Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Miniony tydzień upłynął pod znakiem towarzyskiego spotkania środowiska na premierze filmu „Żużel” oraz tradycyjnie na sensacjach wprost nadającego kolorytu w tym sezonie Wittstock.

 

Wypada zacząć od filmu, a raczej uroczystej premiery filmu „Żużel”. Jakie odczucia? Moje subiektywne, bardzo mieszane. Z jednej strony fajnie, że w końcu powstał film gdzie tematem wiodącym są „lewoskrętni”, z drugiej powstaje pytanie, czy to jest aby reklama, czy może  antyreklama żużla na kinowym ekranie?

Obiektywny nie jestem więc zapytałem się po wyjściu z kina partnerki, czy zagościłaby po obejrzeniu filmu na żużlowym stadionie. Odpowiedź była krótka – film do tego nie namawia. A co z filmu osobiście  wyniosłem? Na pewno przeświadczenie, że nikt, kto się ściga na żużlu do końca normalny nie jest, mechanicy zawodników to raczej alkoholicy niż spece od ustawień, a dziennikarze to „sępy”, które zadają zawodnikom za trudne pytania. Generalnie ciężki film, ale każdy powinien zobaczyć i wyrobić sobie swoje własne zdanie. Dla mnie zabrakło jednej bardzo ważnej rzeczy i mocno się dziwię, że zasłużeni konsultanci filmowi na to nie wpadli. Brakowało napisu na końcu filmu – „dzieło poświęcone tym, którzy przez żużel stracili zdrowie czy swoje życie”. Idealnie komponowałoby się to do całej „mroczności” produkcji, która – to trzeba przyznać – idealnie pasuje do dotychczasowego charakteru filmowej twórczości reżyser Kędzierzawskiej. 

Teraz Wittstock. Tam to mają pecha. O organizacyjnym wiemy. Teraz doszedł sportowy. Chyba więcej tam kontuzjowanych obecnie,  niż zdolnych do jazdy na żużlu. W poprzednią sobotę niemieckie Wilki odjechały dwa mecze jednego dnia. Pierwszy został przerwany po ośmiu biegach, choć jeden zawodników z gości ledwo jak wyszedł z busa, już wołał kolegów i mówił „my tu dzisiaj nie pojedziemy”. Tor jaki był, każdy widział, ale rzeszowskie gwiazdy z negatywnym podejściem przesadziły.

Drugi popis krytyki dał kolega Baran. Na łamach portalu SpeedwayNews ostro nazwał sobotni pojedynek antyreklamą żużla i zganił działaczy za dopuszczenie do zawodów. Ja się tylko pytam, być może niewłaściwie, jak to jest, że młody kolega Majcher gaz trzymał i wygrywał, a starsi koledzy od początku przyjazdu na stadion kręcili nosem? Stara zasada mówi, że jak strach zaczyna patrzeć w oczy, to lepiej zacząć sprzedawać „rakiety”, o których się mówi działaczom. Zresztą najlepiej stan rzeczy określił Hans Andersen, z którym miałem okazję w Wittstock rozmawiać. „Przyjedźcie do Anglii, zobaczcie, na czym my jeździmy, a u Was co niektórym się od pieniędzy i głaskania w d… poprzewracało”. Coś w tym jest na pewno.

No i koniec sam niemiecki klub. Jeśli burmistrz miasta narzeka na brak współpracy z klubem, to trzeba się poważnie zastanowić, co z tym fantem zrobić. Może dać im z Polski żużlowego kuratora? W zeszłym roku jako tako to wyglądało. W  tym mamy totalną, wręcz absurdalną antyreklamę żużla. Czekam jeszcze z niecierpliwością na fakt, jak poza Celiną Liebmann w kadrze pojawi się para Egon Muller z Karlem Maierem…

ŁUKASZ MALAKA