W minioną sobotę na obiekcie w austriackim St. Johann odbyły się wyścigi żużlowe na lodzie. Magnesem dla publiczności miał być start uznanego zawodnika, Franza Zorna. Niestety, nie doszedł on do skutku. Po kontuzji odniesionej w styczniu, podczas zawodów w Szwecji, Zorn nadal nie jest w pełni sprawny fizycznie, a sama kontuzja okazała się nad wyraz groźna.

 

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Wymowne zdjęcie prezesa! To trio ma wprowadzić Falubaz na szczyt!

CZYTAJ TAKŻE. Żużel. Podrzutki w cenie. Stal nikogo nie spłaciła (FELIETON) 

– Swój start w Austrii odwołałem ostatecznie we wtorek. Moja lewa stopa jest znacznie uszkodzona, nie wspominając o fakcie, że łokieć oraz udo miały barwy niebiesko-czarne. Tak naprawdę miałem sporo szczęścia, ponieważ kolce wbiły się w piętę tuż obok ścięgna na długości dwóch centymetrów. We wtorek usłyszałem, że najpierw rana – a raczej otwór – musi się zagoić. W przeciwnym razie, jeśli zachorowałbym na sepsę, amputacja stopy byłaby koniecznością – mówi Franz Zorn dla SpeedWeek.

Zalecana przez lekarzy przerwa w startach sprawia, że Zorna na sto procent zabraknie w kwalifikacjach do Grand Prix 2025. Austriak liczy jednak, że przystąpi do rywalizacji o tytuł najlepszego „lodowego” zawodnika świata. – Nasze stowarzyszenie złożyło wniosek do FIM o stałą dziką kartę, ale nie wiemy, czy zostanie ona przyznana. Powrót do czynnego ścigania planuję na 8 marca w Sanoku i wciąż wierzę w wywalczenie tytułu mistrza świata – dodaje 54-letni zawodnik.