Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Sezon urlopowy w pełni, ale po niespełna dwutygodniowej przerwie już jutro na tory wraca najlepsza liga świata. Ja nie ukrywam, skorzystam w końcu z zaproszenia Michała Świącika i udam się pod Jasną Górę, aby zobaczyć tamtejszy Włókniarz w kolejnej ligowej potyczce.

 

Przyznam, że nie spodziewałem się po ubiegłotygodniowym felietonie, że tak szybko telefon zadzwoni, ale jednak zadzwonił. Uciąłem sobie zatem przemiłą pogawędkę z prezesem Kolejarza Opole, Zygmuntem Dziembą. Ja wyjaśniłem pewne kwestie i prezes przedstawił swój punkt widzenia pewnego tematu. Koniec rozmowy nastąpił w pełnej zgodzie. Rzadkie, ale o to właśnie chodzi. Jedna strona powinna dać drugiej  przedstawić swoje racje i na odwrót. Prezesa – nie ukrywam – lubię, taki „swój” chłop, choć, jak wiadomo celem Opola jest awans, a z taką presją wcale najłatwiej nie ma. Trochę współczuje i powtarzam raz jeszcze – chęci, zamiłowanie sportu i kochanie żużla nie wystarczą do sukcesu, zarówno tego sportowego czy marketingowego. Do tego potrzeba fachowców, którzy wiedzą z czym, co i jak oraz w którym momencie sięje” i wcale nie do Opola piję, ale do pewnych zespołów z klas wyższych.

Są takie kluby, które tworzą już prawdziwe „firmy” z jasnym podziałem ról, ale są i takie, gdzie zarządzający albo muszą sami robić wszystko, a co gorsza – jeśli sami wszystko robić chcą. Z tym Opolem jedna rzecz mnie jeszcze dziwi. Ten wspomniany tydzień temu brak ogłady. Najpierw jeden z członków zarządu wylewa wiadro pomyj, których nawet pisząc „po bandzie” przytaczać tutaj nie wypada, na Piotra Mikołajczaka, po czym klub marzy o tym, że za okazany dowód miłości ktoś im zawodnika jeszcze pożyczy. Na dodatek w momencie, kiedy – jak nieoficjalnie się coraz głośniej mówi – paru zawodników zaczyna na pewne (jakże systematycznie pojawiające się w żużlu!) tematy narzekać…

To jednak nie będzie wątek przewodni dzisiejszego felietonu. Będzie nim inny temat, który w ogóle planowany nie był. „Kto gra grubo wygrać musi” – mówi jeden z bohaterów filmu Sztos. Będzie zatem o grze i to bynajmniej nie klubowych prezesów o pozyskanie zawodnika na sezon 2023, bo te wyścigi już na finiszu. Mam na myśli grę dosłowną. Ciekawi mnie bowiem, ilu z kibiców żużla zanim zasiądzie z piwkiem w fotelu przed kanapą – klika w komputerze czy na telefonie i sprawdza, jakim jest specem żużla, obstawiając u jednego z bukmacherów zakłady na żużel? Podejrzewam, że takich jest wielu. A typować  jest co. Można obstawić przykładowo wynik meczu, rezultat z handicapem czy który z zawodników uzyska więcej punktów lub solo – czyli ile dany lewoskrętny wykręci „oczek” w meczu. Przykładowo więcej niż osiem i pół czy może mniej. Do wyboru i do koloru, możliwości wiele.

Nie będę ukrywał, że i ja lubię się sam sprawdzić i od czasu do czasu jakiś kuponik złożę. Nawet się pochwalę, że ostatnio trafiłem, iż pan Thomsen „wykręci” w Gorzowie więcej, aniżeli jedenaście punktów, a w tym samym pojedynku Grudziądz przegra równo osiemnastoma punktami.  Jako żem „cykor”, stawki moje były bardzo małe, a kursy solidne. Dwanaście „oczek” Duńczyka bukmacher wycenił w stosunku pięć do jednego, a porażkę GKM ze Stalą równo osiemnastoma oczkami –  stosunkiem czternaście do jednego. Wolę jednak na wypadek, kiedy po obstawionym meczu okaże się żem słaby spec (a tak jest najczęściej), stracić dziesięć złotych, aniżeli dwie godziny obgryzać paznokcie, bo od danego zawodnika zależy moja płynność finansowa. Nie brak jednak kibiców, którzy potrafią grać za całkiem pokaźne stawki i takowych podziwiam, za odwagę i za „nosa”. W internecie można znaleźć kupony, na których wygrane idą w tysiące. Generalnie bez wątpienia możliwość zakładów na żużel dodaje nierzadko „kolorytu” przy oglądaniu zawodów czy to w telewizji czy na żywo. 

Do czego nietypowym wątkiem z bukmacherami zmierzam? Ano do tego, że dotarły do mnie ostatnio sygnały (i nie tylko same sygnały), które bardzo mnie zaniepokoiły. Do tego stopnia, że postanowiłem przejrzeć sobie kodeks etyki obowiązujący w polskich sportach motorowych. Doszły mnie bowiem słuchy, a jeśli moją skromną osobę takowe dochodzą, znaczy coś na rzeczy jest, iż na czarny sport zaczynają narzekać co niektórzy bukmacherzy oferujący zakłady wzajemne na tę dyscyplinę sportu. Przyczyna – bardzo prosta. Ponoć pojawiają się duże wygrane – i daj im Panie Boże! – ale co najgorsze, na kuponach postawionych przez osoby w rożny sposób związane mocno ze środowiskiem żużlowym, a to już z mojego punktu – może staroświeckiego – widzenia etycznie i moralnie wątpliwe.

Ktoś pewnie zada dwa pytania – bukmacher może gracza przecież zablokować to raz, a dwa pewnie i tak grają nie pod swoim nazwiskiem, więc ten Malaka pisze bzdury. Z tym blokowaniem to ponoć też takie proste nie jest, bo jak to mówią Polacy to pomysłowy naród, a drugie… sam nie wierzyłem, ale tak – są niektórzy w polskim żużlu typujący wyniki pod swoim nazwiskiem. Co nie zakazane, to ponoć dozwolone. W kodeksie etyki nic o bukmacherach nie znalazłem, ale przyznam, że osobiście uważam takie zachowanie osób, którym żużel nie jest obcy, a wręcz bardzo znajomy, za słabe moralne. Może to budzić różne skojarzenia, wnioski i oczywiście niekoniecznie te pozytywne. Bukmacherka żużlowa to rozrywka fajna dla zwykłych kibiców i za małe stawki, przy których trudno mówić o uzależnieniu. W wyżej przytoczonym „rozdaniu” dla mnie rozrywkowość obstawiana żużla  już jest niestety niezwykle mała.

Tak sobie pomyślałem, słuchając pewnych informacji, co by było, gdybym ja sam, jako osoba mająca wpływ na działalność merytoryczną niniejszego portalu, zaczął się zakładać czy dziś współpracownicy, którym nawiasem pisząc za trud i pracę dziękuję, napiszą o Holderze czy może będzie artykuł o Madsenie… Z góry wiedziałbym przecież  o kim napiszą, a o kim nie, tak więc zakład byłby i niemoralny i nie do końca uczciwy wobec rywala…

To tyle tym razem. Za tydzień męczył  Was nie będę. Od żużla należy odpocząć, choć raz w roku w okresie wakacyjnym, czego i Czytelnikom życzę…

ŁUKASZ MALAKA