Dziś będzie raczej krótko, aby nie denerwować zbytnio środowiska sportu, w którym jeździ się tylko w lewo. Przyznam, że nie spodziewałem się, iż ostatni z felietonów wywoła takie zamieszanie, że co niektórzy zamiast popracować nad swoimi zachowaniami zaczną się obrażać i zbyt nerwowo reagować. Z drugiej strony, to jednak dobrze. Uderz w stół, a nożyce się odezwą. Żeby było jasne. Tym czy ktoś się obraża, czy nie, przejmuję się tak, jak wynikiem meczu rugby w lidze walijskiej, czyli wcale.
Co najbardziej ruszało towarzystwo w ostatnim tygodniu? Oczywiście półfinały Ekstraligi. Najbliżej finału jest ekipa ze stolicy Dolnego Śląska, która z Gorzowa wywiozła zwycięstwo. Oddalił się od finału faworyt, lubelski Orlen Oil Motor, który przegrał w Toruniu 12-punktami, dostając w trzech ostatnich biegach trzy nokautujące ciosy. Czy 12 oczek jest do odrobienia? Owszem, ale może równie dobrze okazać się to niemożliwe. Na dwoje babka wróżyła. Trio Lambert, Sajfutdinow, Dudek plus czwarty zawodnik pod nazwą rezerwy taktycznej może w rewanżu zgasić złote „światło” na obiekcie przy Alejach Zygmuntowskich. Przyznam, że czekałem kto z kolegów dziennikarzy pierwszy zwróci uwagę na meczowy dorobek Bartka Zmarzlika, który, można napisać jasno, „położył” mecz z Toruniem.
Siedem punktów w jednym z najważniejszych spotkań to za mało. Jeśli przyjrzymy się dokładniej rozpisce biegowej, wygląda to jeszcze mniej okazale. Koledzy smagali za słaby występ Holdera czy Lindgrena, jedynie Przemysław Sierakowski nazwał tematy po imieniu. Jasno trzeba sobie powiedzieć, a raczej napisać, że Zmarzlik w Grodzie Kopernika swojego dnia nie miał. Żadna tragedia. Wpadki zdarzają się najlepszym a on akurat do nich nawet nie należy, ale nim od paru sezonów paru sezonów jest. Wpadki nie było dzień wcześniej, kiedy Zmarzlik – pomimo słabego początku – triumfował w Rydze i za parę dni w Vojens jako drugi zawodnik w historii tego sportu może być tym, który trzykrotnie z rzędu wywalczy tytuł mistrza świata.
Odetchnął po triumfie w Rydze z pewnością również jego tuner, któremu ostatnio dość mocno puszczają nerwy. Dostało się publicznie ekspertowi Malitowskiemu. Ośmielił się on mieć swoje zdanie i skrytykował tunera. Atak ze strony tunera faktycznie słaby. To tak, jakby ktoś jemu zarzucał, że jest do d… tunerem, bo był zawodnikiem bez większych osiągnięć. Inna sprawa, przy nadarzającej się okazji, to już sami eksperci w TV „propagującej” żużel. Generalnie przyjęło się w szanujących się stacjach telewizyjnych przynajmniej na zachodzie Europy, że ekspertami, komentatorami są osoby znane szeroko ze swojego dorobku w karierze zawodniczej czy też dziennikarskiej. Najwidoczniej polska stacja ma inną linię „polityczną” i ma do tego oczywiście swoje prawo. Patrząc jednak na poziom pewnych pracujących przy żużlu osób, trudno się dziwić, że coraz częściej spotyka się opnie, że Canal Plus merytorycznie przegrywa z Eleven Sport i ta przewaga wcale nie maleje, ale coraz bardziej rośnie.
Co poza tym? W minionych dniach mocno przewijało się nazwisko Janowski. Maciek udzielił swojemu sponsorowi wywiadu, w którym dopuścił się stwierdzenia, iż jego przyszłość nie jest ad priori przywiązana do Wrocławia. Niemal natychmiast zaczął się szum, gdzie może trafić Maciej Janowski. Jerzy Kanclerz ponoć podczas swojej wizyty w Rydze robił „polowanie” i zapewnił wychowanka klubu z Wrocławia jak i Łotysza Lebiediewa, że zapłaci tyle, ile tylko będą chcieli. Trudno mi było jednak sobie wyobrazić, aby Janowski Wrocław ponownie opuścił.
Wczoraj kibice Sparty mogli odetchnąć z ulgą. Janosia nie zabraknie. Bydgoszczy się nie dziwię, iż badała możliwość transferu, bo zmuszona jest wykonywać ruchy „zbrojeniowe” pod start w najlepszej klasie rozgrywkowej i okazanie się ostatecznie lepszym od przykładowo częstochowskiego Włókniarza. Oby się tylko nie okazało, że to Rybnik jakimś cudem awansuje klasę wyżej. Wtedy byłyby dopiero jaja. W Bydgoszczy bowiem przygotowana już feta na okoliczność awansu oraz walizka z pieniędzmi od miasta, które potrzebuje sukcesu i za niego sowicie klubowi klanu Kanclerzów zapłaci. Tym ostatnim pozostaje tylko lub aż zmontować skład na utrzymanie. Senior rodu mówi publicznie, że wszyscy chętni na ekstraligę dostaną swoją szansę, a po Niemczech jacyś złośliwi puszczają plotkę, że pożegnanie z niejakim Kaiem zostało przesądzone.
Sami zawodnicy z kolei zachowują się tak, jak co roku. Tych paru dobrze skręcających w lewo, którzy byli do wzięcia, mogło przebierać w ofertach. Niestety coraz więcej propozycji dla słabszych z płatnością w dacie 31.10.2025 lub ugodą pozwalająca uzyskać dalszą licencję. Tak niestety to wygląda. Jeden z zagranicznych liderów lubuskiego zespołu Ekstraligi pochwalił się ostatnio prywatnie, iż czeka na jakieś, uwaga, milion złotych z okładem. Strach myśleć zatem co się dzieje się w paru zespołach klas niższych i wszystkich, wyłączając zagraniczne, klasy najniższej. To też swoiste kuriozum, że jedyne dwa kluby drugiej ligi, które w miarę regularnie płacą swoim „lewoskrętnym”, nie mają prawa awansu ligę wyżej. Parę dni przed rewanżem finałowym szumu narobiło oświadczenie Ekstraligi o problemach Tarnowa przy ewentualnym awansie. Kibic jest taki, że wielu z nich pomyśli sobie na mecz nie warto iść, bo jak awansują, to i tak nie pojadą. Ot taka pomoc PR-owa klubom. A wystarczyło albo wysłać pismo wyłącznie do Tarnowa, albo po prostu komunikat puścić parę dni później, a nie siać bez sensu zamęt w głowach kibiców.
Są jeszcze lepsze kwiatki. Ostatnio mocno dostaje się „transparentowym”, a raczej klubom na obiektach, których niezgodne z regulaminem transparenty wiszą. Co ciekawe, „orzekająca” komisja Ekstraligi potrafi ukarać klub za niewinny doprawdy transparent, potrafi z kolei „przepuścić” w cenzurze ten, na którym widnieje przekreślone LGBT czy napis: „no islam”. Na koniec wypada się tylko publicznie zapytać czy w zespołach marketingu, komisjach orzekających czy tych przyznających licencję siedzą fachowcy czy to już KWA czyli Kółko Wzajemnej Adoracji? O książkowej definicji systemu play-off, w którym urzędowo brak określenia jakiegoś wymyślonego lucky losera, wspominać nie będę. Cóż. Większość na Titanicu bawiła się w najlepsze, kiedy niewielu wiedziało, że statek tonie. Mam wrażenie, że obecny stan polskiego żużla ma ze słynnym statkiem wspólnego tyle, ile jeszcze nie miał do tej pory.
Skąd w tytule Agrounia? Ano stąd, że stowarzyszenie, a raczej jego przywódca, obecny sekretarz Stanu w Ministerstwie Rolnictwa, Michał Kołodziejczak ponoć finaliście rozgrywek najniższego szczebla, zespołowi z Gniezna, obiecał słusznego sponsora w sezonie 2025. Warunek: wywalczenie awansu. Scenariusz ma być taki, że będzie pospolite „ruszenie” na wyzerowanie sezonu 2024, a w kolejnym, przy pomocy sponsora z politycznego nadania, ma być już z górki. W Gnieźnie zatem żyją nadzieją na lepsze finansowo czasy. W wielu przypadkach ponadczasowy jest były hit zespołu Tilt: „Nie wierzę politykom”. Czy tak będzie? Czas pokaże. Niewykluczone przecież, że jeden z niewielu okaże się uczciwy i wyciągnie Gniezno nie z finansowego dołka, a dołu. I na koniec, Jako redakcja serdecznie dziękujemy, że nas czytacie. Przyznamy takich wyników czytelności jak obecnie jeszcze nie mieliśmy. Niech Wam Bóg w dzieciach wynagrodzi.
ŁUKASZ MALAKA
REKLAMA, +18
Żużel. Z ROW-em zgarnął złoto 11 razy! Miał trenować ZSRR, został bohaterem transferowego skandalu
Żużel. Sp******* cieniasie i żebyś zdechł, czyli sposoby kibicowania w polskim żużlu
Żużel. Co za prezent Łaguty dla małżonki! Sprawił jej auto marzeń za zawrotną kwotę!
Żużel. Kibice posunęli się za daleko. „Szczerze mówiąc, jest mi wstyd”
Żużel. Viva las Vegas! Promotor wynagrodzi zawodnikom tryplet
Żużel. On też jest opcją dla Orła Łódź. Mogą postawić na Szweda!