od wielu lat, ale przebywanie w swoim towarzystwie przez 10-11 dni daje szansę podpatrywać ich treningi, sposób bycia i pewne rytuały. Z kim dzieliłeś pokój i od którego z chłopaków próbowałeś czerpać najwięcej?

W pokoju przebywałem z trenerem Michałem Turyńskim. Co do obserwowania kolegów, nie mam jednego idola, którego zachowania próbowałbym kopiować. Uważam, że właściwie każdy z nich ma cechy, które chciałbym przejąć. Wspomniana już atmosfera w drużynie sprawia, że któregokolwiek z zawodników poproszę o wskazówki, to żaden mi nie odmówi.

A czy poza Fogo Unią masz jakiegoś idola?

Nie, nie mam takiego szczególnego zawodnika. Każdego żużlowca szanuję i podziwiam za fundowane widzom spektakle. Jedynym wyjątkiem jest Leigh Adams, ale to zauroczenie pojawiło się jeszcze przed rozpoczęciem mojej kariery.

W poprzednich latach za przygotowania fizyczne Twojej drużyny odpowiadał śp. trener Tomasz Skrzypek. Niestety, rok temu odszedł od nas. Jak blisko byłeś z trenerem? Czy ta strata dotknęła Ciebie w szczególny sposób i jak oceniasz dotychczasową pracę jego następcy, Michała Turyńskiego?

Jako cały zespół, byliśmy z trenerem Skrzypkiem bardzo blisko. Nie był to człowiek, z którym widywaliśmy się tylko zimą na salach gimnastycznych, lecz towarzyszył nam przez całe sezony, na wszystkich meczach. Była to też ogromna strata dla środowiska kick-boxingu. Jeśli chodzi o mnie, to jeździłem do niego na indywidualne treningi do Wrocławia, on przyjeżdżał do Leszna. Mieliśmy super relacje i do dziś nie mogę się pogodzić z tym, że tak szybko odszedł. Mam nadzieję, że będzie nad nami czuwał. Co do jego następcy, to trener Turyński był przez wiele lat związany z trenerem Skrzypkiem. Można powiedzieć, że mistrza zastąpił jego uczeń. Jak dotąd nowa współpraca układa się super i wierzę, że obrodzi w sukcesy porównywalne z tymi z lat 2017-2019.

Spoczywaj w Spokoju Trenerze [*] RIP

Opublikowany przez Szymon Szlauderbach Racing Poniedziałek, 14 października 2019

W drugiej części wywiadu Szymon Szlauderbach opowie m.in. o swoich celach na najbliższy sezon oraz najzdolniejszych adeptach sportu żużlowego z Leszna i okolic. Rozmowa niebawem.

Rozmawiał JAKUB WYSOCKI