fot. Paweł Prochowski
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Marka Mroza nikomu przedstawiać nie trzeba. Przez wiele lat bronił on barw opolskiego Kolejarza. Jego kariera zahaczyła również o Wybrzeże Gdańsk oraz ligę brytyjską. Z byłym zawodnikiem, a także trenerem rozmawialiśmy o wielu tematach dotyczących czarnego sportu. Dziś, z okazji 52. urodzin, przypominamy tę rozmowę.

 

Marek, nie mogę inaczej zacząć tej rozmowy. Jesteś jedynym  żużlowcem, który pochodzi z Prudnika. Ja z kolei, jako młody chłopak, jeździłem z Prudnika do Opola, aby podziwiać między innymi właśnie Ciebie na torze. Jak z tej podgórskiej miejscowości trafiłeś na żużel do Kolejarza?

Tak. Pochodzę z Prudnika. Zacząłem uprawiać żużel dzięki świętej pamięci mojemu tacie, który zabierał mnie właśnie z Prudnika na mecze Kolejarza  do Opola. Bardzo mi się żużel podobał. Tato zapytał mnie kiedyś, czy chciałbym spróbować. Oczywiście przytaknąłem i tak się to wszystko  zaczęło. W 1987 roku zdawałem na torze swoją licencję. 

Z okolic „naszego” Prudnika pochodził słynny kolarz, Stanisław Szozda. Nie ciągnęło Cię zatem, jak wielu innych młodych chłopaków, do kolarstwa?

Powiem Ci tak. Mój kolega, który też był w szkółce żużlowej, był żonaty z córką Stanisława Szozdy. Obok mnie mieszkał inny kolarz, Franek Surmiński. On wciągnął mnie w kolarstwo i w ten sport też się w młodości bawiłem. Prudnik to była piłkarska i koszykarska Pogoń i właśnie kolarstwo, które było popularne ze względu na sukcesy Szozdy. Obok Prudnika jest stadnina koni w Chocimiu i tam też jeździłem na koniach. Skończyło się jednak na żużlu. Na ten sport postawiłem.

Żużel. Jakie są obowiązki kierownika drużyny? Marek Mróz tłumaczy – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Żużel. Woffinden obierze kierunek toruński? „Przy dobrym sezonie Taia nie będzie tematu” – PoBandzie – Portal Sportowy (po-bandzie.com.pl)

Sentyment do Prudnika mamy obaj spory. Moglibyśmy pewnie  rozmawiać o tej miejscowości godzinami, ale wracamy do żużla. Jak oceniasz swój okres startów w Kolejarzu?

Na pewno niczego nie żałuję. Spędziłem w Opolu, startując na żużlu, fajne lata swojego życia. 

Przez wiele lat żużel w Opolu kojarzył się głównie z Wojciechem Załuskim i właśnie Markiem Mrozem…

Pewnie tak było. Ja uważam jednak, że wszystko sobie wypracowałem ciężką pracą. Pamiętaj o jednym, że ja przez pięć lat jeździłem praktycznie codziennie z Prudnika do Opola, aby móc trenować na żużlu. Nie poszedłem do technikum tylko dlatego, że rodziców nie byłoby stać na dalsze finansowanie moich dojazdów. Poszedłem do zawodówki za namową taty. Jako przyszły mechanik samochodowy, miałem praktyki w PKS i po województwie opolskim mogłem jeździć za darmo autobusami. Gdyby nie to, musiałbym z żużla zrezygnować, bo rodziców nie byłoby stać na moje dojazdy. Pochodziłem z niezamożnej, robotniczej rodziny. 

W Kolejarzu najlepszy sezon odjechałeś w 1993 roku, kiedy Twoja średnia biegowa zakręciła się w granicach 1,9 punktu na bieg…

Tak, ale lepszą od tej osiągnąłem później jeszcze w Gdańsku. 

Zgadza się. Do tego dojdziemy później

W Opolu właśnie ten 1993 rok oraz 1991 były całkiem niezłe w moim wykonaniu. Tak patrzę na to z obecnej perspektywy. Od 1991 roku dołączali do polskiej ligi obcokrajowcy i już o dobrą średnią, powiem Ci, nie było wcale tak prosto. Z zawodnikami z zagranicy wtedy łatwo się nie wygrywało. Różnice sprzętowe między nami, a nimi były wtedy zdecydowanie bardziej widoczne. 

Z kim najlepiej jeździło Ci się w parze?

Na pewno z Wojtkiem Załuskim, Rolandem Wieczorkiem i Józkiem Cebulą. Od nich się wiele nauczyłem. Z Wojtkiem Załuskim praktycznie rozumieliśmy się bez słów na torze. Wystarczył jeden ruch Wojtka i ja wiedziałem, co mam robić. 

W pewnym momencie mieliście z Załuskim status gwiazd w Opolu…

Tak. To miało dwie strony medalu, jak wszystko w życiu. Żużel był kiedyś tu tak popularny, że po przegranym meczu lepiej było nie wychodzić z domu do sklepu. Po udanym też było ciężko (śmiech). Jak się szło po zakupy, to schodziły dwie, trzy godziny i parę rzeczy i tak zapomniało się kupić. Wszyscy zaczepiali, chcieli pogadać.

Kto wtedy przygotowywał Ci sprzęt?

W Opolu mechanikiem był Józef Gorzkowski. Pomagały mu jeszcze dwie osoby, a sprzęt oczywiście pod koniec lat 80 i na początku 90 był klubowy. 

Po 1995 roku odszedłeś z Opola do Gdańska. Jakie były kulisy tej „przeprowadzki”?

To nie było do końca tak, że ja chciałem odchodzić. W klubie stwierdzono, że przyszedł kryzys. Nie było szans na lepszy sprzęt. Stwierdzono, że szkoda, abym się męczył i pozwolono mi wybierać pomiędzy trzema klubami – Gdańskim, Bydgoszczą oraz Zieloną Górą. Do jednego z nich miałem trafić.

Wybrałeś Gdańsk, ale odległościowo najbliżej z Opola było przecież do Zielonej Góry…

Bardzo mnie chciała Zielona Góra. Trener Grabowski był u mnie dwa razy w domu i namawiał, abym zdecydował się na starty w Falubazie. Problem był jednak taki, że czułem, że nie jestem gotowy na kontrakt zawodowy. Gdańsk oferował sprzęt, mieszkanie oraz dobre stypendium. Wybrałem więc wyjazd nad morze. 

W 1996 roku osiągnąłeś najwyższą średnią biegopunktową w karierze, blisko 2,2 punktu na mecz…

To był mój najlepszy okres w karierze i bardzo miło go do dziś  wspominam. Do Gdańska ściągnął mnie były sędzia Lechosław Bartnicki. Swoje palce maczał w tym też Piotr Żyto. 

Po dwóch latach wróciłeś jednak do Opola…

Tak się stało. Nie ma co do tego wracać. Był pewien głupi incydent, który o tym zadecydował i tyle. W 1999 w Opolu był fajny sezon. Byłem ja, Wojtula czy Sławek Dudek. Do końca ligi walczyliśmy i w Zielonej Górze przegraliśmy drugie miejsce. Była fajna atmosfera i wszystko się układało tak, jak powinno. 

W 2006 roku definitywnie zakończyłeś karierę w Polsce i, ku zdumieniu wielu, zacząłeś startować w Anglii…

Na tę Anglię to już wcześniej mnie namawiał Sean Wilson. Nie byłem wtedy jednak gotowy, aby jechać w dwóch ligach jednocześnie. Pojechałem za Jacka Rempałę na turniej do Walii. Po tym turnieju promotor Tim Stone wziął mnie na bok i zaproponował podpisanie kontraktu i to od razu na dwa lata. W ten sposób zacząłem tam startować. Pierwszym moim  klubem była drużyna z Newport. 

Powiedz, co daje Anglia zawodnikom?

Wiele. To są techniczne tory, jeździ się naprawdę w każdych warunkach. Często też przy innych temperaturach i sporo można się nauczyć. Taka jest prawda. Anglia to po prostu szkoła czy warsztat żużla. 

Jak wygląda finansowo ta liga angielska od kuchni?

Zależy jak się na to spojrzy. Zarobki na pewno nie są jakieś nie wiadomo jakie. Ja za punkt miałem chyba w granicach 90-100 funtów. Jednak tam sprzęt zużywa się nie tak intensywnie jak w Polsce, no i oczywiście masz więcej spotkań w sezonie. Poza tym, w Anglii jest bardzo dużo osób, które zawodnikom pomagają. Ja po dwóch czy trzech spotkaniach miałem już małych sponsorów, którzy pomagali z oponami, olejem czy transportem. Oczywiście, co warto wspomnieć, tam też jest zupełnie inna atmosfera. Takie podejście bardziej na „luzie”. Na pewno przyznam, że do startów w Anglii nie dokładałem. Startowałem jeszcze w Birmingham oraz Mildenhall i mile tę Anglię też wspominam. 

Co Markowi Mrozowi dał w życiu żużel?

Żużel? Dał mi życiowo bardzo dużo, choć nie wiadomo jakim zawodnikiem nie byłem. Nauczył mnie pracy, pokory i dyscypliny. W swojej karierze poznałem wielu fajnych ludzi i trochę świata zwiedziłem. Nie byłem gwiazdą żużla, ale myślę, że najgorzej moja kariera nie wyglądała i trochę frajdy ludziom dałem swoją jazdą. 

Czegoś ze swojej kariery żałujesz? Wielu kibiców mówi, że Marek Mróz to był ligowiec bez sukcesów indywidualnych, choć już jako dwudziestolatek, w sezonie 1991, wystartowałeś w finale IMP w Toruniu…

Ja bardzo lubiłem jeździć w zespole. Często było tak, a nie inaczej, bo brakowało dobrego sprzętu. To były zupełnie inne czasy, aniżeli dzisiaj. Nie wszystko było tak dostępne jak obecnie. Wtedy, widzisz, do Torunia jechałem z Wojtkiem Załuskim. Wojtek jechał z motocyklami GM, które dostał już od Aspro, a ja z Jawką, gdzie zamiast Castrola lali mi olej rycynowy. Pamiętam, że przed finałem w Toruniu powiedział mechanik mi w klubie, że może wymienić mi tylko pierścienie, bo nie ma części. 


Jak to jest, że młodzi zawodnicy bardzo chwalą sobie współpracę z Tobą?

Być może zauważają, że staram się dobrze przekazywać wskazówki. Naprawdę ciężko mi się ustosunkowywać do tej kwestii, ale, jeśli tak jest, to tylko się cieszę. Są tacy, co tylko chodzą po parkingach, a są tacy, co chodzą i mówią, co można zrobić, aby było lepiej. Inna kwestia czy zawodnik posłucha czy nie (śmiech). 

Ile Marek Mróz dorobił się na żużlu?

Tyle, że normalnie pracuję. Jestem obecnie zawodowo aktywny w logistyce. Reasumując, chyba nie za wiele się dorobiłem. Żużla jednak nie kochałem dla pieniędzy.

Dziękuje za rozmowę.

Dziękuje również.

Rozmawiał ŁUKASZ MALAKA

3 komentarze on Żużel. Dziś 53. urodziny Marka Mroza. „Na żużlu chyba się nie dorobiłem” (WYWIAD)
    stonowany
    14 Feb 2021
     2:10pm

    Bardzo szanuję Marka Mroza. Fajny i uczynny człowiek. Żużlowcem jak na tamtejsze warunki też był solidnym. Może być dobrym szkoleniowcem dla młodzików. Musi tylko dostać prawdziwą szansę

Skomentuj

3 komentarze on Żużel. Dziś 53. urodziny Marka Mroza. „Na żużlu chyba się nie dorobiłem” (WYWIAD)
    stonowany
    14 Feb 2021
     2:10pm

    Bardzo szanuję Marka Mroza. Fajny i uczynny człowiek. Żużlowcem jak na tamtejsze warunki też był solidnym. Może być dobrym szkoleniowcem dla młodzików. Musi tylko dostać prawdziwą szansę

Skomentuj