Coraz rzadziej mam ochotę na pisanie oraz na wysłuchiwanie tego, co „żużlowym światku” się dzieje. Nie bez powodu krąży powiedzenie, kto zna choć trochę ten sport od środka, ten do cyrku chodzić już nie musi.
A cyrk mamy istny. Początek września, a prezesi klubów mają skompletowane w dziewięćdziesięciu procentach składy na przyszły sezon. Jeden z fanów żużla pytał mnie podczas ostatniego finału IMP w Rzeszowie, skądinąd całkiem udanego pod względem frekwencyjnym, jak klub może się dogadać w lecie z danym zawodnikiem odnośnie startów na kolejny sezon i później już żadna strona nie wykiwa drugiej. Sprawa jest nad wyraz prosta – podpisanie umowy nie spowodowało nagłego rozpalenia bezwarunkowej miłości. Po prostu – zawodnik czy jego menadżer, a tych ostatnio bez liku, bierze od klubu zaliczkę, ale i podpisuje odpowiedni dokument, że jeżeli klub „lewoskrętnego” nie zatrudni, to zaliczka przepada. Z kolei jeśli to zawodnik nagle zakocha się w innym klubie, to zwraca – załóżmy – dwukrotność zaliczki. I uwierzcie, jako że pieniądz rządzi światem, w tych zawartych porozumieniach rozwodów nie ma.
Mało kto już decyduje się tylko na wartościowy dla niektórych gest podania ręki. Uścisk dłoni jest bowiem już od lat dla niektórych niewiele warty, bo i charakternych zawodników na świecie coraz mniej. Ot, taki pierwszy przykład z brzegu. Swego czasu kieszeń żużlowca startującego w pierwszej lidze poratował pewien sponsor, który spłacił mu klubowe zaległości. Wdzięczny zawodnik stwierdził, że gdyby „kiedyś, coś” i przez przypadek klub, który ten sponsor wspiera, chciałby z nim rozmawiać, to ten gest zostanie na długo zapamiętany. Po tylu upadkach, nierzadko głową w bandę, amnezja przychodzi najwyraźniej jeszcze za młodu. Ostatnio tak się bowiem złożyło, że panowie po latach się spotkali i rozmawiali na temat ewentualnej przyszłości. Ręka została podana, ale co z tego, jak po pewnym czasie żużlowiec podpisał list intencyjny… na drugim końcu Polski.
W weekend startują finały zmagań w ligach. Na kogo stawiam w Ekstralidze? Niech wygra lepszy, bez względu na wygranego, to dla mnie największym wygranym będzie nowy prezes, Waldemar Sadowski, który na starcie swojej działalności wywalczy co najmniej srebro. Znając klasę prezesa, śmiem domniemywać, że gdzieś w podziękowaniach za sezon sukcesu znajdą się słowa podziękowania dla Marka Grzyba, który w areszcie na Białołęce finałów raczej nie obejrzy. Z ciekawostek „kuluarowych”, to nad Wartą jeszcze tydzień temu myśleli, jak tu wyczarować okrągłą bańkę na Pana Jacka Holdera. Czy się ostatecznie znalazła – przekonamy się wkrótce.
W niższej lidze Krosno zmierzy się z kolei z Zieloną Górą. Tu stawiam – być może ku zaskoczeniu wielu – na zespół Wilków. Z prostej przyczyny – myślę że Krosno wygra przewagą, a raczej nieznajomością aktualnego stanu toru w Krośnie przez swoich rywali.
Najciekawiej dla mnie jest jednak w finale w najniższej lidze. Odpadł już jeden z faworytów, czyli Sławomir Knop i jego muszkieterowie. Został Poznań oraz Opole. Na kogo stawiam? Chyba po raz pierwszy stanę w rozkroku. Serce mówi Opole. To tamten stadion najczęściej odwiedzałem w dzieciństwie. Rozum mówi, że lepiej, jeśli jednak awansuje Poznań. Dlaczego? Ujmę to tak – dla dobra wizerunku dyscypliny.
Zygmunta Dziembę bardzo szanuję i składam wielki hołd, iż od lat niesie ten żużlowy bagaż i „bajzel” na swoich plecach. To człowiek, który dałby się pokroić za dobro opolskiego żużla. Problem tylko taki, że otoczenie prezesa nie do końca działa z tak zwaną „ogłądą” i to jej brak może zadecydować ostatecznie o awansie Poznania. Dlaczego? W Kolejarzu nie pojawi się prawdopodobnie Bartłomiej Kowalski. Fani z Opola już na prezesie psy wieszają, że nieporadny itd. Drodzy kibice opolskiej drużyny, której dobro również na sercu i mi leży, prezes jest w tym wypadku Bogu ducha winien. Po meczu Opola w Rawiczu jeden ze sponsorów – czy też nazwijmy to działaczy klubowych – Opola stracił panowanie nad swoim telefonem i pokazał kulturę osobistą, atakując telefon jednego z działaczy z Wrocławia. To, co zostało powiedziane czy na sekretarce nagrane (od nawału inwektyw nie wytrzymał telefon albo jego posiadacz i można było się tylko nagrać), nawet nie pasuje, aby przytaczać na portalu o nazwie „Po Bandzie”. Tak poszli po bandzie.
Najsmutniejsze jest to, że jegomościa mimo próśb nie było stać, aby ruszyć przykładowo do kwiaciarni, a potem do Wrocławia i na kolanach prosić o wybaczenie. A w stolicy Dolnego Śląska od tamtej pory niezbyt chętnie odbiera się telefony rozpoczynające się od kierunkowego 77 z zapytaniem o zgodę na start Kowalskiego. Przyznam, że wcale się włodarzom WTS-unie dziwię. Jeśli takie „akcje” mają powtarzać się w klasie wyżej, to może lepiej faktycznie nabierać doświadczenia w ogładzie i zwykłej kulturze na drugoligowych salonach? Jedno jest na ten moment pewne – Kowalskiego w meczach finałowych nie będzie i nie jest to bezpośrednia wina prezesa Dziemby. Choć może jeszcze w odpowiednim momencie, kiedy nie będzie za późno, coś się w temacie zmieni.
Opolski klub potrzebuje profesjonalnego zarządzania pod wieloma względami. Jeśli tak się szybko nie stanie, to za parę lat na ulicy Wschodniej możemy zobaczyć zamiast żużla… blokowisko. Jednak raz jeszcze – ani Zygmunt Dziemba, ani wrocławski klub nie są w tym przypadku niczemu winni. Tym bardziej Poznań. Sparta nikogo nie foruje w finale, a może jedynie bierze słuszny rewanż za działanie opolskiego działacza. Gdyby mnie to mnie spotkało, zachowałbym się pewnie podobnie. Pozytywne czyny idą za wdzięcznością, a nie bezpodstawnym obrażaniem. Także drodzy opolanie, dopingujcie swój klub w walce o awans, a pretensje do prezesa są kompletnie chybione.
Ten mecz to w ogóle ma swoje ciekawe podteksty. Nie jest bowiem tajemnicą, iż menadżer Opola jednocześnie „menadżeruje” Runemu Holcie i jakiś konflikt interesów być może nastąpi w pewnym momencie finałów… Z drugiej zaś strony Jacob Thorsell – jak kuluary donoszą – już jest ponoć w Rzeszowie obok Petera Kildemanda, a z kolei Rzeszów bardzo dobrze żyje z Poznaniem. Mądremu starczą dwa słowa, a głupiemu referatu mało – jak to mawiał słynny Sofronow.
Jest jednak światełko w tunelu. Już niedługo usłyszymy bowiem oficjalnie o zmianach odnośnie rynku transferowego i nie ukrywam, że idzie to ku lepszemu. Skończą się w końcu najprawdopodobniej umowy sponsorskie i chwała wielka za to. W końcu przynajmniej finansowo będzie normalnie. Stać cię, to płać, ile chcesz, ale na końcu będziesz musiał zapłacić to, co podpisałeś. A jak nie, to płacz.
Milion za Holdera, trochę więcej za Michelsena, średni drugoligowiec „krzyczy” dwie stówy za podpis. Tak się zastanawiam, kiedy ten sport po prostu pie… upadnie. Jeśli nic się zmieni, stanie się to chyba niedługo. Wielu prezesów najwyraźniej dalej nie rozumie, że kryzys energetyczny, inflacja i inne sprawy pozasportowe sprawią, że dofinansowanie ze strony miast będzie szybko leciało w dół. Te kluby, które liczą na duże pieniądze z miast, zaraz będą budziły się z ręką w nocniku, a dłoń w tym samym miejscu będą mieli ci zawodnicy, dla których liczy się to, co na papierze, a nie w monetach w dłoni. Rozmawiałem na ten temat ostatnio z jednym prezesów. Mówi, że to racja, ale co my mamy robić, jak inni przebijają na rynku. „Jakoś pieniądze z miasta pewnie wyciągniemy”. Gorzej moim zdaniem będzie, jak wkrótce „jakoś” trzeba będzie powiedzieć zawodnikom: „panowie, ten papier to był żart”. O tym, w jakich ośrodkach miasta „sponiewierają” klub obcięciem dofinansowania, przekonamy się wkrótce.
Na koniec zakończę prywatą. Jest taki jeden z Czytelników naszej strony, który niezbyt mile oceniał od długiego czasu naszą pracę w swoich fajnych komentarzach. Ostatnio z powodu problemów z mailem, ten pan skontaktował się ze mną telefonicznie i konstruktywnie, w miłej atmosferze, wymieniliśmy sobie uwagi. To samo polecam jednemu z pierwszoligowych prezesów, który zamiast hucznie obchodzić – wedle danych kibicom obietnic – jubileusze, traci swój cenny czas na obrabianie tyłka… Ja w przeciwieństwie do pana telefony odbieram i krytyki konstruktywnej chętnie posłucham.
ŁUKASZ MALAKA
amen.
Żużel. Czy komisarze są potrzebni żużlowi? „Żaden trener tego nie powie”
Żużel. Z Malagi na pertraktacje ws. Janowskiego! Intensywny czas Zmarzlika
Żużel. Bezsensowne zmiany w Grand Prix? Jasne zdanie Bewleya!
Żużel. Czy Dobrucki i Janowski się dogadają? „To totalna klapa!”
Żużel. Junior Wilków nie może się doczekać sezonu. „Czuje mega głód”
Żużel. Problemy ze zdrowiem Scotta Nichollsa. Straci znaczną część sezonu