Żużel. Widziane zza Odry, czyli o solidarności, pojednaniu i ogładzie słów kilka (FELIETON)

Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Kolejny żużlowy tydzień za nami i tak naprawdę nie wiadomo od czego zacząć jego podsumowanie. Rozpocznę zatem od młodego Anglika Dana Bewleya, który po makabrycznie wyglądającym upadku na torze we Wrocławiu „otrzepał się” i wraca do jazdy. Faktycznie nie myli się ten, kto twierdzi, że ci nasi lewoskrętni to ludzie z innej planety. 

 

Z dnia na dzień w tak zwanych „kuluarach” coraz więcej słychać o ruchach transferowych. PSŻ Poznań już na papierze kreśli sobie dwa składy. Na wypadek awansu klasę wyżej, jak i pozostania w najsłabszej lidze. Pisząc krótko – perspektywiczne myślenie. Słusznie, wszak „okres transferowy” to pojęcie od wielu lat mocno względne. O transferach a raczej zatrzymaniu Wiktora Przyjemskiego myśli mocno Jerzy Kanclerz i jak żartobliwe w kujawsko-pomorskim mówią „zalicza” większość bankomatów, aby wschodzącą gwiazdę u siebie zatrzymać. 

Wracając do drugiej ligi, to jedna rzecz mnie zabolała i przyznam szczerze, że mocno. Jako osobie pochodzącej z Opolszczyzny stadion przy ulicy Wschodniej jest mi szczególnie bliski. To tam podziwiałem Cebulę, Wieczorka czy swoich późniejszych idoli – Mroza i Załuskiego.  Tamtejszych działaczy lubię, cenię, ale najwyraźniej jednej cechy mocno im brakuje. Zwykłej, ludzkiej ogłady. Z ubolewaniem przyjąłem doniesienia z lewej i z prawej, iż jeden z opolskich działaczy personalnie ponoć obwinił Piotra Mikołajczaka za fakt, iż w drużynie opolskiej w starciu z imiennikiem Kolejarzem, tym rawickim, zabrakło niejakiego Kowalskiego. Panowie z Opola. Co jak co, ale Piotr Mikołajczak od momentu odejścia od Was zachowuje się tak, jakby z Opola nie odszedł. Los Waszego klubu jest mu szczególnie bliski a zachowanie jednego z Waszych działaczy to niestety poziom rynsztoka. Nic ponadto. Tematu rozwijał nie będę, ale po prostu pewne zachowania i insynuacje wobec osób rzadkich w żużlu, ale „na poziomie”  nie przystoją. Jeśli kogoś z Was poniosło, to po dżentelmeńsku bierzemy telefon i przepraszamy za niewłaściwe słowa. Zespół U24 wrocławskiej Sparty wraca na Stadion Olimpijski. Wyprowadzka z Opola. Co jest tego przyczyną? Odpowiem jak zasłużony dla wrocławskiego żużla mecenas Andrzej Malicki, pytany co świeci niebieską łuną wieczorem nad wrocławskim Sępolnem: „ja nie wiem, ja nie tutejszy”. 

W Gorzowie z kolei początek rządów nowego prezesa. Z tej okazji nawet szanowany mecenas, Jerzy Synowiec, wzywa do pojednania i udziela rad następcy Marka Grzyba. Czy pojednanie faktycznie będzie? Tego nie wiadomo. Póki co, niektórzy dziennikarze naszej redakcji mają ponoć zeznawać jako świadkowie w sprawie z groźbami karalnymi w tle, choć takowe na naszych łamach się nie pojawiły przy okazji artykułów na temat losów pamiątek po legendarnym Edwardzie Jancarzu. Myślę, że właściwsze, aniżeli ganianie się po sądach, byłoby wspólne ustalenia i próba odzyskania choćby części ze 149 pucharów, 64 medali, 33 proporczyków. Reszty pamiątek, których przejęcie w posiadanie ktoś, gdzieś i nie kiedyś a w 1992 roku pokwitował wyliczał nie będę. Ale to wyłącznie moja sugestia. Jak widać, pojednanie może mieć różne postacie.

No i na koniec urodziny w Rybniku. Tak, tego wątku zabraknąć nie może. Prezesowi klubu z Rybnika życzymy zdrowia, utrzymania nie stołka a zespołu w lidze i więcej takiej zwykłej, ludzkiej solidarności ze środowiskiem żużlowym. Ostatnio bowiem jednemu z niemieckich zawodników stacjonujących pod Rybnikiem zabrakło metanolu. Młodzieniec wziął baniak, mechanika i, co ważne, nie zapomniał o „kasie” na kupno paliwa do swojego motocykla, bo dzisiaj czasy takie, że i po mordzie za darmo się nie dostaje. Udał się po pomoc do klubu przy ulicy Gliwickiej. Niestety, metanolu mu nie sprzedano a sympatyczny prezes z wąsem w żołnierskich słowach przekazał odwiedzającym klub młodzieńcom, aby jak najszybciej zamknęli drzwi z drugiej strony. Panie prezesie, czy naprawdę już tak źle w Rybniku, że nie może Pan poratować „bajtla” w potrzebie i nie dać a, podkreślam, sprzedać parę litrów metanolu? I ja się później dziwię, że Niemcy wciąż raczej niepochlebnie mówią na temat Polaków… Trochę wstyd Panie Mrozek. Na tym skończę, bo, jak to mówią, leżącego się nie kopię. Jednak, aby nie było, że my tylko dokuczamy Rybnikowi a nie pomagamy. W zaistniałej sytuacji poczuliśmy się w obowiązku, aby założyć zbiórkę z okazji jubileuszu klubu i zadbać o metanol, skoro jego niedostatek. Obiecujemy, że zebraną kwotę przelejemy wprost do Rybnika, mając nadzieję, że prezes zrobi zapas i przy następnej okazji metanol potrzebującym sprzeda. Jako, że my go z Wami, Czytelnikami, niejako fundujemy, opłatę za niego pozyskaną prezes przeleje na Fundację PZM… Wszak jak zawsze głosimy, pomagać warto.

Dodajmy, że pod względem sportowym w Rybniku nie jest tak źle. Prezes mówi, że Rybnik i na czwartym miejscu może skończyć. Tak można z tabeli wyliczyć. Ja jak znajdę chwilę wieczorem, to też się przyjrzę, to może mi i awans do PGE Ekstraligi wyjdzie. Jak się bawić, to wszak na całego.

Na koniec tradycyjnie optymistycznie. Nie ukrywamy, że cieszymy się jako redakcja, że zainicjowane przez nas asystowanie Tomaszowi Bajerskiemu podczas meczu z Lokomtivem przyniosło Panu Pawłowi Romejko 3600 złotych. To w tym całym żużlowym „bagnie” buduje, że są jeszcze na szczęście w tym lewoskrętnym  „cyrku” normalni i aktorzy i widzowie…