Nicki Pedersen. Foto: Jarek Pabijan
Share on facebook
Share on twitter
Share on linkedin
Share on email
Share on whatsapp

Żużel wciąż na etapie snu zimowego, opadł już nieco kurz transferowy, więc trzeba trochę podenerwować działaczy klubowych za sprawą znanego i lubianego wróżenia z fusów. Czy PGE Ekstraliga będzie podzielona na dwie strefy?

Pamiętam jak przed sezonem 2020 zapytałem kierownika drużyny z Zielonej Góry, Tomasza Walczaka, o to, czy w związku z przewidywaniami ekspertów, którzy skazywali ROW Rybnik na spadek z elity, uważa, że wygrana jego drużyny na ich torze to obowiązek. Walczak ze znaną sobie szczerością odpowiedział, że nie lubi spekulacji i generalnie się nimi nie przejmuje. No, ale dziennikarze wręcz przeciwnie. Taka to już jest ta nasza ukochana dyscyplina, że w jesienno-zimowe wieczory nie możemy śledzić kolejnych zawodów, a o czymś rozmawiać trzeba. No więc do sedna – cóż tam nam poszczególne kluby zmalowały?

Na papierze wygląda to na podział w proporcjach 5:3. Leszno, Wrocław, Gorzów, Częstochowa i Lublin w walce o play-offy/medale, a z tyłu Trójkąt Bermudzki, gdzie można zniknąć i za rok w Ekstralidze już się nie pojawić. Marcin Wójcik, który był gościem „Żużlowiska” na fanpage’u PoBandzie mówił, że Falubaz może pozytywnie zaskoczyć. W tym zdaniu słowem kluczem jest dla mnie słowo „zaskoczyć”. Ba, będę w ciężkim szoku graniczącym z niedowierzaniem, jeśli ferajna Piotra Żyto powalczy o coś więcej niż utrzymanie. Jakoś nie mam specjalnego przekonania, że sympatycznego Słowaka z Żarnowicy z powodzeniem zastąpi nie zawsze sympatyczny komandos ze Słowenii. Piotr Protasiewicz też nie jest raczej polskim odpowiednikiem „Ciekawego Przypadku Benajmina Buttona” i wzorem Krzysztofa Ibisza nie młodnieje z wiekiem. W klubie pozostać musiał, bo rynek bardzo mocnych Polaków, chętnych na zmianę barw klubowych jest tak ubogi, że Marcin Najman mógłby wykrzyczeć „Ludzie, tu nikogo nie ma!”.

Dziury Falubazu na pozycji młodzieżowców są aż nadto widoczne. Pech chciał, że wszyscy potencjalnie skuteczni zawodnicy pokończyli wiek juniora w tym samym momencie. Nie można liczyć w biegu numer dwa na Pawliczaka, Krakowiaka czy Tondera. Ragus, Osyczka i Tufft nie mieli okazji rywalizować na najwyższym poziomie, a jak powszechnie wiadomo – kibic w Ekstralidze wymaga bardzo dużo. Nie odmawiam żadnemu z nich talentu, ale gwarancji ekipa z Winnego Grodu nie ma tutaj żadnych.

W Trójkącie Bermudzkim są także reprezentanci województwa kujawsko-pomorskiego. Wracający w glorii i chwale po obowiązkowej karencji w eWinner 1. LŻ do elity Apator i MrGarden GKM Grudziądz. Ci drudzy stracili swoje najważniejsze żądło, czyli Artioma Łagutę. W sumie nie dziwię się – kto by się oparł niepodważalnemu urokowi Andrzeja Rusko? Lidera znaleźć było niezwykle ciężko, bo oto na drodze stanął m.in. bezwzględny jak dementor z Azkabanu przepis u24. Przy Hallera tę rolę powierzono Norbertowi Krakowiakami, a w odwodzie jest jeszcze Roman Lachbaum. I tutaj zrobiłem duże oczy. Czy Falubaz nieumyślnie przypadkiem nie wzmocnił rywala w walce o utrzymanie? Dane statystyczne dowodzą, że Krakowiak prezentował się ostatnio lepiej od Mateusza Tondera, a Jan Kvech na poziomie Ekstraligi to kolejna z kilku niewiadomych, które stawiam przy nazwie klubu z Zielonej Góry.

Jest jeszcze kwestia liderów. Tutaj problem mają wszyscy trzej bohaterowie. Apator stwierdził, że nie będzie wydawać fury pieniędzy na lidera, woli wydać furę pieniędzy na najlepszego (ich zdaniem) zawodnika do lat 24 Roberta Lamberta. Teraz modlą się do Boga, Jej Królewskiej Mości i innych sił, w które wierzą, aby dały Brytyjczykowi moc z początku sezonu 2020. Anioły mogą tu mieć przewagę nad Falubazem i GKM-em. Dzięki temu Tomasz Bajerski dostanie szersze pole do popisu przy żonglowaniu taktyką.

Wspominałem już o wątpliwościach związanych z ach, tą dzisiejszą młodzieżą Falubazu, ale w Toruniu i w Grudziądzu także drapią się po czołach i zastanawiają jak to wszystko wypali. Ci drudzy ratują się posiłkami z Gdańska i z całego tego zestawienia, Karol Żupiński wygląda na zawodnika najmocniejszego. Jeżeli sprzęt dopisze (w klubie liczą, że podobnie będzie chociażby z Chrisem Holderem, któremu wrota do Cierpic mają zostać otwarte na oścież) to wówczas powinno wypalić. Przy Hallera jakoś optymizmu w tej kwestii nie widać. Można za to przeczytać wypowiedzi Nickiego Pedersena, który na łamach strony speedwaygp.com obiecuje, że zaopiekuje się Przemysławem Pawlickim i Krzysztofem Kasprzakiem.

– Nie mieli ze mną po drodze przez lata. Mieliśmy sporo spięć, ale jestem doświadczonym zawodnikiem i nie muszę z nimi walczyć. To nie są wrogowie. Pomogę jak tylko będę mógł w 2021 roku – przekonuje Duńczyk.

Przyznacie, że Pedersen opiekujący się duetem KK&Przemo to coś, na co internet prawdopodobnie nie jest gotowy. No ale w końcu w piosence Buldoga pogodzili się ze sobą nawet bracia Kurscy.

Na koniec rzecz krótka o Antonio Lindbaecku, który motocykle zamienił na koparki. Nie będę tu jakoś przesadnie obiektywny – bardzo lubię gościa. Jego dredy to dla mnie jeden z symboli cyklu Grand Prix. Wielkieś mi pustki uczynił. Pamiętam jak przyjechał z GKM-em na sparing do Torunia przed sezonem 2016. Uśmiechnięty od ucha do ucha, bawił się w coś w rodzaju „berka” z ludźmi ze swojego teamu. Gdy rozmawialiśmy po meczu towarzyskim, z tym samym uśmiechem oświadczył mi, że chce pomóc Gołębiom zdobyć mistrzostwo Polski.

Teraz już jako pracownik Lindbäck Entreprenad czeka na zlecenia. Te koparki mają gwarantować dużą jakość przy pracach ziemnych. Mam tylko nadzieję, że wysyp zakończonych karier (Lindbaeck, Okoniewski, Kajzer) nie zamieni się w lawinę. Masowego exodusu z pewnością byśmy nie chcieli.

KONRAD MARZEC