Witold Skrzydlewski fot. Jarosław Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Po ruchach z listopadowego okienka transferowego Orzeł Łódź określany jest mianem poważnego kandydata do spadku z eWinner 1. Ligi. Zespół prowadzony przez Adama Skórnickiego został bowiem znacznie odmłodzony, a z klubem pożegnali się tacy zawodnicy jak Rohan Tungate czy Daniel Jeleniewski. Witold Skrzydlewski – właściciel Orła – mówi jednak, że wierzy w swoich żużlowców, liczy na zwycięstwo w inauguracyjnym meczu z Aforti Startem Gniezno, a także opowiada o nagrodzie dla zawodników za… awans do PGE Ekstraligi.

Sezon 2021 wystartuje już za chwilę. W Orle Łódź czuć już gotowość przed nadchodzącymi rozgrywkami?

O gotowość drużyny to zdecydowanie należy pytać naszego trenera. Ja przygotowywaniem drużyny się nie zajmuję, ale wydaje mi się, że skoro pierwszy mecz mamy mieć 3 kwietnia, to powinniśmy być już gotowi. To, jak jesteśmy przyszykowani, pokaże wynik tego spotkania w Gnieźnie.

A pod kątem organizacyjno-budżetowym?

Tutaj wszystko jest tak, jak być powinno. Na nasz budżet ponownie składają się firma H.Skrzydlewska, miasto i sponsorzy. Wszyscy ze wszystkiego doskonale się wywiązali bez względu na to, że mamy pandemię.

Był Pan w gronie tych prezesów, którzy stanowczo sprzeciwiali się przekładaniu inauguracji eWinner 1. Ligi. Z czego wynikało właśnie takie stanowisko?

Żadna dyscyplina sportowa nie przekłada rozgrywek. Żużel natomiast bez przerwy robi jakieś kombinacje. Chciałbym też powiedzieć, że regulamin, który mamy w sporcie żużlowym mi nie odpowiada.

Jakie zatem kwestie Panu nie odpowiadają?

W regulaminie jest za dużo pola do kombinacji. Przez to ten sport traci na atrakcyjności. Cieszymy się i mówimy o naszych rozgrywkach jako najlepsza liga świata, ale tak naprawdę nikogo oprócz nas nie ma, bo ta dyscyplina wokół nas umiera. Moim zdaniem powinniśmy ten sport uatrakcyjniać w taki sposób, żeby wydłużać ten sezon. Rozgrywki nie powinny się kończyć dla niektórych drużyn w sierpniu. Powinno być po 20 meczów jednej drużyny w sezonie. W połowie moglibyśmy dzielić tabelę na pół i robić kolejne interesujące mecze o awans i utrzymanie. Nie powinno być kombinacji z ZZ-kami, gośćmi itd.

Wracając do Pana poprzedniego pytania, to tego przekładania ogólnie jest za dużo. Dzień wcześniej mamy jakieś zawody w innym kraju i tam pada, a my na drugi dzień musimy przez to przekładać zawody u nas w Polsce. Póki ta masa rzeczy w regulaminie się nie zmieni nie będziemy tej dyscypliny rozwijać, a będziemy jedynie patrzeć jak ona powoli umiera. Właśnie między innymi też dlatego tak twardo stałem za tym, żebyśmy jechali tak, jak to było wcześniej zapowiedziane.

Witold Skrzydlewski. foto. JAREK PABIJAN

Ostatecznie Pana głos został wysłuchany i GKSŻ zdecydowała się jechać terminowo. Do tych rozgrywek przystąpicie z mocno odmłodzonym składem. Taki był cel na to listopadowe okienko transferowe?

Ja po sezonie 2020 wyjątkowo nie brałem udziału w typowaniu zawodników do naszego składu. Wszystko wziął na klatę pan trener Adam Skórnicki i to on będzie odpowiadał za wybory i wynik. To, czy dobrze będą się spisywać młodzi zawodnicy czas pokaże. Trochę tych młodych mamy i ja wierzę, że z nich urodzi się jakiś bardzo dobry żużlowiec. My zagwarantowaliśmy i młodym i starszym zawodnikom, że zostaną odpowiednio wyposażeni i opłaceni i z tego się wywiązujemy. Zobaczymy czy u innych prezesów będzie podobnie.

Wśród tych młodych zawodników musi się jednak znaleźć jednak też taki, który poprowadzi drużynę. Takim żużlowcem będzie Aleksandr Łoktajew?

Myślę, że jego zdecydowanie stać na to by być takim zawodnikiem. Ja go w ogóle bardzo lubię. To był jedyny zawodnik, który przed poprzednim sezonem podszedł do mnie i powiedział, że nie chce kasy, tylko sprzęt. U nas pozytywnie zaskoczyć może też Władimir Borodulin. On nie miał szans u nas wystartować w zeszłym roku, bo najpierw się nie łapał do drużyny, a potem przez utrudnienia związane z przejazdami nie mógł startować ani u nas, ani pomóc drużynie Daugavpils. W tym roku bardzo chętnie podpisał z nami kontrakt i liczę, że pokaże, iż należy mu się ważne miejsce w drużynie.

Orzeł zacznie rozgrywki od meczu z Aforti Startem Gniezno. Ten mecz czeka nas już za nieco ponad tydzień. Pan się cieszy, że to właśnie Pańska drużyna pojedzie ten pierwszy mecz w sezonie?

To się okaże po meczu. Jak wygramy, to będę się cieszył. Jak przegramy, pewnie będzie inaczej.

Czyli celem na ten mecz jest zwycięstwo, a nie „wykręcenie” dobrego wyniku przed rewanżem…

Ja uważam, że jak zawodnicy jadą na mecz nie po zwycięstwo, to nie powinni w ogóle być w naszym klubie. Muszą mieć ambicję i wszędzie o te zwycięstwa walczyć. Gniezno jest mocną drużyną, ma specyficzny tor i niełatwo tam się wygrywa, ale może nam się uda.

Gnieźnianie odbyli już kilka treningów przed rozgrywkami. Jak sytuacja wygląda w przypadku Pana ekipy?

Tutaj mogę pana zaskoczyć, ale zawodnicy Orła nie trenowali jeszcze na torze. Może, jak Pan Bóg pozwoli, to w piątek wyjadą na nasz obiekt. Oczywiście trenują oni na inne sposoby. Jeżdżą chociażby na pitbike’ach. Na nasz tor jednak, jak na razie, można było wejść jedynie w kaloszach.

Nie boi się Pan więc, że Start może mieć pewną przewagę w tym meczu?

Jak się jest dobrym, to i bez treningu się wygrywa. Do sezonu jest jeszcze trochę czasu. Może się okazać, że w ten piątek wyjedziemy i będziemy jeździć już cały czas. Myślę, że zawodnicy nie zapomnieli jak się jeździ. Ważniejsza jest kwestia tego, jak oni pod kątem fizycznym się przygotowali do sezonu. Jeśli przygotowali się słabo, to z dwudziestki nie wyjdziemy (śmiech).

Podpytam też o to, jakie miejsce na koniec sezonu Pana usatysfakcjonuje. W większości klubów mówi się o play-offach. Orzeł również jedzie o czwórkę, czy raczej o utrzymanie?

My każde miejsce w tabeli przyjmiemy. Nawet jeśli mielibyśmy spaść, to nie będziemy rozdzierać szat. Wydaje mi się, że po pierwszej części rozgrywek, która na pewno będzie bez kibiców, sporo może się pozmieniać. Jak zawodnicy ponownie będą musieli robić przeglądy i remonty, to wtedy się okaże czy kluby będą miały na to pieniądze, czy może nie. Wtedy właściwie może się wszystko rozegrać. Ja liczę, że sprawimy kibicom, pewnie przed telewizorami, dużo radości, że nasze mecze będą atrakcyjne. Nieraz bywało tak, że słabo nas oceniano, a myśmy wchodzili do Ekstraligi. Trudno mi powiedzieć, jak to będzie. Liczymy na naszych juniorów i seniorów. Każdy zawodnik u nas miał odpowiednie możliwości przygotowania się i teraz niech pokażą, na co ich stać.

Powiem też na koniec, że ja tego koronawirusa przeżyłem, byłem w ciężkim stanie i wszyscy obstawiali, że z tego nie wyjdę. Na to wszystko patrzę już trochę z dystansem. Uważam, że trzeba się cieszyć każdym dniem, że się żyje. To, czy wygramy czy przegramy to się okaże.

Witold Skrzydlewski (na pierwszym planie). Za nim m.in. Joanna Skrzydlewska i prezydent Łodzi, Hanna Zdanowska. Foto. JAREK PABIJAN

Przed poprzednim sezonem założył się Pan z trenerem Skórnickim o wygraną w meczu z eWinner Apatorem Toruń. Na kolejne rozgrywki jakiś zakład Panowie szykują?

Póki co takiego zakładu nie przewidujemy. Zawodnicy mają natomiast możliwość wzięcia z toru dodatkowych 400 tysięcy złotych. Taką ustaliliśmy premię do podziału za awans. Czy wezmą sobie te pieniądze? Dowiemy za kilka miesięcy. Muszę natomiast zaznaczyć, że nawet jak wejdziemy do PGE Ekstraligi, to nie jest powiedziane, że na pewno w niej wystartujemy. Muszę mieć odpowiedni budżet i wtedy podejmę decyzję, że ścigam się w tej najlepszej lidze. Jak to się mówi, jak nie masz kasy to siadaj do Piotrusia, a nie do pokera.

Dziękuję bardzo za rozmowę.

Dziękuję również.

Rozmawiał BARTOSZ RABENDA