Stanisław Chomski FOT. JĘDRZEJ ZAWIERUCHA
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Moje Bermudy Stal Gorzów uległa w Lublinie miejscowemu Motorowi 37:53 i sezon zakończyła ze srebrnym medalem Drużynowych Mistrzostw Polski. Niedosyt w szeregach „żółto-niebieskich” pozostał, ponieważ po dwunastopunktowym zwycięstwie na własnym owalu szanse gorzowian wyraźnie wzrosły, a złoto było prawie na wyciągnięcie ręki.

 

– Troszeczkę nam zabrakło. Można teraz gdybać, co by było, gdyby nie defekt Martina. Gratuluję Motorowi, byli dziś lepszym zespołem. Zabrakło nam „armat”, pewnych rozwiązań, które próbowaliśmy wdrażać i nie wszystko wychodziło. Szkoda też wykluczenia Szymona, bo zapowiadało się na fajny wynik, ale cóż zrobić, ten wygrywa, kto mniej błędów popełnia. Z naszej strony tych błędów było więcej – powiedział po zawodach Stanisław Chomski.

Gorzowianie przyjechali na owal przy Alejach Zygmuntowskich 5 w Lublinie w pełni zdeterminowani i żądni zwycięstwa. Dwunastopunktowa zaliczka stawiała podopiecznych trenera Stanisława Chomskiego w roli faworytów do złota. Stalowcy, aby sięgnąć po 10. tytuł w historii musieli zgromadzić  minimum 40 „oczek”. Tak się jednak nie stało. Lubelski monolit okazał się być nie do przebicia dla Stalowców.

– Generalnie jestem zadowolony. Na pewno jechaliśmy mocno naładowani i pokazaliśmy to w tym meczu. Nie oddaliśmy tak łatwo pola walki. Zespół z Lublina był bardziej wyrównany i przechylił szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Rozpatrując to w kategorii całego sezonu, nie byliśmy faworytami, tylko Motor Lublin, który nie zawiódł, doszedł do finału i go wygrał, aczkolwiek jak byłem tu rano, to widziałem, że miny osób z bliskiego otoczenia klubu były nietęgie. My przyjechaliśmy na spontanie, mocno skoncentrowani, ale ostatecznie trzeba było uznać wyższość rywala. Patrząc na przekrój całego sezonu srebro trzeba traktować w kategorii sukcesu. Kontuzje, zmiana zarządu, wieszczenie, że ten klub się rozleci nie pomagały. Pokazaliśmy, że mimo braków kadrowych i zmian na najwyższym  szczeblu potrafiliśmy wygrywać. Dziękuję prezesowi Waldemarowi Sadowskiemu i pozostałym członkom zarządu, że potrafili to udźwignąć, uspokoić zawodników i wlać motywację. Jesteśmy w tym miejscu, o którym niektórzy marzą – mówił.

W ekipie gorzowskiej Stali oprócz Bartosza Zmarzlika i Martina Vaculika pozostali zawodnicy mieli problemy z dopasowaniem się do twardej, lubelskiej nawierzchni. Największe niezadowolenie i smutek było widać u Szymona Woźniaka, który bardzo przejął się faktem, że nie wspomógł punktowo drużyny na takim poziomie, jak zazwyczaj.

– Szymon i Patrick płakali po swoich ostatnich wyścigach, bo czuli tę odpowiedzialność, że zabrakło ich punktów. Lublin jest bardzo mocnym zespołem i naprawdę musiał się bardzo mocno napracować. Widzimy, jak przewrotny jest ten sport. To, co funkcjonuje dziś, jutro już może nie działać. U nas nie wszystkie rzeczy funkcjonowały tak, jak potrzeba – wyznał.

Trenerowi Moje Bermudy Stali Gorzów w tym roku kończy się umowa z klubem. W środowisku pojawiały się już informacje jakoby szkoleniowiec miał zrezygnować z dalszej współpracy, a jak wygląda to z perspektywy samego zainteresowanego?

– Kończy mi się kontrakt z końcem tego miesiąca. Będę zaproszony do rozmów, będziemy rozmawiać, a jak nie, to skończy się przygoda. Praca w klubie mi odpowiada, atmosfera jest bardzo dobra. Na pewno będą nowe wyzwania, bo będzie nowy zespół bez Bartosza Zmarzlika i z pewnością będzie dużo, dużo trudniej. Jeszcze nie nadszedł ten czas, aby powiedzieć sobie dość – zakończył Stanisław Chomski.