Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Po raz drugi z rzędu nie musiliśmy się daleko „ruszać”, aby obejrzeć tegoroczny cykl Grand Prix. Wystarczyły nam niecałe trzy godziny drogi, by z Wrocławia znaleźć się w piątkowy wieczór w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie w sobotę rozegrała się walka o kolejne punkty tegorocznym cyklu mistrzostw świata. 

 

ŻUŻEL MOŻESZ OBSTAWIAĆ DO 500 ZŁOTYCH BEZ RYZYKA W FUKSIARZ.PL. ZAREJESTRUJ SIĘ TERAZ

My, na „żużlowo”, zaczęliśmy już piątkowy wieczór. Zaproszeni przez trójkę gorzowskich, byłych żużlowych „muszkieterów” – Bogusława Nowaka, Stanisława Maciejewicza oraz Marka Towalskiego, udaliśmy się na zorganizowane przez nich spotkanie legend polskich torów żużlowych. Oby takich spotkań było w przyszłości więcej. W jednym miejscu spotkała się pokaźna liczba byłych zawodników oraz działaczy sportu żużlowego. Kogo tam nie było? Byli bracia Jąderowie, anegdotami zabawiał Józef Jarmuła, wspomnieniami dzielili się między innymi – piąty z Wembley Jerzy Rembas, Jan Krzystyniak, Marek Kępa czy Wojciech Żabiałowicz. Nie zabrakło również  dziennikarzy lubiących opisywać historię polskiego żużla – Robertów, Borowego i Nogi czy Wiesława Dobruszka.. Spotkanie „otworzyli” Józef Cycuła, który odczytał specjalny wiersz dla Bogusława Nowaka oraz prezes Stali, Waldemar Sadowski. Konferansjerem był przedstawiciel naszego środowiska – Przemysław Sierakowski.  Na wspomnienia czasu nigdy za wiele. Te piątkowe trwały jak nam doniesiono, do sobotniego poranka… Co najlepiej obrazuje, że tę tradycję należy jak najbardziej kontynuować.

Wiecie w ile nie godzin, a minut, rozeszło się podczas spotkania piwo? W bardzo niewiele. Wszystko za sprawą pomysłu pracowniczki marketingu klubu, aby kapsle na butelkach były okolicznościowe. Dzięki współpracy klubu z Browarem Witnica, na zamknięciu butelek ze złotym napojem można było odnaleźć podobizny byłych legend gorzowskiej Stali. Pomysł wart naśladowania. Doskonały. Tych, którzy mają „zmysł” kolekcjonerski i lubią złoty napój –  odsyłamy do sklepów w Gorzowie i okolicach. Warto podkreślić, że o „weteranach” nie zapomniał PZM. Na spotkaniu pojawił się szef GKSŻ, Piotr Szymański.

–  Zawsze staramy się pamiętać o historii żużla  i byłych zawodnikach. Takie spotkania to znakomita rzecz i gratuluję organizatorom. Tyle słynnych „nazwisk” w polskim żużlu jednocześnie spotyka się za rzadko – mówił Piotr Szymański.

Piątkowe spotkanie legend
Prezes Stali Waldemar Sadowski, wiceprezes Daniel Miłostan, przedstawiciel Fundacji Enea, Rafał Dobrucki oraz Bogusław Nowak i członek Rady Nadzorczej Stali,Remigiusz Turek  (tyłem)
Pamiątkowe zdjęcie uczestników spotkania

Sporo czasu zajęło nam przygotowanie imprezy, ale jak się patrzy na zadowolenie uczestników, to na pewno było warto. Dziękujemy wszystkim za przybycie, a sponsorom za wsparcie inicjatywy gorzowskich „weteranów” – mówił nam z uśmiechem Marek Towalski. 

My, aby sprostać zawodowym obowiązkom, wyszliśmy zdecydowanie prostym krokiem tuż przed godziną 21:00, więc tak naprawdę w momencie, kiedy wieczór się „rozkręcał”. Postanowiliśmy bowiem jeszcze  podjechać do Wawrowa, aby zobaczyć tor, na którym pierwsze kółka „kręcił” dwukrotny mistrz świata, Bartosz Zmarzlik.

Tor w Wawrowie

Legendy żużla były obecne również sobotnim popołudniem. Tym razem, na jednej z barek zacumowanych nad Wartą, odbyło się spotkanie żużlowych legend z kibicami. Były opowieści o karierach, a pytań od ciekawych „tamtego” żużla kibiców nie brakowało. 

– Czy ja nie lubiłem stawać z kimś pod taśmą? Nie. Mi było obojętne, kto stoi obok mnie. Zawsze patrzyłem przed siebie i chciałem po prostu wygrywać. Miło, że starych zawodników wciąż pamiętają kibice – mówiła była gwiazda Włókniarza Częstochowa, Józef Jarmuła, którego wspomnienia ukażą się niedługo w specjalnej publikacji.

Wstępem na organizowane przez nas spotkanie była okolicznościowa cegiełka w postaci plakatu okolicznościowego z piątkowego zlotu legend, w cenie 25 złotych. Dochód trafił oczywiście w ręce Bogusława Nowaka, który odpowiednio go spożytkuje w swojej fundacji. Nasz „bramkarz” nie omieszkał zaznaczyć trenerowi kadry, iż on jest nijako poza „kolejnością” do kupna cegiełek. Nie powiemy ile, ale w naszej kasie zarówno Rafał Dobrucki, jak i była legenda żużla, Jan Krzystaniak, zostawili wielokrotności „cegiełki”. – Proszę brać i nie gadać. To dla Bogusia. Koniec, kropka – powiedział „kasjerowi” jeden ze wspomnianych wyżej. Panowie – czapka z głowy od naszej redakcji i Bogusława Nowaka.

– Miło spotkać się z kibicami. Jeszcze milej, że jest kolejny niemały „grosz” do mojej fundacji. Z szacunku do mojej osoby życzę sobie, abyście wspomnieli, że bardzo Wam dziękujemy jako redakcji za pamięć o nas i udzielaną pomoc – mówił Bogusław Nowak.

Sobotnie spotkanie z kibicami na Warce

Niżej podpisany całego spotkania legend nie zaliczył, gdyż w tym samym czasie, na pobliskim rynku trwało spotkanie teamu Andersa Thomsena z jego sponsorami. To już tradycja, że Duńczyk na jedną w sezonie, wybraną rundę Grand Prix, zaprasza swoich najbliższych przyjaciół oraz sponsorów. Jak zwykle atmosfera była doskonała, a spotkanie na parę godzin przed walką o kolejne punkty w cyklu zaszczycił sam zawodnik. 

– Sam nie wiem jak dzisiaj będzie. Chcę pojechać naprawdę dobrze, a co wyjdzie – okaże się na torze. Nie czuję się jeszcze w stu procentach sprawny po ostatnich moich, nazwijmy to, spotkaniach z torem, ale zrobię wszystko, aby zgromadzeni tu moi przyjaciele nie musieli się mnie wstydzić – mówił jak zwykle z humorem – jak się później okazało – triumfator sobotnich zawodów. 

Druga od lewej – Sandra Salman, czyli osoba dbająca o „tyły” zawodnika – menadżerka Andersa Thomsena z rodzicami oraz koleżanką
Spotkanie przyjaciół, rodziny oraz sponsorów Andersa Thomsena

 

Po spotkaniach legend i przyjaciół Duńczyka nie pozostało nic innego, jak tylko udać się na stadion. Teren do niego przyległy, za sprawą między innymi tradycyjnego miasteczka, czyli fan zony tętnił życiem już parę godzin wcześniej. Im bliżej zawodów, tym przejść swobodnie stadionowym chodnikiem było trudniej. Nie ma się co dziwić, gdyż sobotnie zawody oglądał ostatecznie prawie komplet publiczności. 

Faworyt jest jeden i to oczywiście Bartek Zmarzlik. Nie musi tak naprawdę wygrywać. Ważne, aby budował przewagę nad rywalami, a czy tak się stanie, zależy od ostatecznej klasyfikacji dzisiejszych zawodów – mówił nam Marek Biernacki, jeden z kibiców śledzących żużel od ponad … sześćdziesięciu lat. Jego słowa okazały się prorocze. Zmarzlik przed własną publicznością nie wygrał, ale powiększył przewagę. Zawodnicy Stali zdominowali w sobotę Gorzów – Thomsen, Vaculik oraz wspomniany Zmarzlik pomiędzy siebie podzielili podium piątej rundy Grand Prix. Tyle o sporcie.

Co zatem działo się w kuluarach stadionu? Oczywiście nie zabrakło gości VIP. Miejsce w loży dzielił z senatorem Komarnickim marszałek Senatu, Tomasz Grodzki. Pojawił się również były siatkarz, a obecny prezes PZPS, Sebastian Świderski. Dobrze zadbano o podniebienia gości kategorii ViP, którym tuż za stadionem postawiono specjalny namiot gdzie korzystając z poczęstunku, mogli jednocześnie na dużym telebimie śledzić przebieg zawodów. Zadowolenia z przebiegu i organizacji imprezy nie ukrywał również obecny w Gorzowie, Armando Castagna.

– Jak zwykle dobra organizacja imprezy. Emocje na torze były do końca. Deszcz nie pokrzyżował planów i wypada się tylko cieszyć – mówił po zawodach Włoch. 

Strefa cateringu dla posiadaczy „statusu” VIP
Marszałek Senatu, Tomasz Grodzki, Sebastian Świderski, Dariusz Wojciechowski oraz działacz Stali Gorzów

Nie do końca zadowolony musiał być Słowak, Martin Vaculik, który jak się dowiedzieliśmy – postanowił przed biegiem finałowym ostatecznie zmienić motocykl, który wiózł go po punkty w rundzie zasadniczej. 

– Ja się tylko cieszę. Nie ma co narzekać. Anders był najlepszy, a sobie życzę utrzymania formy – mówił po zawodach Słowak. 

Po zawodach humor dopisywał również trenerowi Stali Gorzów, który przed zawodami zdecydowanie „odcinał” się od wskazywania faworyta wieczoru.

Pan wie, że ja daleki jestem od wskazywania „koni” wieczoru. Co będzie, zobaczymy za parę godzin. Fajnie, gdyby nasi zawodnicy grali główne role. Tu może wygrać każdy. Jadą najlepsi  – mówił przed zawodami Stanisław Chomski. Życzenie uznanego szkoleniowca spełniło się, jak wiemy, chyba ponad miarę.

Czy były zatem jakiekolwiek minusy sobotniego wieczoru? Okazuje się, że tak. Był jeden i to bardzo spory, na który jednak chyba nikt nie ma wpływu. W Gorzowie panuje bowiem dziwna tradycja systematycznego wstawania kibiców siedzących na trybunach niskich, co mocno denerwuje tych siedzących z tyłu, ponieważ siłą rzeczy też muszą się podnosić…

Jest tu naprawdę doskonała widoczność i nie rozumiemy, dlaczego w każdym biegu ludzie wstają i zasłaniają widoczność innym. Chyba powinno się dla nich zrobić miejsca stojące. U nas ogląda się biegi na siedząco. Poza tym, jak zwykle fantastyczny wieczór – mówił nam jeden z niemieckich kibiców, który na zawody do Gorzowa przyjechał z Teterow. 

Zadowolona z zawodów była połowa komentatorskiego duetu telewizji czyli Michał Korościel. Wraz z Rafałem Lewickim za swój komentarz zbierają coraz lepsze oceny. Słynny głos Radia Zet „martwiło” zupełnie coś innego.

– Zawody sympatyczne. Fajnie, jak jest co komentować, w sensie wydarzeń na torze. Za pozytywne oceny naszej pracy fanom dziękujemy, ale jak sam doskonale wiesz, człowiek uczy się całe życie. Wy udajecie się do Wrocławia czy Berlina, a ja zaczynam o szóstej rano pracę w radio. Nie ma lekko. Nasza praca też wymaga dobrej  logistyki – mówił żartobliwie prezenter popularnej stacji radiowej. 

Największa radość biła oczywiście z twarzy sponsorów, rodziny oraz przyjaciół Andersa Thomsena. Nie brakowało również duńskich kibiców, którzy przybyli do Gorzowa. Jeden z nich, po zawodach, przez moment skutecznie tamował ruch wyjazdowy, stojąc na ulicy opleciony dużą flagą z napisem „Anders Thomsen is the best”.

– Anders ciężko pracuje na swoje sukcesy. Wierzę, że to kolejny przystanek na jego drodze, podobny do tych, jakie stanowiły sukcesy w klasie 50 czy 80 cc we wczesnych latach jego kariery – mówił po zawodach wzruszony ojciec zawodnika. 

Anders Thonsem z synem

Na koniec tradycji musiało stać się zadość. Niebo nad stadionem rozświetliły sztuczne ognie. Czy wygrają one w tym roku z innymi polskim arenami, na których zawodnicy będą walczyli o punkty Grad Prix?

– Maciek Janowski zawalił turniej i smutne, że taki spadek formy w cyklu jest co roku. O sztuczne ognie Pan pyta? Panie, te wrocławskie nie mają konkurencji. W tej klasyfikacji poza-żużlowej zawsze wygrywa Wrocław – mówił zawiedzony wynikiem lidera Betard Sparty Wrocław kibic, który do Gorzowa pofatygował się tak jak my, ze stolicy Dolnego Śląska. 

W sobotę po 23 ruszyliśmy w drogę do Wrocławia. Kolejny przystanek to oczywiście Cardiff.