Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Grzegorz Zengota blisko rok temu odniósł kontuzję, która uniemożliwiła mu starty w sezonie 2019. O tym, jak wygląda obecnie jego sytuacja zdrowotna i jakie są rokowania odnośnie powrotu na tor porozmawialiśmy z żużlowcem Speed Car Motoru Lublin. 

Grzegorz, jak na chwilę obecną wygląda Twoja sytuacja zdrowotna?

Obecnie wszystko zaczyna wyglądać prawidłowo i z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę powiedzieć, że wszystko zaczyna zmierzać we właściwym kierunku. Noga goi się powoli, ale co najważniejsze goi się. Przechodzę obecnie rehabilitację w Lublinie i mam nadzieję, że efekty z dnia na dzień będą coraz bardziej widoczne. 

Jakie są rokowania prowadzących Cię lekarzy?

Rokowania są bardzo optymistyczne i powiem tyle, że patrząc na to, jak to się wszystko obecnie rozwija, nabrałem wiatru w żagle. Przechodzę teraz rehabilitację i mogę powiedzieć, że już gdzieś tam daleko w swoich myślach wypatruję swojego wyjazdu na tor. 

Kiedy może on nastąpić?

To nie jest łatwa odpowiedź. Obecnie skupiam się na tym co tu i teraz. Nie chcę zapeszać, ale mam nadzieję, że wyjadę na tor gdzieś w okolicach połowy roku. 

Na czym dokładnie polegała Twoja ostatnia operacja?

Operacja polegała, najkrócej mówiąc, na wyciągnięciu zespolenia. W początkowym planie nie było wyciągnięcia z nogi wszystkiego, co w niej zostało zostawione, ale już na stole operacyjnym okazało się, że jest na tyle dobrze, że doktor postanowił wszystko wyciągnąć. Po tym co usłyszałem po operacji, patrzę znowu na to wszystko pozytywnie. 

Możesz zdradzić, co powiedział doktor?

Doktor powiedział, że noga się goi, w końcu są zrosty, wszystko trzyma się kupy, nie potrzeba już żadnych usztywnień i mogę od razu zaczynać rehabilitację. Jak dodał do tego, że powoli mogę szykować się do wyjazdu na tor, to wiadomo, że lepszych wiadomości po tak długim czasie oczekiwania i walki z tym, co się stało rok temu nie mogłem po prostu  usłyszeć. Od razu na mojej twarzy pojawił się uśmiech.

Grzegorz Zengota z Tomaszem Dryłą.

Było wiele takich momentów, że myślałeś o tym, aby wrócić tylko do pełnego zdrowia, a niekoniecznie na żużlowy tor?

Hm. Powiem tak. Dla mnie celem numer jeden jest i było wyleczenie nogi i normalne dalsze funkcjonowanie w życiu. Kwestia tego, aby jeszcze jeździć była tak naprawdę kwestią numer dwa. Przede mną jeszcze, mam nadzieję, sporo życia i chcę w nim funkcjonować jako w pełni zdrowy człowiek. Od tego nieszczęśliwego dla mnie wypadku, pozytywnych momentów w moim życiu, przyznaję, nie miałem zbyt wiele. Poza tym, o czym wspomniałem wyżej, czyli tą pozytywną diagnozą lekarską. 

Które osoby napędzały Cię pozytywnie w tych trudnych chwilach?

Ludzi, którzy mnie wspierają jest mnóstwo i pewnie ciężko byłoby je tu  wszystkie wymienić. Na największe słowa i uwagę zasługuje moja dziewczyna Kaja, która na swój sposób przechodzi ze mną tę trudną drogę i to bardzo przeżywa. Potrafiła pokonać sama całą drogę samochodem z Zielonej Góry do Lublina, żeby spędzić ze mną czas, siedząc 12 godzin przy szpitalnym łóżku i wrócić z powrotem na sesyjne egzaminy. I tak w kółko. Jest niesamowita, motywuje mnie każdego dnia. Jest przy mnie rodzina, która również mnie wspiera. Chciałbym też wspomnieć o klubie i tych wszystkich oddanych osobach, które nim zarządzają, wokół niego są i mnie swoimi działaniami wspomagają. Mam tu na myśli szczególnie Iwonkę i Artura, którzy się mną podczas mojego aktualnego pobytu w Lublinie zaopiekowali i z Kają czujemy się u nich jak w domu. Muszę wymienić też Kasię, rehabilitantkę, która poświęca mi każdą wolną chwilę, a w przerwie między zabiegami częstuje pysznymi naleśnikami. Panu Markowi i pani Eli Kępom, jak i całej rodzinie, za to jak troszczyli się o mnie podczas długich pobytów w szpitalach. Bardzo chciałbym podziękować lekarzom, którzy zrobili bardzo wiele, aby przywrócić mnie do „żywych”. Mam tu na myśli doktora Konaszczuka ze szpitala klinicznego w Lublinie, który wiedział kiedy i jakie decyzje w czasie leczenia podejmować. W wielu ośrodkach przechodziłem rehabilitację, począwszy od MkMed Michała Kliby w Rzeszowie, po przychodnię sportową Olimp z doktorem Zapotocznym, podczas obecności w Zielonej Górze, czy obecnie MediSport w Lublinie. Nie sposób naprawdę wszystkich wymienić, ale wszystkim za okazaną pomoc bardzo, ale to bardzo dziękuję. 

Jak sądzisz, a może wiesz, ile jeszcze czasu potrwa rehabilitacja?

Na pewno jeszcze trochę czasu potrzeba, ale jeśli mam coś prognozować, to mam nadzieję, że w okolicach połowy sezonu odjadę trening na torze. Taki na tę chwilę mam przynajmniej cel. Obecnie jestem w Lublinie i przechodzę rehabilitację. 

Poruszasz się jeszcze o kulach czy zostały one przez Ciebie  odstawione?

To tak naprawdę zależy od, nazwijmy to żartobliwie, formy dnia. Nieraz poruszam się bez nich, niekiedy z jedną czy dwoma. To jest kwestia tego, jak ja się akurat czuję. Małymi krokami idę do przodu i na pewno przyjdzie moment, że je definitywnie odstawię. Póki co, jestem ostrożny z ich drastycznym odstawianiem. 

Grzegorz Zengota i Michał Kliba z rzeszowskiego MKMed

Grzegorz, nie uważasz, że brakuje w żużlu „narzędzi”, które na bieżąco pomagałaby zawodnikom znajdującym się w trudnych sytuacjach życiowych? Mówimy o tym, jaki ten żużel jest profesjonalny, ale jednak wielu zawodników, nie tylko kontuzjowanych, zostaje bez pomocy na swoich zakrętach życiowych…

Tak naprawdę nigdy nie było takich „prawdziwych” narzędzi do pomocy. Być może sytuacja, która była ze mną, coś pomoże w tym temacie, aby to uległo zmianie i drgnęło. Pomiędzy zawodnikami była zbiórka, aby mi pomóc. Jeszcze raz za to im dziękuję. Ustaliliśmy wtedy wspólnie, że będzie to początek czegoś nowego i jak wrócę na tor, to będziemy przeznaczali środki na kogoś następnego, kto potrzebuje pomocy. Ja osobiście w tej chwili nie mogę się zaangażować w taką działalność, ale niewykluczone, że w przyszłości może się to zmienić. My jako zawodnicy powinniśmy dbać o siebie i sobie nawzajem pomagać. Obojętnie czy ktoś uległ wypadkowi, czy jest, jak to powiedziałeś, na zakręcie życiowym. Uważam również, że są pewne osoby w środowisku, które swoimi działaniami mogą zrobić wiele dobrego w tym kierunku. 

Jak oceniasz szanse Speed Car Motoru Lublin w sezonie 2020?

Uważam, że mamy zgrany zespół, który jest w stanie powalczyć o play-off. W zeszłym roku ci, którzy skazywali nas na spadek musieli schować finalnie głowy w piasek. Mam nadzieję, że ten sezon też będzie dla Lublina pozytywnie zaskakujący. Nie mówię na ile, aby nie zapeszać, ale faza play-off, myślę, jest w naszym zasięgu, a tam można powalczyć już o coś więcej. Mam nadzieję, że w drugiej połowie sezonu dołożę już do wyniku zespołu swoją „cegiełkę”.

W Zielonej Górze zostałeś współwłaścicielem gabinetu z komorą hiperbaryczną?

Sam w trakcie leczenia trafiłem na komorę hiperbaryczną. Korzystałem z tych zabiegów jeszcze przed kontuzją i czułem się znakomicie. Gdybym wystartował w sezonie 2019, to myślę, że byłby to jeden z najlepszych moich sezonów. Powiem ci, że czułem się naprawdę mocny, a jedną ze zmiennych było stosowanie komory hiperbarycznej w trakcie przygotowań. W trakcie mojego leczenia, gdzie sytuacja była naprawdę trudna, spędziłem blisko dwa miesiące w szpitalu w Łęcznej. Dlaczego tam? Bo tam byli nie tylko fantastyczni fachowcy z doktorem Mądrym i Siergiejem na czele, ale też była ta komora hiperbaryczna, do której codziennie mnie zawożono. W rehabilitacji też z niej korzystam, ponieważ przyspiesza cały proces gojenia i po wszystkich dziewięciu operacjach, które w ostatnim czasie przeszedłem, pomaga mojemu organizmowi nie tylko się wygoić, ale też wrócić do równowagi i formy, w której byłem. Jeśli mi to pomogło – to teraz poprzez ten gabinet, wraz ze swoim przyjacielem, Arturem Zakrzewskim, chcielibyśmy pomóc innym, którzy mają problemy zdrowotne bądź myślą o dobrej formie fizycznej, jak i psychicznej. Nasza firma nazywa się Efekt Synergii, po więcej informacji zapraszamy na stronę www.efektsynergii.eu. Gabinet mieści się, póki co, tylko w Zielonej Górze, ale nie wykluczamy w przyszłości dalszych działań. Zapraszamy. 

fot. Motor Lublin

Do sezonu 2020 Grzegorz Zengota jest już przygotowany sprzętowo?

Spokojnie (śmiech – dop. red). Motocykle stoją w warsztacie gotowe do wyjazdu na tor. Jak dostanę zielone światło, że mogę wracać na tor, wtedy przygotuję wszystkie niezbędne rzeczy. Począwszy od swojego teamu, na świeżych motocyklach kończąc.

Pytanie na koniec. Kiedy Grzegorz Zengota pojawi się jako czynny zawodnik w meczu PGE Ekstraligi?

Na tę chwilę najważniejsza jest rehabilitacja. Najpierw muszę sobie sam odpowiedzieć na pytanie, czy ja jeszcze mogę jeździć na żużlu. Kiedy znajdę na nie odpowiedź? Wtedy, kiedy wsiądę ponownie na motocykl i odjadę parę kółek na torze. Jak wspominałem na początku rozmowy, realny termin na tę chwilę to połowa roku, ale co najważniejsze w tym wszystkim, teraz  dla mnie jest to termin realny jak najbardziej.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA