Zwierzenia Woffindena. „Mam silną wolę, chcę siedmiu tytułów”

fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

We wrześniu ukazała się na brytyjskim rynku autobiografia Taia Woffindena – Raw Speed. Książka cieszy się sporym zainteresowaniem i już niedługo ma pojawić się w wersji polskojęzycznej. Mistrz Woffinden opowiada w niej o swojej ciężkiej drodze, która sprawiła, że znalazł się na szczycie oraz między innymi  o tym, jak radzi sobie z internetowymi trollami.

W wieku 29 lat Tai Woffinden jest trzykrotnym indywidualnym mistrzem świata, a jeszcze niedawno uznawany był za „dzikie” dziecko speedwaya. To również najbardziej utytułowany brytyjski zawodnik bez żadnej widocznej konkurencji. 

Obecnie Woffinden może cieszyć się życiem jak młody mężczyzna żonaty z piękną kobietą, finansowo zabezpieczony, mieszkający w odrestaurowanej wiejskiej posesji z sześcioma sypialniami. Warto nadmienić, że sam pracował przy odrestaurowaniu domu tak, aby spełniał wymagania rodziny. 

W wydanej autobiografii Woffinden uchyla rąbka tajemnicy, co napędzało go w trudnych momentach kariery, kiedy zdawała się ona być rozmieniana na drobne pośród rodzinnych dramatów i zamiłowania do imprezowego trybu życia zawodnika. 

Raw Speed to niesamowicie szczera książka. Zawodnik bez ogródek opowiada o śmierci ojca i w ten sposób dedykuje książkę zmarłemu tacie. To właśnie jego śmierć – okazuje się – była punktem zwrotnym kariery i kamieniem milowym w przemianie nie zawsze skupionego na celu nastolatka w dojrzałego mężczyznę. 

Tai dowiedział się o diagnozie raka trzustki u swojego ojca, zresztą byłego zawodnika, Roba Woffindena na początku 2009 roku. Choroba trwała zaledwie rok. Rob umarł w wieku 47 lat.

– Kiedy tata zachorował, mentalnie wszystko to przerabiałem w swoim  umyśle. Umarł w mojej głowie ze sto razy. Byliśmy w szpitalu, byliśmy w miejscu pogrzebu, zrobiliśmy to, zrobiliśmy tamto – pisze Woffinden.

– Gdy kładłem się do łóżka, wyobrażałem sobie, że jest już po wszystkim i że byliśmy na pogrzebie. Że niosłem jego trumnę, przemawiałem podczas ceremonii. Przeszedłem przez to jakieś dwa, trzy tysiące razy, więc mentalnie przygotowałem się na to. I zadziałało – zdradza zawodnik Betard Sparty.

W tamtym momencie życia Woffinden miał już na koncie mistrzostwo kraju do lat 21 i był okrzykiwany jako przyszła gwiazda Grand Prix. Rodziły się też jednak pewne pytania. Oczywistym było, że nie brakowało mu talentu, jednak czy był na tyle zaangażowany, by dla osiągnięcia celu poświęcić wszystko dookoła? Takie cechy musi posiadać przyszły mistrz świata.

Woffy cofa się do tych mrocznych dni z początku dekady, kiedy przyszło mu zaczynać sezon bez ojca. 

– Tato bardzo chciał doczekać sezonu 2010, to było jego marzenie, ale, niestety, nie dotrwał. Wszystko to, co się wydarzyło, stało się jakby punktem zwrotnym w moim życiu i w mojej karierze. Szkoda, że fakt, iż mój tata umarł, spowodował to, że dorosłem i zmądrzałem. Czy jeśli byłby nadal z nami, miałbym na koncie trzy mistrzostwa świata? Czy mówilibyśmy o kolejnym przypadku, co by było gdyby? Kto wie?- zastanawia się Brytyjczyk.

Książka Woffindena, napisana wspólnie z Peterem Oakesem, byłym redaktorem sportowym Fleet Street, a obecnie czołowym dziennikarzem żużlowym, zawiera również bardzo opiniotwórczą i często brutalnie szczerą ocenę sportu żużlowego oraz ludzi w nim funkcjonujących.

W rozdziale o rywalizacji na torze, a w szczególności z duńskim twardzielem Nickim Pedersenem, a także rodakiem Benem Barkerem dowiadujemy się, jak zawodnicy żyją ze sobą i jak się szanują lub nie. Ten fascynujący fragment musiał zostać stonowany po konsultacji z prawnikami. Są także przemyślenia na temat reprezentacji Wielkiej Brytanii i całego podejścia do międzynarodowego ścigania. Tai opowiada o swoim zdziwieniu, gdy usłyszał przed jednymi z większych zawodów, w których miał startować, że obiad kadry zaplanowano w pobliskim barze z kebabem. Nie było też wielkim zaskoczeniem, gdy Woffinden odmówił bycia częścią narodowego teamu przez kilka sezonów. Podobnie jest z jazdą w lidze angielskiej Decyzje te nie zawsze przechodziły bez echa w społecznościowych mediach. Zgodnie z przewidywaniami taka krytyka nie jest dobrze przyjmowana przez charakterystycznego Woffindena. W kolejnym oświecającym passusie swojej książki opisuje jak poluje i rozprawia się z trollami internetowymi, wykorzystując ich pastwienie się, aby wzmocnić siebie i swoją determinację.

Woffinden: – Wiem, że niektórzy ludzie myślą, iż jestem arogancki, egocentryczny i samolubny. Ja często mam podobne odczucia wobec ludzi. Czasem wydaje mi się, że nie jestem doceniany w Anglii. W dużej mierze dlatego, że już tu nie startuję w lidze. Wydaje mi się, że to przykład pewnej cechy Brytyjczyków i ich mentalności. Podbudować kogoś szybko tylko po to, by go powalić później na kolana najszybciej jak się da. Okej, można zawsze  polemizować, że ci, którzy się na tobie wyżywają to idioci, ale jest ich wielu i czasami jest to załamujące.

Jak sobie z tym radzić? – Wyszukuję na twitterze hasło „Woffinden” i pojawiają się wszystkie wpisy, nawet te, w których nie jestem tagowany. Jeżeli jadą po mnie, wchodzę na ich profil i patrzę, czy mnie śledzą. Jeżeli tak, to ich blokuję. Blokuję wszystko, co negatywne – przyznaje. Woffinden mówi, że obraca to na swoją korzyść, używa tego sposobu jako narzędzia motywacyjnego.

– Tacy ludzie poprawiają mi apetyt na wygrywanie… Staram się podwójnie, na przekór, żeby im tylko pokazać w jak dużym są błędzie – kończy. 

Zawodnik walczy z krytyką swojej osoby, gdziekolwiek ją znajdzie. Śmieje się z niej, stojąc na najwyższym stopniu podium. Na czwarty tytuł indywidualnego mistrza świata będzie musiał poczekać. W sobotę jego koronę założy już ktoś inny. Dla niego to jednak nie koniec świata. 

– Ten sezon nie spełnił oczekiwań, ale za pół roku zacznie się kolejny. Mój cel jest jasny. Mam silną wolę i chcę siedem razy zdobyć mistrzostwo świata – zapewnia Woffinden.

ŁUKASZ NOWACKI