fot. John Sommerville Collection
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Ostatnio wspominamy tych żużlowców, którzy nie tylko się ścigali, ale  poprzez swoje czyny zostali bohaterami II wojny światowej. Była na naszych łamach historia Polaka, Maksa Recha i Kanadyjczyka George’a Peppera. Teraz pora na Duńczyka Moriana Hansena.

Były żużlowiec był pierwszym w historii duńskim uczestnikom dwóch finałów Indywidualnych Mistrzostw Świata. W czasie wojny, ryzykując własne życie jako żołnierz Royal Air Force, uratował członków załogi z wraku płonącego bombowca Wellington. Za swoją odwagę Hansen został odznaczony Medalem Jerzego, odznaczeniem najwyższym z możliwych, ponieważ urodzony w Danii Jens Henning Fisker Hansen, nazywany później Morianem, nie był obywatelem Anglii. 

Hansen urodził się w duńskim Frederikssund w 1905 roku. W Danii na żużlu debiutował w 1928 roku na torze w Kopenhadze. Od 1931 roku startował w lidze angielskiej, reprezentując między innymi barwy klubów West Ham, Hackney, Bristol oraz Wembley. W 1936 oraz 1937 roku wystąpił w finałach Indywidualnych Mistrzostw Świata rozegranych na stadionie Wembley. Dwukrotnie zajął w nich jedenastą pozycję z piętnastoma punktami na koncie (wówczas do końcowych wyników zaliczano także rezultaty półfinałów). 

Hansen licencję pilota uzyskał w 1935 roku. Cztery lata później, po wybuchu wojny był pierwszym Duńczykiem, który zgłosił się na ochotnika do RAF-u. Z racji przekroczenia limitu wieku nie pozwolono mu jednak zostać pilotem wojskowym. Po przeszkoleniu został przyjęty do służby w RAF-u w roli strzelca lotniczego. 

25 lipca 1940 roku Morian Hansen podczas nocnego lotu Wellingtonem został zaatakowany przez niemiecki myśliwiec. Duńczyk umiejętnie zestrzelił napastnika. Wyczyn ten był pierwszym odnotowanym zwycięstwem strzelca powietrznego RAF-u nad nocnym myśliwcem wroga. Za ten wyczyn Hansen został odznaczony „Distinguished Flying Cross”. Warto statystycznie wspomnieć, że strzelec lotniczy na samolotach Wellington średnio „przeżywał” trzy i pół misji. Jak wspominał po wojnie sam Morian Hansen, swoje szczęście i przeżycie wojny jako strzelec pokładowy zawdzięczał być może temu, że jego numer służbowy w RAF-ie miał dwie trzynastki – 13132.

Hamburg 1928. Morian Hansen w białym kasku

18 grudnia 1940 roku 99. dywizjon RAF-u, w którym służył Hansen,  otrzymał rozkaz ataku na niemieckie cele w okolicach Mannheim, Stuttgartu oraz Ludwigshafen. Z misją miał lecieć Wellington „Broughton”. Samolot swoją nazwę zawdzięczał temu, że został zbudowany w fabryce Broughton, niedaleko miasta Chester. Jego budowa została opłacona przez składki pracowników tamtejszej fabryki. 

– Dwa dni wcześniej zostaliśmy ostrzelani podczas bombardowania Mannheim. Udało nam się wrócić do naszej bazy w Newmarket, ale samolot nie nadawał się do użytku. Nie było wolnego samolotu zapasowego.  Powiedziano nam, że nie będziemy latać tej nocy. Niedługo po tym komunikacie zostaliśmy wezwani na odprawę i powiedziano nam, że z fabryki przyleciał właśnie nowy Wellington i jednak znowu lecimy nad  Niemcy. Tym nowym samolotem był właśnie Broughton Wellington, który zbudowano ze składek pracowników – wspominał po latach sierżant Cliff Handy na łamach Daily Mirror.

Niestety okazało się, że rozkaz do natychmiastowego wylotu był początkiem nieszczęścia załogi samolotu, a Hansenowi przyniósł Medal Jerzego.

– Przez większość tamtego dnia padał śnieg i był bardzo silny mróz. Warunki były po prostu trudne. Jednak w końcu ruszyliśmy do startu. Posuwaliśmy się pasem wzdłuż płonących pochodni. Pamiętam, że myślałem, że przez długi czas systematycznie się unosiliśmy. Faktycznie jednak podnosiliśmy się i opadaliśmy z powrotem na ziemię. Potem usłyszałem tylko, jak pilot mówi „nie damy rady”. Za chwilę nasze  podwozie uderzyło w szczyt skał, rozbiliśmy się  i stanęliśmy w płomieniach – wspominał w lokalnych mediach sierżant Handy, który był pokładowym telegrafistą.

– Podczas wznoszenia się  widzieliśmy dokładnie, jak Broughton wybuchł, widzieliśmy miejsce eksplozji – relacjonował z kolei Michael Henderson, pilot samolotu, który startował jako następny.

Nasz bohater, Morian Hansen, tej nocy nie latał. Został przydzielony do obsługi pasa startowego. Pełnił funkcję „Paraffin Pete”, czyli osoby odpowiedzialnej za to, aby pochodnie na pasie startowym się paliły. Warto nadmienić, że często dochodziło – na skutek wiatru – do ich gaśnięcia. Widząc katastrofę samolotu Hansen wskoczył do samochodu i na miejscu tragedii był pierwszy. Pomimo groźby wybuchu paliwa w płonącym samolocie, Hansen niczym filmowy bohater Forrest Gump w Wietnamie,  na swoich plechach wynosił członków załogi. Najpierw jak najdalej wyniósł sierżanta Handy’ego. Następnie powrócił i uratował w ten sam sposób strzelca George’a Lea. Do wraku Duńczyk powrócił jeszcze po raz trzeci. Niestety nikogo więcej nie uratował, ponieważ samolot uległ całkowitemu spaleniu. Pozostali czterej członkowie załogi zginęli. 

19 marca 1941 roku Morian Hansen za swoją bohaterską postawę otrzymał Medal Jerzego, który został mu wręczony w pałacu Buckingham. Dodatkowo pozwolono mu, aby pomimo przekroczenia limitu wieku rozpoczął szkolenie na pilota. Dwa lata po uhonorowaniu, Hansen znalazł się w Indiach, gdzie latał samolotami Spitfire oraz samolotami transportowymi. We wrześniu tamtego roku skutecznie wylądował awaryjnie samolotem Spitfire, który miał numer… 13.

Pod koniec wojny osiągnął w swojej służbie wojskowej stopień dowódcy eskadry. I co ciekawe, to właśnie Moriana Hansena spotkał zaszczyt lotu jako pilot, 5 maja 1945 roku, z generałem Richardem Dewingem do Danii, aby przyjąć tam oficjalną kapitulację wojsk niemieckich. W ten sposób RAF wyraził swoją wdzięczność żużlowcowi za uratowanie życia ich żołnierzy. Za swoje „osiągnięcia” oprócz wspomnianych wyróżnień został uhonorowany jeszcze odznaczeniami – The 1939-1945 Star, The Air Crew Europe Star, The Birma Star i The Defense Medal.

Z prawej – Morian Hansen

Po zakończeniu wojny Morian Hansen nie kontynuował w Anglii kariery na żużlu. Obcokrajowcy mieli bowiem zakaz startu w lidze brytyjskiej. Hansen powrócił do Danii. Otworzył szkołę latania, choć aktywny był także na motocyklu, głównie amatorsko, aż do 60. roku życia. Uszkodzenia słuchu doznane podczas wojny nie pozwoliły mu w wieku lat sześćdziesięciu ośmiu na odnowienie licencji pilota. Nie chcąc iść na emeryturę, do osiemdziesiątego roku życia pracował jako taksówkarz. 

Morian Hansen zmarł w 1995 w wieku dziewięćdziesięciu lat. Do dziś pamiętany jest jako pierwszy w historii Duńczyk, który wystartował w finale światowym oraz żołnierz RAF-u, który bohatersko ratował kolegów z płonącego samolotu. Jak udało nam się ustalić, pojawiały się pomysły rozgrywania w Danii memoriału Moriana Hansena, jednak nigdy nie doczekały się one realizacji. 

8 komentarzy on Żużel. Żużlowy Forrest Gump. Bohater Morian Hansen
    gregor
    18 Feb 2021
     11:25pm

    Morian czyli murzyn – tak przezwali go koledzy z uwagi na brud na twarzy po pracy w warsztacie.

    obserwator
    19 Feb 2021
     11:34am

    jeśli ktoś jeszcze zastanawia się nad znaczeniem słowa bohater – proszę bardzo – artykuł. Znakomity artykuł. Dzięki Panie Łukaszu.

    jarosław klimek
    19 Feb 2021
     11:46am

    Panie Łukaszu pisanie o takich historiach jest znakomite. Bardzo dziękuje. To już kolejna fajna historia, którą się u Was doskonale czyta po prostu. Tak trzymajcie. Jesteście najlepsi

    rune
    22 Feb 2021
     4:20pm

    Jestem naprawdę pod wrażeniem, nie tylko samego bohatera, ale tego jak potraficie odnaleźć takie historie i je opisać.
    Wielokrotnie miałem już wrażenie, że zostało tutaj opisanych tyle ciekawych historii i nietuzinkowych ludzi z historii speedway’a, że pula tematów na pewno została już wyczerpana… a jednak cały czas pojawia się coś jeszcze lepszego 🙂

Skomentuj

8 komentarzy on Żużel. Żużlowy Forrest Gump. Bohater Morian Hansen
    gregor
    18 Feb 2021
     11:25pm

    Morian czyli murzyn – tak przezwali go koledzy z uwagi na brud na twarzy po pracy w warsztacie.

    obserwator
    19 Feb 2021
     11:34am

    jeśli ktoś jeszcze zastanawia się nad znaczeniem słowa bohater – proszę bardzo – artykuł. Znakomity artykuł. Dzięki Panie Łukaszu.

    jarosław klimek
    19 Feb 2021
     11:46am

    Panie Łukaszu pisanie o takich historiach jest znakomite. Bardzo dziękuje. To już kolejna fajna historia, którą się u Was doskonale czyta po prostu. Tak trzymajcie. Jesteście najlepsi

    rune
    22 Feb 2021
     4:20pm

    Jestem naprawdę pod wrażeniem, nie tylko samego bohatera, ale tego jak potraficie odnaleźć takie historie i je opisać.
    Wielokrotnie miałem już wrażenie, że zostało tutaj opisanych tyle ciekawych historii i nietuzinkowych ludzi z historii speedway’a, że pula tematów na pewno została już wyczerpana… a jednak cały czas pojawia się coś jeszcze lepszego 🙂

Skomentuj