Jak zawsze wypełniony po brzegi stadion Motoru Lublin, fot. FB Speed Car Motor Lublin
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Był taki zwyczaj podczas inaugurującego sezon Kryterium Asów Polskich Lig Żużlowych w Bydgoszczy, że przez pewien czas każdy z wyścigów sędziował inny arbiter, ale w tym gronie była też jedyna dotąd w Polsce i pierwsza na świecie sędzina zawodów żużlowych – pani Irena Nadolna-Szatyłowska z Gdańska. Oj, pamiętam czasy, gdy każdy przyjazd pani Ireny do Grudziądza sprawiał, że wśród kibiców pojawiały się ciarki, jeszcze przed zawodami. Na trybunach panowała wówczas opinia, że jak Nadolna sędziuje, to „coś” musi się dziać, zwykle niedobrego dla gospodarzy. Czy zasłużenie tak postrzegano panią Irenę?

Faktem jest, że gdańszczanka nie pozwalała sobie w kaszę dmuchać, będąc kimś w rodzaju żelaznej damy Margaret Thatcher, brytyjskiej premier, która umiała rozprawić się raz na zawsze z angielskim kibolstwem i chuliganerią w futbolu. Może aż takich zasług dla speedwaya nie można przypisać Irenie Nadolnej, ale charyzmę miała a i aurę nieprzystępnej damy z pewnością tworzyła i pielęgnowała.

Gdańska sędzina żużlowa i pasjonatka lotnictwa urodziła się w 1932 roku w okolicach Kościerzyny. W 1951 roku zdecydowała, że chce studiować w… Oficerskiej Szkole Lotniczej Wojska Polskiego w Dęblinie, na co nie wyrazili zgody jej rodzice. Ukończyła zatem studia pedagogiczne. Początkowo pracowała jako nauczycielka w Zasadniczej Szkole Zawodowej w Kościerzynie, a następnie w gdańskiej Dyrekcji Okręgowej Szkolenia Zawodowego. Nie zaprzestała jednak rozwijać swych pasji. W 1955 roku zaczęła… uprawiać sport motocyklowy i razem z trzydziestoma innymi zawodniczkami brała udział w ogólnopolskich rajdach kobiet. W 1964 roku zdobyła, jako pierwsza kobieta na świecie, licencję sędziego żużlowego. Była doskonałą sędziną, choć początkowo próbowano podważać jej kompetencje. Uważano, że nie jest w stanie dobrze ocenić tak męskiego sportu jak speedway. W 1977 roku ukończyła seminarium dla arbitrów międzynarodowych, jednakże nigdy nie udało jej się aktywnie uczestniczyć w żadnych zagranicznych zawodach na wieżyczce. Przyczyną takiego stanu rzeczy miała być, jak sama o tym mówiła, jej płeć.

Drugą miłością Ireny Nadolnej-Szatyłowskiej było latanie. Swój pierwszy lot szybowcem odbyła w 1956 roku. Później jeździła na pokazy lotnicze i… skakała na spadochronie. W 1958 roku, z okazji pierwszomajowych uroczystości, przeleciała szybowcem nad tłumem zebranym w okolicach Błędnika w Gdańsku (niedaleko Dworca Głównego). Awaryjnie lądowała na placu budowy pomiędzy ulicą Rajską a Gnilną, przy dawnym Hotelu Monopol. Linie elektryczne, które oplotły szybowiec, zamortyzowały upadek. Jedyną szkodą było, jak się okazało w szpitalu… niewielkie osmalenie włosów w wyniku spięcia elektrycznego. Sam przelot odbił się szerokim echem w polskiej prasie, która okrzyknęła ją bohaterką. Do 1990 roku Irena Nadolna-Szatyłowska pełniła funkcję komisarza sportowego Głównej Komisji Sportu Żużlowego i szkoliła przyszłych sędziów, a do 1999 roku pełniła funkcję wizytatora szkół zawodowych w pomorskim kuratorium oświaty. Dzięki swojej pasji udało jej się zwiedzić praktycznie cały świat. Przez całe życie trzymała się dewizy: „nie prześpij czasu, on tak szybko ucieka”.

No i co kozacy? Szczęki opadły? Nie dziwię się. Wszak pani Irena to postać nietuzinkowa, a przy tym odważna kobieta, prekursorka rzeczywistego równouprawnienia. Emancypantka, choć zupełnie inna od ugruntowanego oglądu walczącej o prawa kobiet manifestantki.

A jak reagowało środowisko żużlowe, po pierwszym, chwilowym odtrąceniu i oszołomieniu?

Cezary Owiżyc, były barwny jeździec z Gorzowa, tak wspominał Irenę Nadolną na wieżyczce: – Chciałem robić widowisko. W dzisiejszych czasach ściąganie nogi z haka w motocyklu to jest normalna rzecz. Ale kiedyś tak nie było. Kiedy jechałem w mistrzostwach Polski (to były zawody indywidualne w Lublinie – dop. red.) i zacząłem ściągać nogę z tego właśnie haka, sędzia Irena Nadolna sklasyfikowała mnie w zawodach (byłem zawodnikiem rezerwowym), wbrew obowiązującemu regulaminowi, za „błyskotliwą i widowiskową jazdę”, jak to określiła w swoim uzasadnieniu.

Trzeba było mieć kojones, by tak zaryzykować na miejscu pani arbiter – nieprawdaż?

Andrzej Jurczyński wspominał z kolei mecz Stali z Włókniarzem z 1974 roku, który tak naprawdę zadecydował o wywalczeniu przez częstochowian tytułu mistrza Polski: – Mieliśmy wtedy trochę szczęścia, gdyż z powodu potężnej ulewy spotkanie trzeba było przerwać przy naszym dwupunktowym prowadzeniu. Pamiętam, że już dziewiąty wyścig, w którym jechałem, toczył się w deszczu, ale sędziująca wtedy te zawody pani Irena Nadolna jeszcze go puściła, po czym musiała już przerwać mecz. I dzięki tej sensacyjnej wygranej zdobyliśmy mistrzostwo kraju – przypominał.

Pierwszy mecz sędziowała Nadolna w Toruniu. 6 września 1964 roku prowadziła zawody miejscowej Stali z Tramwajarzem Łódź.

– Z zawodnikami, zwłaszcza polskimi, nigdy nie miałam problemów – powiedziała po latach pani Irena. – O tym, że cieszyłam się ich zaufaniem i sympatią może świadczyć sytuacja, która miała miejsce w Gdańsku. Pewnego razu nie przyjechał sędzia i zawodnicy obu drużyn zaczęli wołać, żeby sprowadzić Nadolną. Najgłośniej krzyczeli goście. To miłe, że zawodnicy byli tak przekonani o mojej bezstronności. Z żużlowców zagranicznych ciekawą przygodę miałam z Ove Fundinem. Przed zawodami był dość ostrożny, co do sędziowania zawodów przez kobietę. Po imprezie dostałam od niego kwiaty.

Ostatnią imprezą, podczas której Irena Nadolna zasiadła na wieżyczce sędziowskiej jako arbiter był Łańcuch Herbowy w Ostrowie w 1987 roku.

A obecnie? Trochę przypomina o sobie jedyna arbiter speedwaya w Polsce. W jej rodzinnym Gdańsku wybierano niedawno zespół wszech czasów Wybrzeża. Oczywiście nie obyło się bez typów i uzasadnienia byłej sędziny. Zenon Plech, Zbigniew Podlecki, Marian Kaiser, Henryk Żyto, Mirosław Berliński, Leszek Marsz, Jarosław Olszewski, Andrzej Marynowski – to skład drużyny wszech czasów zaproponowany przez Irenę Nadolną: – To było trudne zadanie – oceniła pierwsza kobieta, sędzina żużlowa – Przez lata widziało się tylu zawodników. Można by stworzyć kilka drużyn. Zastanawiałam się nad wieloma nazwiskami, między innymi Tomkiem Gollobem, ale wybrałam tych, którzy jeździli w Gdańsku długo i zdobywali dla naszego klubu medale. W ósemce dominują wychowankowie. Dziś próżno szukać ich w składzie gdańskiej ekipy.

Czy po pani Irenie nikt już nie próbował zasiadania za pulpitem, żadna kobieta nie miała odwagi? Jeszcze 10 lat temu były bydgoski sędzia tak o tym mówił: – Od tego momentu nie przypominam sobie kobiety, która sędziowała mecze żużlowe – to Ryszard Głód, ówcześnie komisarz CenterNet Mobile Speedway Ekstraligi. – Jakieś osiem lub dziesięć lat temu sił próbowała jakaś torunianka. Jednak, podczas egzaminów w Częstochowie, nie przebrnęła testów.

Czyli cóż, drogie panie. Naśladowczynie mile widziane, a stadiony, ściślej zaś wieżyczki, nie tylko wypięknieją, ale trudno będzie rzucić w stronę kobiety arbitra, choćby klasyczne „Sędzia! Ty pedale”.

Źródła: Gazeta Lubuska, gdansk.pl, trojmiasto.pl, echogorzowa, nowosci.com.