Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Firma Jawa jest doskonale znana większości sympatyków czarnego sportu. To właśnie na silnikach pochodzących z Czech tacy żużlowcy jak Hans Nielsen, Tony Rickardsson czy Per Jonsson święcili wielkie triumfy w swoich karierach. Dziś po tej potędze nie ma już śladu, ale w Divisovie zostało mnóstwo wspomnień. Przy okazji jednego z wyjazdów postanowiliśmy sprawdzić więc jak w lipcu 2021 roku wygląda zakład, w którym kiedyś powstawały silniki wielkich mistrzów.

 

Divisov oddalony jest od stolicy Czech o zaledwie 50 kilometrów. Z Wrocławia dotarliśmy tam w niecałe cztery godziny po bezproblemowej trasie. Miasteczko zbyt okazałe nie jest, gdyż to po prostu malutka mieścinka, w której uchował się kawał historii speedwaya. Według danych z 2017 roku Divisov zamieszkuje około 1700 mieszkańców.

Jawa Factory, bo tak nazywa się teraz firma, znajduje się dokładnie przy ulicy Vlasimskiej 216. Po drodze do niej minąć można kilka osiedlowych sklepów i niewielką synagogę. Niedaleko położony jest również stadion żużlowy, na którym wciąż odbywają się zawody. Ostatnio rozgrywana tam była runda kwalifikacyjna indywidualnych mistrzostw Europy U19.

Po wejściu na teren byłego potentata w świecie silników żużlowych dość szybko można spotkać pana Vaclava Mikę, technika Jawy,  doskonale znającego bogatą historię firmy.

Początki zakładu w Divisovie związane są z postacią Jaroslava Simandla, który przeniósł swój zakład z Niemiec do Czech. To on kierował fabryką przez pierwsze lata. Co ciekawe, rodzina Simandlów z zakładem była związana bardzo długo. Jeszcze do niedawna pracowała tam wnuczka założyciela.

Bardzo ważnym momentem w historii motoryzacyjnej perły na mapie Czech był przełom lat 1963-1964. Właśnie wtedy został on wcielony do państwowego koncernu Jawa. Osoby związane z Jawą zdecydowanie najlepiej wspominają lata sześćdziesiąte, siedemdziesiąte, a także dziewięćdziesiąte. Już na początku lat sześćdziesiątych na czeskim sprzęcie ścigał się Igor Plechanow. Był to początek wielkich nazwisk w omawianej stajni.

W kolejnych latach Jawa tworzyła następne znakomite silniki. Słynna była chociażby dwuzaworówka, na której zawodnicy długo i skutecznie rywalizowali na światowych torach. Pojawiały się także kolejne nazwiska. Z usług Jawy korzystali chociażby Barry Briggs, Ivan Mauger, Ole Olsen, Tony Rickardson, Tomasz Gollob czy Per Jonsson. Najważniejszym wydarzeniem dla osób związanych z Jawą zawsze było jednak dopięcie umowy z zawodnikiem, którego nazwisko jeszcze nie padło, a więc z Hansem Nielsenem. Duńczyk postanowił przenieść się do czeskiej stajni i był to świetny ruch, bo z Czechami zdobywał tytuły mistrzowskie.

Problemy Jawy rozpoczęły się na początku lat 2000. Od tamtego czasu firma była skutecznie wypierana przez konkurencję. Tym ostatnim fabrycznym jeźdźcem czeskiego koncernu w Grand Prix wciąż pozostaje Kenneth Bjerre. Wraz z kryzysem firmy, w siłę rósł GM. Dziś włosi zmonopolizowali rynek i nikt nie może się z nimi równać. W Czechach natomiast wszystko się zmieniło. W fabryce pracowników jest znacznie mniej, bo i zapotrzebowanie jest mniejsze. Po potędze śladu już nie ma. – Dziś wygląda to zupełnie inaczej niż kiedyś. Wtedy pracowało tutaj ponad 200 osób. Teraz tych osób jest 15. Sprzedajemy głównie ramy, silniki to właściwie 5% naszej sprzedaży – powiedział nam Vaclav Mika.

Przechadzając się po zakładzie można odnieść wrażenie, że właściwie niewiele się w nim dzieje. Nie ma w tym jednak nic dziwnego, bo o zapotrzebowaniu takim jak w latach siedemdziesiątych można już zapomnieć. Praca zarówno technika, jak i reszty osób, które widzieliśmy w zakładzie przebiega bardzo spokojnie. – Byt fabryki nie jest zagrożony, ale świetnie byłoby doczekać jeszcze jakichś sukcesów – podsumowuje Mika.

Pośród ciszy panującej w zakładzie czuć natomiast wielką żużlową historię. Na ścianach wiszą zdjęcia zawodników, którzy triumfowali w słynnej Zlatej Prilbie. Gdzieniegdzie można znaleźć również puchary zdobyte w przeróżnych zawodach. Krótko mówiąc, zakład w Divisovie jest kawałem historii. Wspaniale by było, jakby ktoś dopisał jeszcze do tej historii jakiś ładny rozdział.

BARTOSZ RABENDA, współpraca redakcyjna ŁUKASZ MALAKA