29 lipca 2000 roku na torze w Coventry odbył się ostatni jak do tej pory turniej Grand Prix Wielkiej Brytanii na naturalnym torze. Rok późnej zawody odjechano już w Cardiff. Pożegnanie Coventry ze zmaganiami o tytuł IMŚ było świętem angielskich fanów żużla. Po raz pierwszy bowiem wygrał je Anglik, Martin Dugard, który w zawodach, podobnie jak Lee Richardsson, wystartował z „dziką kartą”.

 

W finale Dugard przyjechał do mety przed Ryanem Sullivanem, Markiem Loramem (mistrzem świata z sezonu 2000 – dop.red.) oraz Jasonem Lyonsem. – Tak naprawdę nie wiedziałem co mam robić. Świętować czy co? Nigdy wcześniej nie wygrałem czegoś tak wielkiego. Poczułem się nieco zagubiony. Po powrocie z podium zaprowadzono mnie do pomieszczenia dla prasy, odpowiadałem na pytania, a później wróciłem do szatni. Wszyscy rozjechali się do domów. My do Brighton dojechaliśmy około trzeciej nad ranem i kompletnie nie było żadnego świętowania – wspomina na łamach Speedway Star Anglik.

Jak przyznaje posiadacz „dzikiej karty” w tamtych zawodach, tego dnia wszystko zagrało idealnie.

Żużel. Czołowy tuner zapowiada nowinki! To jego gwiazdy będą najszybsze? – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Co za wieści od Woffindena! Tak wygląda po powrocie na motocykl! (WIDEO) – PoBandzie – Portal Sportowy

– Co ciekawe, miałem wtedy idealne ustawienia. Po tamtym wieczorze używałem tego silnika jeszcze kilka razy, ale od tamtej pory był już po prostu beznadziejny. Wiedziałem, że mogę wrócić do domu po dwóch wyścigach, ale miałem ze sobą wystarczająco dużo opon, aby móc ewentualnie jechać aż do finału. Liczyłem na dobry występ, a ostatecznie pojechałem siedem razy i dojechałem do finału. Nie bez znaczenia był fakt, że tydzień przed zawodami startowałem w barwach Wolverhampton na torze w Coventry. To był idealny moment na przygotowanie – kontynuuje Dugard.

Zawodnik, który zaczynał karierę w Polsce od startów w ROW-ie Rybnik w sezonie 1991, przyznaje, że przed finałem nie czuł zbyt wielkiej presji.

Żużel. Zmarzlik opuścił część obozu Motoru! Powodem kłopoty zdrowotne – PoBandzie – Portal Sportowy

– Wiedziałem, że zawsze byłoby miło móc mówić, że wygrałem Grand Prix Wielkiej Brytanii, ale podchodziłem do tego na spokojnie. Cieszyłem sią z udziału w samym finale. Ryan pierwszy wybierał pole startowe. Potem ja i Mark. Mój tata (Bob) powiedział do mnie, gdy wyjeżdżałem na tor: „Nie uważasz, że powinieneś zaproponować Markowi (Loramowi) takie pole, jakiego chce?”. Spytałem Lorama czy ma jakiś swój wybór – odpowiedział, abym robił co uważał. Wybrałem pole trzecie, z którego już wcześniej wygrywałem. Po wyprzedzeniu Sullivana dojechałem do mety i mój triumf stał się faktem – wspomina zawodnik z Worthing.

Były reprezentant Wielkiej Brytanii w jednodniowym finale indywidualnych mistrzostw świata brał udział dwukrotnie. W 1990 roku na Odsal w Bradford zajął jedenaste miejsce z sześcioma punktami na koncie. Dwa lata później, we Wrocławiu był zawodnikiem rezerwowym.

– Wygrałem swój ostatni wyścig w Bradford, wyprzedzając Romana Matouska, Richarda Knighta i Toniego Kaspera. W 1992 roku zakwalifikowałem się również do finału światowego. W Wiener Neustadt wygrałem bieg dodatkowy i dotarłem do finału przed Robertem Nagym, Gerdem Rissem i Sławomirem Drabikiem. Drabika rozstawili w finale we Wrocławiu przede mną, mimo, że w barażu zajął ostatnie miejsce. Na finał pojechałem jako rezerwowy i ostatecznie pomagałem Gary’emu Havelockowi w parkingu. Nigdy nie należałem do tych zarozumiałych ludzi, którzy dają się ponieść emocjom i „podskakują”. Po prostu żyłem od spotkania do spotkania, bo nie wiedziałam, co będzie dalej i czy uda mi się utrzymać formę. Z perspektywy myślę jednak, że może nie byłem taki zły – podsumowuje legenda Eastburne Eagles.