Damian Klos w przeszłości był mechanikiem żużlowym, pracującym m.in. z Michaelem Jepsenem Jensenem, a czarnemu sportowi przez lata poświęcał naprawdę wiele. Po pewnym czasie odszedł z żużla, ale pozostał w sporcie, obecnie pracując w piłkarskim Rakowie Częstochowa, gdzie zajmuje się bardziej stroną medialną poczynań piłkarskich. W rozmowie z naszym portalem były mechanik wspomina te dobre, ale i złe momenty, ocenia przyszłość żużla i mówi, skąd najlepiej ogląda się zawody. Zapraszamy!
CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Kadrowicze powitali Janowskiego. Wymowne publikacje
Czy całkowicie odszedłeś z żużla? Chodzisz jeszcze na stadion, może mecze w TV?
I tak i nie. Z jednej strony praktycznie nie robię nic związanego ze speedwayem, z drugiej wciąż krążę gdzieś blisko. Mam bardzo dużą siatkę żużlowych znajomości, jestem na bieżąco. Nie potrafię rozpoznać już wszystkich juniorów w DMPJ, ale w samej dyscyplinie orientuję się całkiem nieźle. W TV żużel oglądam rzadko. W ostatnim czasie zdecydowanie wolę obejrzeć NASCAR, choć to też ściganie w kółko. Jeśli już przełączam na żużel, zwykle zerkam na Włókniarz. W poprzednim sezonie byłem na jednym meczu ligowym, kilku spotkaniach Ekstraligi U24 i jednym DMPJ. Zdecydowanie bardziej pasował mi klimat tych mniej prestiżowych rozgrywek. Fajnie odbiera się też zawody w Opolu, tam jest całkowicie inny vibe.
Jak się czujesz „po drugiej stronie” barykady? Nie brakuje Ci tych emocji?
Drugie pytanie, na które muszę udzielić niejednoznacznej odpowiedzi. Kocham swoje obecne zajęcia i jestem w nie totalnie wkręcony. Niemniej jednak… Gdy w pierwszych miesiącach roku robi się ciut cieplej, czuję nadchodzący sezon. Mam „fleszbeki” z pierwszych treningów, ze składania motocykli. Adrenalinę z parkingu również pamiętam doskonale. Dlatego trudno mi jest “zajarać się” na zawodach, gdy przebywam na trybunach. Nie grzeje mnie to. Siedzenie z kibicami – oczywiście z całym szacunkiem dla nich – bywa po prostu męczące. Najlepsza perspektywa to oglądania zawodów to park maszyn i to tam dzieje się wszystko, co ciekawe. Jest to zdecydowanie inny poziom doznań niż mecz oglądany z trybun.
Czy są jakieś podobieństwa w pracy w piłce a w pracy w żużlu?
W obu przypadkach jest to sport, rywalizacja, emocje. Trudno mi to jednak porównać, ponieważ charakter mojej pracy w piłce nożnej jest zupełnie inny od tego, co robiłem w żużlu. Nie uważam się za wielkiego majstra, ale dawni koledzy z boksów to w moim mniemaniu najbardziej niedoceniana grupa ludzi w tym sporcie. Bez nich żużel nie miałby racji bytu. W telewizji często są tłem, bywają różnie traktowani przez swoich mocodawców pod względem prawno-finansowym, niemniej jednak jest wiele sytuacji, w których to mechanik jest cichym architektem sukcesu zawodnika. To osoby, które pracują niezwykle ciężko. Widziałem żużel z tej perspektywy. Piłka nożna jest znacznie szersza, globalna. Jest w niej zdecydowanie więcej zmiennych, a każdy mecz różni się od poprzedniego. Pracuję w czołowym polskim klubie, głównie przy piłce juniorskiej. Trudno wychować dobrego zawodnika. Chłopaka, który będzie wart miliony. Mogę z bliska obserwować ten proces. Futbol jest też o wiele bardziej profesjonalnym sportem. Mimo działań PGE Ekstraligi uważam, że profesjonalizacja żużla to tylko fasada. Nie ma planu rozwoju tej dyscypliny. Wręcz przeciwnie, speedway się zwija. Rosną koszta, nie powstają nowe tory. Nie istnieje totalnie żaden dyskurs “co dalej?”. Wszystkie motorsporty idą z duchem czasu, tną wydatki, nakładają ograniczenia. A w żużlu czołowi zawodnicy trenują na nowych oponach i serwisują silnik po 15 biegach. Nie chcę grać eksperta, ale od wielu lat uważam, że osoby decyzyjne powinny dążyć do tego, by był to sport tańszy, łatwiej dostępny. Nie ma żadnej inicjatywy, by pokazać go w krajach, gdzie przez większą część roku jest ciepło. Piłka nożna natomiast łączy mnóstwo ludzi z różnych branż, z różnych krajów, kontynentów. Rozwija się nie tylko wymiar taktyczny, ale i motoryczny, technologiczny, wizerunkowy, biznesowy. Podsumowując, podobieństwa są, ale nie aż tak wiele. Na pewno jest nią odpowiedzialność. Jako mechanik bierzesz odpowiedzialność. Jako pracownik rozpoznawalnego klubu również. Choćby będąc administratorem w mediach społecznościowych, czy pisząc artykuły na stronę. Różnic, w mojej opinii, jest jednak dużo więcej.
Jakie masz najlepsze wspomnienia z żużlem…?
Trochę tego by było. Wybiorę cztery pozycje. Pierwsza to niespodziewane złoto ze Smederną Eskilstuna w sezonie 2017, gdy pracowałem u Michaela Jepsena Jensena. Z tego samego sezonu jest również drugie wspomnienie, czyli utrzymanie Ekstraligi z ówczesnym KS-em Toruń. Jako trzecie wymieniłbym momenty spędzone na stadionie po domowych meczach. Niezależnie od tego, czy pracujące, czy bardziej na luzie. Gdy gasną światła, kibice udają się do domów, a w boksach panuje niepowtarzalny klimat. Ludzie. Rozmowy. Zapach. Takie wieczory, które często przeradzają się w noce, mają swoją unikalną aurę. Czwarte i ostatnie wspomnienie to sierpniowe powroty z zawodów. Polska jest wtedy piękna. Czas przed żniwami, ciepło. Zachód słońca. Radiowe hity, analizy, głębokie konwersacje. Latem często mam to przed oczami, gdy jadę samochodem.
…a jakie najgorsze – jakieś wycieńczające, nietypowe sytuacje?
Chciałbym kiedyś napisać książkę, w której upchnę trochę różnych żużlowych historii, jakie w swoim epizodzie mechanika przeżyłem. Nie chcę absolutnie celować w nikogo palcem, ale najgorsze były chwile terroru psychicznego. Momentami wycieńczenie fizyczne i jazda busem na granicy snu. Choć moje zawodowe życie potoczyło się dobrze, to na pewno przez długi czas tkwił we mnie żal, że nikt w speedwayu nie chciał wykorzystać moich najmocniejszych atutów. Multitasking, twórcze pisanie, kontaktowość, znajomość języków, zdolności organizacyjne. Nieprzeciętne zaangażowanie. Oferowałem to wielokrotnie, dysponowałem także licencją kierownika drużyny. Niestety za każdym razem z różnych względów zamykano przede mną drzwi. Może nikt tego potencjału nie dostrzegał? Po czasie trudno powiedzieć.
Puśćmy wodze fantazji – ktoś składa Ci propozycję pracy w żużlu, jesteś wszechstronnie uzdolniony, więc niekoniecznie jako mechanik, może media klubowe, albo rzecznik prasowy zawodnika? Przemyślałbyś ofertę?
Jaime Vardy o swoim potencjalnym odejściu z Leicester City powiedział: “Opuścić Leicester? Chcieli mnie, gdy nikt inny nie chciał. Nigdy ich nie zawiodę”. Mam podobne podejście. Kocham klub, który dał mi szansę w chwili, gdy traciłem już nadzieję. Jestem całkowicie oddany projektowi, przy którym pracuję, a większość moich pozostałych aktywności zawodowych także związanych jest z piłką nożną. Całe życie kręci się wokół boisk i hal. Jestem na maksa sfokusowany na rozwój w tym kierunku, zarówno jeśli chodzi o umiejętności, jak i sieć kontaktów. Futbol to świat pełen możliwości, pełen niewiadomych. Żużel jest zgraną kartą. Mimo kosmetycznych zmian ten sport nie ewoluuje. Nie dzieje się w nim nic nowego. Nie oznacza to jednak, że żużlem gardzę. Jak mówiłem na początku, pewne nici wciąż łączą mnie z tym środowiskiem. Staram się pomóc, jak tylko mogę Mitchellowi Cluffowi. Przyjaźnimy się, to super gość i trzymam kciuki, by odpalił w późnym jak na zawodnika wieku. Bardzo kibicuję Alanowi Ciurzyńskiemu, polecam bacznie go obserwować. Przez ponad dwa lata prowadziłem fanpage Mateusza Świdnickiego, a w najbliższym sezonie postaram się zadbać o medialną przestrzeń Huberta Łęgowika. To też dobry i poczciwy chłopak. Absolutnie nie wyobrażam sobie natomiast wrócić do żużla w pełnym wymiarze czasu. Nawet gdyby ktoś oferował mi posadę dyrektora.
Czy Twoim zdaniem Bartosz Zmarzlik pobije rekord Tony’ego Rickardssona i Ivana Maugera…?
Oczywiście, nie ma co do tego wątpliwości. Bartosz Zmarzlik dominuje na każdym polu. Sprzęt, umiejętności, budżet, logistyka. Poza Artiomem Łagutą, który z wiadomych względów w Grand Prix nie startuje, nie widzę na ten moment osoby będącej w stanie mu zagrozić. Bartek ma 29 lat. W obecnych realiach może ścigać się jeszcze dobre dwie dekady. To nie jest kwestia tego, czy pobije rekord, a jak mocno go wyśrubuje.
…i czy stanie się to już w 2026 roku?
Jeśli na przeszkodzie nie staną kontuzje lu inne wydarzenia losowe, dokładnie tak będzie. Z całym szacunkiem dla pozostałych zawodników z czołówki, ale Bartosz Zmarzlik nie ma realnego konkurenta.
Żużel. Pożar im nie straszny! Klub wraca do jazdy
Żużel. Intensywne przygotowania zawodnika Orła. „Trenuję na bieżąco, praktycznie codziennie”
Żużel. Kolejarz liczy na wysoką frekwencję. Robią wszystko, by przyciągnąć kibiców
Żużel. Transfer juniora w końcu dopięty. Stal ma nowego zawodnika
Żużel. Finał nie zmienia miejsca. „Gwarantuje dobre ściganie”
Żużel. Miasto sprzeda akcje Falubazu? Prezes komentuje