Sezon żużlowy coraz bliżej. Tylko patrzeć jak ponownie motocykle zawarczą na żużlowych torach, a kibice tłumnie ruszą na trybuny. Dziś będzie jednak krótko, zwięźle i trochę dalej od „czystego” żużla. Nie będzie gorącego, niczym żelazko, tematu koniecznych zmian w GKSŻ czy tego jak postąpił Maciej Janowski. 

 

Skąd w tytule wdzięczność? Ano sprawa jest prosta. Od paru lat nurtuje mnie bowiem kwestia tego, jak to jest możliwe, że Szanowni Panowie, działacze kierujący polskim speedwayem zapomnieli o jednym. Mianowicie o tych zawodnikach, którzy swego czasu za „grosze” w porównaniu do dzisiejszych wynagrodzeń zabijali się na torze, a dziś cieszą się jak dzieci, kiedy ktoś o nich jeszcze pamięta, zaprosi na stadion albo wspomoże nie tylko dobrym słowem.

Okay. Był „event” w Lublinie, pilotowany przez GKSŻ, zawodnicy się przespali, pogadali i obejrzeli z trybuny honorowej finał IMP. W moim odczuciu to sporo jednak za mało. A to dzięki tym „byłym zawodnikom” żużel przetrwał, rozwijał się, a dziś panowie zarządzający nim nie robią tego społecznie, a za sowitym wynagrodzeniem. Notabene, odnośnie tego wynagrodzenia, pomimo oficjalnych zapytań do GKSŻ odpowiedzi po dziś dzień się niestety nie doczekaliśmy i pewnie już się nie doczekamy.

Żużel. Michelsen i Kvech już z herbem na sercu! Apator pokazał drużynę w Hiszpanii – PoBandzie – Portal Sportowy

Żużel. Włókniarz pojedzie o… medale?! Staszewski w to wierzy! (WYWIAD) – PoBandzie – Portal Sportowy

Z ciekawością przejrzałem sobie sprawozdania „szumnie”, zdaniem działaczy, działającej Fundacji PZM. Okazuje się, z danych dostępnych na oficjalnej stronie fundacji, iż w sezonie 2023 na pomoc potrzebującym zostało przeznaczone blisko 280 tysięcy złotych. Jak można doczytać, większa część środków przeznaczona została na pomoc byłemu polskiemu mistrzowi świata. Domniemuję, iż chodzi o Tomasza Golloba. Może się to spodobać Czytelnikom lub nie, ale uważam jednak, że nie tylko były mistrz świata winien być głównym spadkobiercą środków z fundacji.

Wielu byłych zawodników po dziś dzień boryka się z różnego rodzaju problemami, nie tylko zdrowotnymi, ale i życiowymi i tak naprawdę brakuje odpowiedniego organu, który w sposób jasny, przejrzysty starałby się im systematycznie pomagać. Sami zainteresowani o swoich potrzebach mówią nierzadko prywatnie, publicznie z tematami nie wychodzą, no może poza Józefem Jarmułą, bo im po ludzku wstyd

– Józek robi, co uważa. Ja o swoich problemach nie będę się wypowiadał ani nikogo błagał o pomoc. Pewne osoby interesuje tylko to, co tu i teraz. Paru kolegów było w kręgu zainteresowań jak trzeba było nakręcić spot reklamowy, który szumnie latał później  w mediach i na tym szum wokół nas się zakończył – mówi mi jeden z byłych bohaterów szarego toru.

Żużel. Unia wybiera między dwoma zawodnikami! Kluczowe będą… pieniądze! – PoBandzie – Portal Sportowy

Zastanawia mnie w tym wszystkim jeszcze jedno. Jak to wszystko u góry jest „skonstruowane”, iż taka Fundacja PZM oficjalnie podaje, iż gromadzi na przykładzie 2023 roku około 300 tysięcy, a sam PZM, wedle zawartej umowy, partycypuje na określonych procentach z kontraktu z Ekstraligą Żużlową. Od sponsora tytularnego wpada jakieś pięć procent, od umowy telewizyjnej osiem. Oczywiście netto. Ile to wychodzi? Każdy, znając choćby wartość kontraktu z TV , może sobie policzyć. Kwota jest niemała. Gdyby choć jej nikłą cześć przeznaczyć na pomoc byłym reprezentantom sportu, który te przychody obecnie daje, to myślę, że przychody finansowe Fundacji byłyby zdecydowanie większe, a i możliwości niemałe.

A tak Fundacja szczyci się pomocą od GKSŻ, który nie potrafiąc choćby przywrócić turnieju Gloria Victis. Jej działalność wspierana jest środkami pochodzącymi z kar dla klubów czy żużlowców. Trochę śmieszne. Wypada się tylko „modlić”, aby nie siadła w swoich działaniach Fundacja śp. Bogusława Nowaka, która od lat starała się wspomagać i integrować żużlowe środowisko. Ponoć Marek Towalski ma pomysł na jej funkcjonowanie. Ja mam zupełnie inny. Z szacunku dla byłych zawodników winno się zmienić nazwę na „Pomocna dłoń”, wszakże kojarzy się to z wyciąganiem dłoni do potrzebujących, a nie łaskawą  pomoc po ich wnioskach i prośbach.

Samo środowisko winno założyć choćby Fundacje Żużlowej Wdzięczności i poprowadzić ją choćby tak, jak robi to Paul Ackroyd w Anglii. Ten wyśmiewany, pogardzany przez wielu działaczy angielski żużelek rok w rok potrafi zebrać w przeliczeniu blisko pół miliona złotych i, co ważne nie z kar, a dobrowolnie. Korepetycje u Pana Ackroyda jak szanować tych co historię żużla tworzyli i skutecznie gromadzić dla nich środki zatem wskazane. Amen.