Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Trzykrotny indywidualny mistrz świata Jason Crump pojawił się na ostatniej Gali FIM w Monako w podwójnej roli. Jako były triumfator cyklu Grand Prix oraz ambasador firmy ATPI Travel, z którą współpracuje od dłuższego czasu. To właśnie firma kierowana przez Iana Sandersona była głównym partnerem wydarzenia w Monte Carlo. 

 

– To ja tak naprawdę wprowadziłem Iana Sandersona do żużla w 2000 roku, kiedy startowałem dla Belle Vue. Teraz role się odwróciły. Ian wprowadza mnie w działania firmy ATPI. Firma wdraża nowy model podróży po świecie i moją rolą jest wcielanie tego modelu w świat sportu. Jesteśmy obecnie partnerem FIM. Współpracujemy także z federacją WKKW, organizującą skoki przez przeszkody. Mam służbowego laptopa, komórkę czy swoje biurko w siedzibie firmy. Pobyt na gali w Monako to było fajne doświadczenie. Byłem po raz pierwszy w nowej roli. Do tej pory gale znałem jako ten, który odbierał nagrody – mówi Australijczyk. 

46-latek przyznaje, że swojej jazdy na żużlu tak naprawdę nigdy oficjalnie nie zakończył. Rozstał się z cyklem Grand Prix, ale nie z czarnym sportem. – Patrząc na to całkiem szczerze to, czy jak kiedyś powiedziałem, że kończę swoją karierę? Wycofałem się z Grand Prix, ale nigdy oficjalnie z żużla. Nie wiem, co będzie dalej. Obecnie nie mam nic kibicom do ogłoszenia poza faktem, że nadal mam otwarty umysł na przyszłość – stwierdza jeden z najwybitniejszych zawodników w historii.

– W minionym sezonie plany pokrzyżowała kontuzja odniesiona w maju. Jej skutki odczuwam do dziś. Miałem być w Ipswich numerem jeden, ale niestety nie byłem. Po połamaniu żeber potrzeba sześciu miesięcy, aby móc znów ścigać się na całego. Ja skutki tego feralnego upadku odczuwam do dziś. Nie uważam, że ma to związek z moim wiekiem. Po prostu to jest taka paskudna kontuzja – kontynuuje Crump. 

Podczas tamtego upadku Crump doznał złamania ośmiu żeber, pojawił się również płyn w płucach. – Lekarze mówią jednoznacznie, że mogę się jeszcze ścigać. Zobaczymy, co przyniesie przyszłość – komentuje Crump 

Powrót do żużla pokazał również byłemu zawodnikowi, jak mocno w ostatnich latach zmienił się żużel. – Zmieniła się chociażby kwestia opon. W 2021 roku na żużlu miały one ogromne znaczenie. To nie było coś, o czym właściwie mówiono publicznie. Zróżnicowanie osiągów opon w zależności od motocykla i stanu toru było ogromne. Mogłeś włożyć jedną oponę do swojego motocykla i czułeś się, jakbyś miał ją przebitą lub jakby była ona w kształcie jajka. Mogłeś założyć kolejną i czuć, że to najlepsza opona, jakiej kiedykolwiek używałeś – tłumaczy Australijczyk.

Zawodnik z własnego doświadczenia wie, że z wprowadzaniem nowych opon wiąże się wiele trudnych tematów. Anlas wszedł do brytyjskiego żużla w bardzo specyficznym czasie.

– Nie było możliwości przeprowadzenia testów w 2020 roku. Firma otrzymała takie zadanie, aby dostarczyć opony dopasowane do warunków, z którymi nigdy nie miała do czynienia. Wszystkie opony, które dostarczyli bazują na cyklu Grand Prix. Niektórzy zawodnicy w GP nie używają dętek, tylko mają koła bezdętkowe. W Wielkiej Brytanii chyba nie ma nikogo, kto nie używa dętki. Kiedy produkt, na którym się ścigamy jest opracowywany pod kątem określonych kryteriów i one nagle się zmieniają, to robi to dużą różnicę. Nawierzchnie w Polsce nie są takie same jak Anglii. Wystarczy spojrzeć na Edynburg, Plymouth, Wolverhampton czy Ipswich. To są cztery zupełnie inne tory, na których opona musi być bardzo elastyczna. Nie mówię, że opona Mitas była w 100% poprawna wszędzie, ale była to bardzo wyrozumiała opona, która była rozwijana i modyfikowana od początku XXI wieku – podsumowuje Crump.