photo created by jcomp - www.freepik.com
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Pandemia sprawiła, że wielu z nas musiało się przebranżowić i rozpocząć zarabianie na chleb innym niż dotychczas zajęciem. Damian Klos jest mechanikiem żużlowym, który zwykle zimą wsiadał za kierownicę kurierskiego busa i rozwoził tysiące paczek. Przez pandemię musiał tą pracą zająć się trochę dłużej, a teraz przedstawia kuchnię działalności kurierskiej. Zapraszamy na drugą część.

Święte gry

Tryby logistycznej machiny muszą się zazębiać. Kurierzy, magazynierzy, kierowcy ciężarówek, spedytorzy, dyspozytorzy. Wszyscy w pewnym sensie napędzamy świat, pozwalamy, by towary płynęły swobodnie swoimi międzynarodowymi naczyniami. Jeśli konsumenci są kołem zamachowym konsumpcjonizmu, my jesteśmy jego łożyskami. A łożysko, by dobrze i płynnie pracować musi być odpowiednio nasmarowane.

Kurierka, to łożysko pełne egoistów. To sport, w którym jedenastu piłkarzy usiłuje grać do jedenastu różnych bramek. W żadnej z firm kurierskich nie spotkałem się z właściwym funkcjonowaniem jego narządów. Wszędzie powielane są te same błędy. Żenująco płatni, okaleczeni umowami-zlecenie sortownicy, którzy chronicznie migają się od roboty, zasypiają lub nie przychodzą. Koordynatorki i dyspozytorzy pozbawieni wyobraźni, nie znający ludzi i rejonów. Władcy i lordowie oddziałów, tak bezdusznie spoglądający na słupki. Byleby zgadzały się premie, byleby regionalni seniorzy byli zadowoleni ze swych wasali.

Przejawy jawnej niekompetencji i faworyzowania swojego „dworu”. Prominenci wysiadujący godzinami w biurze kierownictwa. Włażenie w dupę, kolesiostwo, kumoterstwo. Starzy, zgorzkniali przewoźnicy miotający do młodych groźby „pójścia na górę”. Kurierzy miejscy kontra kurierzy „wioskowi”. Odwieczna rywalizacja. Kierownicy, dla których problem nie do pokonania stanowi lód na rampach, czy dziury na drodze dojazdowej do magazynu. Sektor IT. Opłacani za grube pieniądze informatycy, którzy nie potrafią stworzyć wygodnego dla kuriera softu do paczkomatów. Planiści – również z działu IT – szczycący się ustalającym trasę, inteligentnym, opartym na super pamięci i algorytmach oprogramowaniu. Szkoda tylko, że ludzie z wiosek od których zaczynam trasę, dostają z automatu powiadomienie, że będę w godzinach 15:45-17:45. Ale kwadranse są, patrzcie jaka godna podziwu precyzja, jaki świetny program. Magazynier siedzący przed komputerem na prośbę o sprawdzenie danej paczki w systemie odpowiada mi „Tomek dzisiaj sprawdza, idź go poszukaj”. Olewactwo i spychologia – zmora magazynów. Ów Tomek, z determinacją zaprzężonego do pługa wołu każe mi załadować do kontenera bieżnię o szerokości większej niż cały mój kontener włącznie z jego ścianami. Koordynatorka patrzy na wielkie, zostawione z powodu braku miejsca, pudło. Damian, a do kabiny to Ci nie wejdzie? Dyspozytor z Katowic tłumaczy mi, że on widzi na google maps, że nie ma problemu by zaparkować o 14:00 przed Sądem w Częstochowie. Kolega z sąsiedniego rejonu podrzucający ukradkiem jakiś „strzał” do mojej kraty. Donosicielstwo. Kłamstwa na temat płac. Łebki zatrudniane na czarno. Tolerowanie wystawiania lumpów na trasy. Stanowiska, które nie powinny mieć żadnego imperium stają się wpływowe. Nepotyzm. Ja sam raz, w wyniku uknutej przez magazyniera, biuro i kilku kurierów intrygi musiałem odejść. Życie.

Chorób, toczących ciało polskiej kurierki jest mnóstwo. Od podrzucania świń konkurencji i szarpania się na samej górze, aż po jakość samego serwisu i „materiał”, który pracuje w dolnych partiach maszyny. Cierpią najmocniej sami kurierzy. Jesteśmy wiecznie winni. Nie zgadzają się słupki? Twoja wina. Mało płatności kartą? Twoja wina. Przyszła skarga na awizo? Twoja wina. Nie doręczyłeś? Twoja wina. Nie zabrałeś z terminala? Twoja wina. Potłukło się? Twoja wina. Zgubiłeś paczkę? Twoja wina. Wyszedł jakiś skandaliczny filmik? Wasza, kuriery, wina. Skargę złożyć bardzo łatwo, a do pochwał nikomu nie spieszno. Jesteśmy twarzą całego interesu, a wzamian otrzymujemy ciosy w wystawiony na publiczny widok policzek. Dodam, że jesteśmy twarzą zwyczajnie zaniedbaną. I podwykonawcy i ich pracownicy. Dość powiedzieć, że wciąż pracuję w ciuchach po Ligladzie. W spodniach i kurtce, które zdobyły w 2017 roku mistrzostwo Szwecji. Uniformy są po prostu drogie. Albo pracodawca nie chce kupić (bądź mi głupio narażać go na koszta) albo oddział ma problem z dostępnością. Tak było w większości moich przypadków. Inna sprawa, gadżety. Co rusz, to dostajemy gadżet z okazji dnia kuriera lub jakiegoś innego święta. Najczęściej – niestety – nie są one warte funta kłaków. W tym roku dostałem ładowarkę samochodową (nie działa) oraz stacjonarną (bez kabla), której nie da się podpiąć do żadnego kontaktu, bo nie posiada uziemienia. Że o kubkach termicznych tracących po minucie ciepło nie wspomnę. Robota, którą wykonujemy jest po prostu warta więcej, ot co. Ile zarabia kurier zatrudniony u podwykonawcy? Średnio 2000 – 4000 złotych. Więcej trudno wykręcić (być może w wielkim mieście), a mniej płacą tylko totalne Janusze Biznesu.

W każdym oddziale mają miejsce święte gry walki o wpływy i przywileje. Dużo musi się zmienić, by wszyscy gracze tej branży zrozumieli, że maszerują w tym samym kierunku. Homo homini lupus est. Niewiele jest sentencji, które mogłyby lepiej oddać charakter kurierki.

Miasto i psy

Kim jesteśmy, jacy jesteśmy i dlaczego? Jest nas w Polsce cała masa, a różnimy się jak owady w Amazonii. Od starych, lubieżnych i wyperfumowanych donżuanów, przez majętne spasione koty, aż po osiłków, półdebili, odludków, pełnych słegu dzieciaków czy powykrzywianych i pokracznych koboldów, które powinny już dawno udać się na emeryturę. Stanowimy mocno zróżnicowaną bandę i nie mamy żadnych barier. Są między nami dziewczęta, są dojrzałe panie. Polacy, Ukraińcy, Białorusini, ciemnoskórzy, katolicy, bezbożnicy, alkoholicy, ćpuny, dresiarze, metale, śmierdziuchy, bogacze, głąby, inteligenci. Są grubi, są wychudzeni. Wydziarani, łysi, lesbijki, geje. Pajace, kłamcy, oszuści, złodzieje, męczennicy i miłosierni Samarytanie. Pyskaci, cisi, wulgarni, zboczeni, wykwintni, światowi, ale i do bólu plebejscy. Leniwi i pracowici. Szybcy i powolni. Pracoholicy wstający o 4 rano z myślą o magazynie. Ale też nieroby, dla których zjazd po 14, to absolutny skandal. Z prawej, z lewej, anarchiści, komuniści, narodowcy. Każdy ma swoje pasje, marzenia i swoje powody, dla których znalazł się przy taśmie.

Czerpiemy z tej roboty radość i zazwyczaj, mimo wszystko, tworzymy fajną brać. Machamy sobie wzajemnie, niezależnie od uniformu. Niektórzy wymieniają się paczkami, czy robią inne uprzejmości jeżdżąc po tym samym rejonie. Wiemy, że tkwimy w jednym bagnie. Czy to na wsi, czy w mieście. Często czujemy się wrogiem, napiętnowanym wieczną winą najsłabszym ogniwem łańcucha logistyki. Kurier musi być szybki i wściekły. Można się z tym nie zgodzić, lecz takie jest moje zdanie. Aby być dobrym kurierem, potrzeba szybkości, planowania i zaciętego charakteru. Odrobiny wewnętrznego zła. Boso, ale w ostrogach. Bywa, że nie ma czasu na podstawowe sprawy. Szczamy w krzakach, żebramy o kibel po urzędach gmin i firmach. Przegryzamy, zamiast porządnie zjeść. Nie mamy gdzie umyć rąk. Przemykamy między budynkami cicho, szybko, jak cienie i bezpańskie psy. Poniżani, traktowani jak słudzy. Jak zło konieczne, które zawsze źle pracuje, za dużo zarabia, ma gówno do roboty, parkuje gdzie chce i do tego nie doręcza paczek. W jednej z firm magazynierzy obdzwaniali awiza i sprawdzali ich legalność. W innej koordynatorka dzwoni namiętnie do odbiorców nakazując im płatność kartą. Fajnie, jak ktoś wpieprza Ci się w kompetencje i ustawia klientów, co nie?

Jesteśmy źli, bo jesteśmy żle odbierani. Fakt, znajdują się pośród nas imbecyle i awizowi chachmenci. Paczki doręczone spod siedzenia, wioski omijane tygodniami, paczki rzucane przez płot bez jakiejkolwiek próby nawiązania kontaktu z odbiorcą. Nie mówię, że tak nie jest. Ale raz, podążanie według protokołu jest nierealne i polityka firmy wręcz sugeruje takie rozwiązania. Gdybyśmy zwozili po 15 zwrotów dziennie, popsułyby się słupki, nie przyznanoby premii etc. Dwa – mamy szacunek społeczny gorszy nawet od policjantów. Pan Władza może być groźny, a kurier? Gówno może, a i przed byle skargą musi się tłumaczyć.

We współczesnej cywilizacji co raz mocniejszym manifestem hedonizmu stały się zakupy. Chcemy towaru nowszego, ładniejszego, takiego, którego używają inni. Lepsi, fajniejsi i popularniejsi. Pragniemy zdrowego jedzenia, ładnych outfitów, samodzielnych remontów i tanich, efektownych mebli. My, Polacy, żyjemy obecnie w państwie zbliżającym się mocniej do Bułgarii niż Zachodu.  Chcemy więc jeszcze więcej za jeszcze mniej. Zastaw się, a postaw się. Pozbywasz się pieniędzy, ale dostajesz wzamian coś cenniejszego. Dostajesz uśmiech, gwarancję chwilowego szczęścia. Kurier jest zatem Hermesem hedonizmu. Boskim posłańcem. Obcym elementem, dzielącym konkretną jednostkę od zastrzyku radości. Jesteśmy Świętym Mikołajem. Kupidynem. Urodzinową Wróżką Zębuszką. Przygotowujemy dzieci do szkół, a samochody do wyjazdu od mechanika. Na nas powinna skupiać się cała moc tego szczęścia i uśmiechu. Fakt, niektórzy okazują to poprzez napiwki, przyjemną rozmowę i uczciwe podejście. A gdy radość przeistacza się w rozczarowanie? Panie, nie to zamawiałem. Panie, nie umieta dowieźć w całości. Panie, ileż można czekać? Tę część aspektu pracy z ludźmi już omawiałem. To my, miasto i psy.

Rozdzióbią nas kruki, wrony

Wykresy stopniowo opadają. Mięśnie rozluźniają się, kręgosłup przestaje boleć. Minął sturm und drang. Minął czas burzy i naporu. Peak paczkowy skończył się. Święta, święta i po świętach. Ludzie pełni ciepła i radości, zapchani pierogami. Odpoczywamy. Regeneruję udręczoną psyche i przepracowane ciało. Piszę ten artykuł dobre dwa tygodnie. To był trudny grudzień. Pandemia, co raz to nowe ograniczenia, rozdrażnieni ludzie. E-commerce notujący nieustanne wzrosty. Mój tegoroczny rekord, to 132 stopy w rozwozie i 24 zbiory. Zjazd z terenu po 17. Droga na terminal – czwarta bezpłatna godzina. Rozładunek i rozliczenie – piąta bezpłatna. Koniec pracy 19:30. Kilku zjeżdżało jeszcze później. Jak weterani po bitwie. Zmęczeni, śmierdzący, zatarci.

Grudzień potrafi dać w kość. Wracamy do pracy. Czekają kolejne stosy pudeł. Czekają spóźnione prezenty i rozgoryczeni ludzie. Czekają stałe adresy, nowe wyzwania. Te same pyskate, uśmiechnięte twarze przy rolce. Czekają dwa miesiące względnego luzu. Styczeń i luty to okres zastoju, choć w obliczu działań polskiego rządu trudno obecnie cokolwiek przewidzieć. Mam nadzieję, że dzielnie dotrwaliście do końca mojej opowieści. Musiałem to z siebie wszystko wypluć, bo wzbierało od kilku lat.

Papiery złożone do biura. Odstawiam auto pod bramę. Pakuję graty do plecaka i wyruszam na parking do prywatnego samochodu. Czas do domu, bo jutro kolejny dzień kurierskich igrzysk.

Gdzie w tym wszystkim żużel?

Ano, właśnie. Sezon był, sezon się skończył. Łatwym do przewidzenia finałem i pozbawionym emocji dwumeczem o brąz. Później był jeszcze niejaki Speedway of Nations, ale w tym roku objawiła się owa impreza absolutnie nieudaną, więc nie warto o jej odbyciu się nawet wspominać. Po kiepskim zakończeniu sezonu, minął niczym TGV okres transferowy. Standardowo większość roszad była znana już przed 1 listopada, ale parę niespodzianek wyprysło. Niespodzianką dla mnie jest także ograniczenie żużlowcom startów do dwóch lig. Jest to potwornie krzywdząca, fatalna zmiana. Sztylet w serca wszystkich pozostałych krajów liczących się dla dyscypliny. Nie powinniśmy tak czynić, oj nie. Popełniamy bardzo wielki błąd. Ale nie moja – niestety – broszka.

A jaka jest moja? Póki co, trzymać dziób na kłódkę i zapierdzielać z paczkami. Czekam na lepsze czasy, czekam na wiosnę. Czekam na powrót.

DAMIAN KLOS

PS. Dziękuję wszystkim oczom za cały ten rok. Za to, że mogłem przetrwać w środowisku obserwując je zza covidowej ściany. Za to, że dzięki Wam mogę rozwijać swą pasję i robić to, co kocham. Jeszcze raz dzięki za uwagę, wsparcie i do zobaczenia.