Finał IMP 1997. Od lewej Drabik, Krzyżaniak i Gollob.
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

…ale boicie się zapytać. W tym roku mija 90 lat od dnia, w którym pierwsi śmiałkowie wyjechali na obiekt w Mysłowicach, aby powalczyć o pierwsze trofea w tej zwariowanej dyscyplinie sportu. W poniedziałek odbędzie się drugi finał Canal+ OnLine Indywidualnych Mistrzostw Polski, a z tej okazji przygotowaliśmy małe podsumowanie historii tych zmagań. Choć będzie to nieco zaskakujące zestawienie.

 

– 7 sierpnia 1932 roku. Zawodnicy rywalizowali na torze w tym śląskim mieście, a walczyli na motocyklach o trzech klasach pojemności silnika: 250, 350 i ponad 500 centymetrów sześciennych. Mistrzem w tej pierwszej kategorii był Alfred Weyl z Unii Poznań, dwie pozostałe padły łupem Rudolfa Breslauera. Tyle wiemy. Niby niewiele, ale oto wydarzył się ważny rozdział w historii. Przed wybuchem drugiej wojny światowej odbędą się jeszcze tylko dwa finały – rok później, także w Mysłowicach, oraz w 1935 roku w Bydgoszczy. Alfred Weyl został pierwszym w historii zawodnikiem, który obroni tytuł. Później ta sztuka udała się jeszcze trzem zawodnikom: w latach 1961-1962 konkurencję w tle na macierzystym torze w Rzeszowie zostawił Florian Kapała, lata 1968 i 1969 należały do Andrzeja Wyglendy, również mistrza swojego rodzimego owalu w Rybniku. Kolejnym był dopiero Zenon Plech, zawodnik gdańskiego klubu, dla którego szczęśliwym okazał się obiekt w Gorzowie Wielkopolskim (1984-85).

– Na początku lat 90. na scenę wkroczył Tomasz Gollob i wykręcił nowy rekord-cztery tytuły rok po roku (1992-1995). W 1993 roku zrobił to w ukochanej Bydgoszczy, która była miejscem jego triumfu także w 2001 roku. Z kolei sezon 2002 był ostatnim, w którym mistrz obronił złoto. Uczynił to także Tomasz Gollob

– Gościnne Leszno. To miasto aż szesnaście razy gościło finały IMP. Na drugim miejscu plasuje się Rybnik – 15 razy.

– Mistrz bez korony. W 1949 roku najlepszym zawodnikiem został legendarny Alfred Smoczyk. Po jego tragicznej śmierci w 1950 roku przyznano mu honorowy pośmiertny tytuł i przez długie lata to on figurował w kronikach jako zwycięzca zawodów w sezonie 1950. W latach 80. ubiegłego stulecia to się zmieniło i na należne miejsce w historii wrócił Józef Olejniczak z Unii Leszno.

– Wszystko zostaje w rodzinie. Kilka razy w historii zdarzało się, że triumfatorami w różnych okresach byli panowie o tych samych nazwiskach. Taki mistrzowski duet rodzinny utworzyli przecież na przykład bracia Gollobowie, w których ręce trafiło łącznie 10 złotych krążków. Złotą tradycję nazwiska kontynuował też po ojcu Zenonie Krzysztof Kasprzak. Nie brakowało także sytuacji, w których duety rodzinne zgarniały medale w różnych kolorach: Sławomir Dudek brąz, a jego syn Patryk złoto, bracia Pawliccy – złoto dla Piotra i dwa srebrne medale dla Przemysława, złoto Zdzisława Dobruckiego i dwa brązowe krążki dla jego syna, Rafała.

– Multimedaliści. W tabeli z największą liczbą złota prym wiodą: Tomasz Gollob (8), Zenon Plech (5), tercet Wyglenda – Kołodziej – Kapała (wszyscy z czterema). Z tego grona już tylko Janusz Kołodziej jest w stanie pobić rekord.

– Legendy bez medalu. Grono zawodników, którzy byli legendami, a medalu nie zdobyli, jest liczna. Mistrzem Polski nie był np. Jerzy Szczakiel, ta sztuka nie udała się także nigdy Markowi Cieślakowi. Także śląskie legendy, Joachim Maj czy Paweł Waloszek, nie znalazły się w gronie medalistów. Co ciekawe, do ubiegłego roku w tym gronie był Bartosz Zmarzlik, który miał już na swoim koncie dwa złote medale Indywidualnych Mistrzostw Świata.

– Najbardziej utytułowane kluby. Prym wiedzie Unia Leszno, której reprezentanci zwyciężali trzynaście razy. Drugie miejsce pod tym względem zajmuje klub z Gorzowa. Dla odmiany, są także jedynacy, czyli zespoły, które zapisały w historii po jednym mistrzu. Tak było z klubem z Bytomia, który reprezentował Włodzimierz Szwendrowski, z Opola (Wojciech Załuski), Piły (Jacek Gollob) i Poznania (Adam Skórnicki).

– Niespodzianki. Kto z nas ich nie lubi? W ostatnich latach i one się zdarzały. Kto stawiał na Adama Skórnickiego w 2008 roku, Tomasza Jędrzejaka w 2012 i Szymona Woźniaka w 2017?

– Od przedszkola do Opola. Wbrew pozorom, częste były przypadki, gdy zawodnicy „rokowali” i medale MIMP zmieniali na tytuły w dorosłym czempionacie naszego kraju. Było ich wielu: Zdzisław Dobrucki, Bernard Jąder, Tomasz Gollob, Jarosław Hampel, Janusz Kołodziej, Maciej Janowski, Patryk Dudek, Piotr Pawlicki, Szymon Woźniak i w końcu Bartosz Zmarzlik.

– Tercety do mety. Dwa razy w historii całe podium zajęli reprezentanci jednego klubu. W 1988 roku byli to zawodnicy z bykiem na plastronie: Roman Jankowski, Jan Krzystyniak i Zenon Kasprzak. Na powtórkę trzeba było czekać do 2005 roku i złotych czasów imienniczki z Tarnowa. Wtedy najlepszy tercet Polski stanowili Janusz Kołodziej i bracia Gollobowie.

– Z ziemi norweskiej do Polski. Jeden mistrz, Rune Holta, czy – jak wolą niektórzy – Rysiek Holtański – został dwukrotnym mistrzem naszego kraju „z importu” (2003, 2007). W czempionatach naszego kraju, z mniejszym powodzeniem, startował też Andy Smith. Czy przyjdzie taki czas, że dołączy do nich Gleb Czugunow?

– W tym roku mistrza wyłonią aż trzy rundy. To pierwsza taka sytuacja od 1956 roku, przez lata tradycją były przecież finały jednodniowe.

– Najmłodszy. Na koniec szczypta inspiracji. Najmłodszym mistrzem w historii był Zenon Plech, który odbierając trofea w Bydgoszczy 1 października 1972 roku miał dokładnie 19 lat i 9 miesięcy.

ADA FRANEK